Śmierć – i co dalej?
Czym będzie dla ludzkości taki dzień, kiedy rozbłyśnie Jego światło. I wszyscy nagle zobaczą jak na ekranie skanującym sumienie i przeszłość, i całą swoją niegodziwość – i wszyscy w nagości staną wobec spojrzenia Boga i ilu to wytrzyma? Tylko ci, którzy trenują stawanie w Prawdzie! A my trenujemy chodząc do spowiedzi… „uważajcie na samych siebie”
(…) Trenujmy oswajanie się z Prawdą w sakramencie spowiedzi. Bo być może będzie tak, że nie będziemy mieli nawet godziny na pobiegnięcie do konfesjonału, ani nie będzie nawet czasu wezwać kapłana. Traktujmy dzisiejsze słowo jak ostrzeżenie przed dniem, który wszystko prześwietli!
O. Augustyn Pelanowski – o oświetleniu sumień.
Jezus powiedział do swoich uczniów: ” Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce.
A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę.”
Odezwał się do Niego Tomasz:” Panie nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?”
Odpowiedział mu Jezus:” Ja jestem drogą i prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie”.
z Ewangelii św. Jana
„ W chwili śmierci będzie się liczyła tylko miłość.”
Jednocześnie z wkraczaniem w poszczególne etapy życia zmienia się nasze postrzeganie świata oraz naszej obecności na nim. Będąc na etapie młodości, wydaje nam się, że świat do nas należy, że wystarczy tylko wyciągnąć rękę i wszystko, czego zapragniemy, jest nasze. Także nasza obecność wydaje się nieustanna. Słowo ” śmierć” jak gdyby nie dotyczyło naszej osoby. Ta chwila wydaje się tak odległa, że nie warto zaprzątać sobie nią głowy.
Lekcja od ks. Jana Kaczorowskiego
Wczoraj zmarł ks. Jan Kaczkowski. Takiego go zapamiętamy – pełnego wiary oraz siły życia. Swoim optymizmem zarażał innych… zawsze mawiał, że "Trzeba żyć na pełnej petardzie".Podziel się jego lekcją z najbliższymi.
Gepostet von Popularne am Dienstag, 29. März 2016
Jakże często nie zdajemy sobie sprawy, że może to nastąpić szybko, niespodziewanie, nawet w tym momencie, I nie musi to być żaden kataklizm, katastrofa czy choroba. Śmierć może nastąpić w każdym momencie. Inaczej mówiąc ” zaskoczyć nas „.
To prawda. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nasze życie może zagasnąć w każdej chwili. Niejednokrotnie, pod wpływem problemów czy cierpienia wydaje nam się, że pragniemy już teraz opuścić ten „padół płaczu”, lecz gdy widzimy, że to następuje, jesteśmy co najmniej zaskoczeni, nie wspominając o pragnieniu pozostania na nim. Mój mąż, którego życie nie oszczędzało i który bardzo cierpiał fizycznie z powodu swojej niepełnosprawności, pod wpływem tych cierpień niejednokrotnie, wydaje mi się, że całkiem szczerze, mówił: „Tak bardzo bym chciał, żeby to już się skończyło„. Lecz gdy nieoczekiwanie okazało się, że ten czas właśnie nadszedł, nie narzekał, ale w jego oczach było widać strach, niepewność i żal. Po prostu nie myślał, że to nastąpi dużo szybciej, niż sądził.
Zofia
Nie płaczemy nad tymi,
Którzy odeszli.
Płaczemy nad pustką
Jak po wyciętym drzewie,
Jak po zburzonym domu.
Płaczemy nad niewypowiedzianym „przepraszam, kocham, dziękuję …”
Płaczemy nad przytuleniem
I uściskiem dłoni,
które się nie dokonały.
Oni już przecież są po drugiej stronie.
Ich podłoga jest naszym sufitem.
Polerują taflę nieba,
rozmazując chmury bosymi stopami.
Pamiętają,
Patrzą,
Czekają,
By dopełnić
Niedokończony dotyk
I słowo,
które ugrzęzło w gardle…
#tusięŻYJEażdośmierci
Ale przyjdzie taki Dzień, gdy zapuka do Ciebie Ktoś wówczas powie Ci: „Odnalazłeś swój Dom, Dom spotkania miłości”
Czy jesteśmy przygotowani na to spotkanie? Czy myślimy nad tym co by było, gdyby właśnie teraz Bóg wezwał nas do siebie?
Fragment książki „i dam wam serce nowe”
Marta PrzybyłaŚmierć.Największa tajemnica życia. Jego koniec. A może początek… Nie staram się kreślić jakiś fantastycznych wizji, tylko po swojemu powiedzieć jak ja to widzę. Jedno wiem na pewno. Jako chrześcijanin wierzę, że czeka mnie Życie. Moja interpretacja słów Jezusa z J 11, 25-26: ” Rzekł do niej Jezus: «Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?”https://youtu.be/3RX6FmKIynIDopiero odejście bliskiego człowieka, niejednokrotnie irytującego do granic wytrzymałości uświadamia nam, jak bardzo go nam brak i jak mało czasu mu poświęcaliśmy. Żal wtedy zmarnowanego czasu, niedopowiedzianych albo zbędnych słow. Czasu, który trzeba było poświęcić całkowicie na bycie razem.
Znalazłam taką pouczającą refleksję osoby, której brat nagle odszedł.
Wczoraj w Warszawie, w pracy odszedł nagle do wieczności mój Brat Andrzej Sosnowski Nie byłem na to przygotowany, bo kto jest ? W takiej chwili przychodzą wspomnienia i refleksje. Czy zrobiłem wszystko co mogłem ? Czy pamiętałem ? Czy miałem dość czasu by z nim porozmawiać, tak na co dzień, bez okazji ? Przynajmniej 2 x NIE … On w Warszawie, ja w Łodzi. Niby blisko, a jednak daleko, on w swojej pracy i gonitwie, ja – w swojej. A czasu ciągle brak… Różniliśmy się bardzo, a jednak to Brat, moja krew, tylko czemu zapominałem o tym, a czuję to dopiero teraz ?
Czemu odkładamy na później nasze spotkania, czy rozmowy z najbliższymi, myślimy, że mamy czas ? Czemu jesteśmy tacy oszczędni w słowach ? Dlaczego tak trudno przechodzą nam przez usta słowa „Kocham Cię”, „Tęskniłem”, „Brakuje mi Ciebie” ? Nie odkładajmy niczego na później, bo może nie być tego ”później”. Nie my decydujemy o naszym losie, ani czasie. Dlatego zadzwoń już dziś do swojego Brata, czy Siostry, Rodziców, dawno nie widzianych Przyjaciół, tych prawdziwych i otwórz swoje serce, nie umysł, bo on każe się nam zamykać, lub odkładać na później, bo przecież „mamy jeszcze czas”. Wyłącz umysł choć na chwilę i spróbuj poczuć, otwórz się na uczucie ….
Kocham Cię Andrzejku i już teraz mi Ciebie brakuje
I jeszcze jedno. Jeżeli byś miał w tej chwili stanąć przed Jezusem czy miałbyś mu coś do zaoferowania, coś, co dobrego zrobiłeś w życiu, jak je przeżyłeś, czy miał byś puste ręce, lub, co jeszcze gorsze, bardzo ubrudzone.
Św. Maria Faustyna Kowalska – Dwie drogi
Odpowiedzialność za duszę (1/2)
Odpowiedzialność za duszę (2/2)
A jeżeli już staniesz przed Bogiem, jak zostaniesz osądzony?
Jak to dobrze, że mamy takiego Orędownika w Niebie, Orędownika, który nie zawahał się odkupić nas własną krwią i mimo, że nie może liczyć na naszą wdzięczność, wstawia się za nami przed Ojcem.
Pewna kobieta, po wypełnieniu prostego i pogodnego życia, zmarła i znalazła się natychmiast
w długiej i uporządkowanej procesji osób, które przesuwały się powoli w stronę Najwyższego Sędziego.
Wraz ze zbliżaniem się do końca kolejki coraz wyraźniej słyszała słowa Boga.
Usłyszała, jak Bóg mówił do kogoś:
– Ty, który mi pomogłeś, kiedy miałem wypadek na drodze i zawiozłeś mnie do szpitala, wstąp do mojego Raju.
Potem mówił do kogoś innego:
– Ty, który bez żadnego zysku pożyczyłeś wdowie pieniądze, wstąp, aby otrzymać wieczną nagrodę.
A potem znów:
– Ty, który wykonywałeś bezpłatnie bardzo skomplikowane operacje chirurgiczne, pomagając mi przynosić wielu ludziom nadzieję, wstąp do mego Królestwa.
I tak dalej.
Uboga kobieta przeraziła się, bowiem – choć bardzo się starała – nie mogła przypomnieć sobie żadnego szczególnego czynu w swoim życiu. Przepuściła nawet kolejkę, by mieć troszkę więcej czasu na zastanowienie się, ale absolutnie nic nie przychodziło jej do głowy.
Pewien uśmiechnięty, ale stanowczy anioł nie pozwolił jej ponownie przepuścić długiej kolejki.
Z bijącym mocno sercem i w wielkim strachu stanęła przed obliczem Boga. Otoczył ją natychmiast swoim uśmiechem.
– Ty, która prasowałaś wszystkie moje koszule… dziel się moją Radością.
Czasami tak trudno jest wyobrazić sobie, jak bardzo nadzwyczajne są rzeczy zwyczajne.
Bruno Ferrero
Gdy już Miłosierny Ojciec osądzi nasze czyny, trafiamy w miejsce, na które ” zapracowaliśmy” swoim życiem.
CZYŚCIEC
Ps. zdjęcia robione w dniu, w którym dowiedziałam się, że mąż ma raka, wówczas, tego dnia, będąc na dyżurze w pracy żarliwie ze łzami w oczach modliłam się aby Pan Bóg, Maryja, ktokolwiek z NIEBA dał mi znak, że nie pozostaniemy sami bez wsparcia NIEBA w tej walce z rakiem. I gdy tak płakałam, obok stała i pocieszała mnie koleżanka Renata, naprzeciw nas rozbłysło nagle światło. I choć widoczny budynek stał w cieniu, na jego zacienionej ścianie pojawił się, jak dla Renaty Cudowny Medalik, dla mnie początkowo Anioł, a potem Ukrzyżowany Jezus. A wy co myślicie? Powiem wam, że wiele dowodów Łask Pana naszego otrzymałam, ale to naprawdę zbyt wiele aby jeden post zdołał pomieścić, po prostu uwierzcie mi na słowo…. Myślę, że i wy macie też swoje cudowne doświadczenia. Z Bogiem kochani,.
Marta Łukomska Grzebuła
To prawda. Tylko czy my nie marnujemy tego skarbu?
NIEBO
Niebo to Ja. Będąc w niebie, jesteś we Mnie już bez ograniczeń, jakie stwarza teraz ciało. Będziesz dotykać Mnie i obcować ze Mną całym twym jestestwem, i wszystko w tobie będzie niebem: radością i odczuciem pełni ciągle rosnącej. I zachwytem coraz doskonalszym. Pokojem i ukojeniem.
Zawsze będzie radość doskonała, piękno doskonałe, dynamiczne i ciągle bogatsze. Nasycenie szczęśliwością. Będziesz chłonąć Miłość i będziesz kochała, i pragnęła kochać.
Niebo to Ja.
Poza mną jest piekło: ból oddzielenia i wieczny głód. Wieczny nienasycony głód i niepokój, i lęk, i ucisk.
Zobacz, Moje dziecko: cały świat jest we Mnie. I ty, maleńka drobina w tym świecie jesteś we Mnie – ukochana, upragniona, chroniona.
Popatrz: cały jestem dla ciebie. Nikt i nic nie umniejszy tej Mojej miłości. Moja wszechmoc polega też na tym, że dla każdego Mojego dziecka jestem cały. Każdy ma całą Moją miłość, całe Moje piękno!
Jestem niepodzielny – choć jestem dla wszystkich.
Pragnę nauczyć cię tak kochać i tak przyjmować Miłość: Każdemu dawać pełnię Miłości i przyjmować dar Miłości bez lęku, że ktoś ci go odbierze, umniejszy.
Miłość nie ma żadnych granic i nigdy jej nie zabraknie: ani tej, którą otrzymujesz, ani tej, którą dajesz. Szczodrym sercem dawaj i szczodrym przyjmuj – z hojnością królewską, bo królewski dar otrzymujesz i królewski rozdajesz.
Bądź pewna Mojej miłości, bo to daje pokój i radość i pobudza do szczodrości. I choć krwawić będzie twoje serce Moim bólem, radość i pokój będą w tobie, bo masz Mnie. I dzielić się będziesz Mną i nigdy Mnie nie zabraknie. Nigdy nie zabraknie ci Miłości.
Ja jestem Miłością wszechobecną, wszechogarniającą, nasycającą wszystkich, którzy pragną ją przyjąć i pozwolą ją sobie dać.
? Słowo pouczenia Alicja L
z postu Paweł Paul Szeliga
Niebo.
Segregacja modlitw.
Sterty wniosków i zażaleń.
Kilka podziękowań
(nielicznych)
Modlitwy bez słów.
Kaligrafia łez.
Atrament duszy.
Bezbarwny.
Dla Niego najwymowniejszy.
Może się okazać banalne, to co napiszę, ale może komuś się przyda. Pewnie będzie trochę chaotycznie, za co z góry przepraszam
Przechodząc do sedna przypomniałam sobie słowa ks. Teodora, z krótkich rozważań, jeszcze podczas wcześniejszej Nowenny pompejańskiej „ja też chcę do nieba”.
Proste, banalne, a jednak zostało w pamięci.
Często, kiedy ktoś się nas pyta, czy chcemy iść do Nieba, odpowiedź wydaje się banalna, chyba każdy chce.
Zastanów się, czy chcesz iść do Nieba, w którym jest Bóg, czy szukasz swojego własnego nieba, tu na ziemi?
Szukasz Boga, chcesz za Nim podążać, ale czy, aby na pewno wybierasz Go w życiu codziennym?
Czy, aby na pewno chcesz żyć w wieczności razem z Nim?
Możliwe, że, kiedy mówisz „szukam szczęścia w Bogu”, tak naprawdę szukasz go nie w Bogu, ale w bożku, w jakimś substytucie, który wydaje Ci się Bogiem, a w rzeczywistości Nim nie jest.
Być może Twoim niebem jest miejsce, w którym grzeszysz? Trudne, ale przemyśl to, może rzeczywiście grzech jest dla Ciebie pewnym ” przedsionkiem nieba”, nie relacja z Bogiem, nie Eucharystia, ale właśnie grzech staje się tym, co wydaje Ci się zbawienne?
Szukaj Boga, nie daj się zwodzić.
Często wyobrażamy sobie Boga, jako miłosiernego Ojca, który tylko uspokoi, pogłaszcze po głowie i nie pozwoli nam nic dźwigać. Oczywiście, Bóg Ojciec jest miłosierny, ale jest także mądry i sprawiedliwy.
Bóg opiekuje się Tobą, przebacza Ci, ale to nie znaczy, że daje On przyzwolenie na grzech.
Czy przypadkiem, nie traktujesz miłości Boga, jako pretekstu do grzechu, mając myślenie „Mogę popełnić grzech, bo Bóg i tak mi przebaczy”?
Bóg Ci przebaczy, ale jeśli będziesz prawdziwie żałował, a to nieraz bywa trudne przy takim myśleniu. Pamiętaj o Jego sprawiedliwości, a nie tylko o miłości.
Podnosi Cię z upadku, ale czasem pozwala, abyś go doznał, nie dlatego, że Cię nie kocha – kocha, ale może to Ty musisz nauczyć się miłości.
Św. Jan Paweł II mówił „Miłości bez Krzyża nie znajdziecie, a Krzyża bez miłości nie uniesiecie” i jest to prawda, bo czasem ten krzyż staje się lekcją miłości.
Jezus też nie miał życia usłanego różami, tak naprawdę to żaden święty nie miał prostej drogi do przebycia. Zapragnij Nieba, ale nie takiego, w którym Twój grzech daje Ci pozorne szczęście, tylko takiego, w którym Bóg jest wszystkim, w którym nic nie jest ważniejsze od Boga. Szukaj Nieba, gdzie czeka na Ciebie Twój kochający, ale także sprawiedliwy Ojciec.
Nasze poszukiwanie Boga jest czasem jak bańka mydlana, w wielu miejscach kolorowa ( oznaczająca pozory, udawanie nawet przed samym sobą, że poszukujemy Boga), ale w pewnym miejscu przeźroczysta ( pokazująca, jak naprawdę wygląda poszukiwanie Boga w naszym życiu).
Znowu, miałam nie pisać, chciałam zepchnąć na bok te myśli, ale no cóż, może akuratnie Bóg chciał, żebym to napisała, a jak wiadomo – z Bogiem się nie walczy, tylko współpracuje.
Tak proste słowa ” ja też chcę do Nieba” , a tak wiele pytań rodzą, czasem proste słowa trafiają do serca bardziej niż te wysublimowane i pięknie ułożone w całość.
Czy Ty chcesz do Nieba?
Zastanów się nad odpowiedzią, nawet jeśli wydaje Ci się banalna, a jeśli odpowiesz „tak, chcę do Nieba”, to zastanów się, w jaki sposób do niego dążysz?
Marta Mazurkiewicz
Anioł Śmierci.❤️❤️❤️.
Pewnego dnia Anioł Śmierci zapukał do drzwi domu pewnego człowieka.
– Wejdź i rozgość się – powiedział mężczyzna. – Czekałem na ciebie.
– Nie przybyłem tu na pogawędki – powiedział Anioł – ale żeby zabrać twoje życie.
– A cóż innego mógłbyś mi zabrać?
– Nie wiem. Ale wszyscy, kiedy przychodzę, chcieliby, żebym wziął cokolwiek, byle nie ich życie. Gdybyś wiedział, jakie mi czyniono propozycje!
– Ale ja niczego dać ci nie mogę. Radości, jakie mi ofiarowano, przeżyłem. Zmartwienia rzuciłem na wiatr.
Problemy, wątpliwości, niepokoje spaliłem za sobą, by móc się ogrzać przy ogniu nadziei. Dóbr doczesnych wyrzekłem się.
Uśmiech podarowałem tym, co mnie o niego prosili; serce – tym, których kochałem i którzy mnie kochali. Swoją duszę powierzyłem Bogu. Zabierz więc moje życie, bo nie mam nic innego do ofiarowania. Wtedy Anioł Śmierci uniósł tego człowieka w ramionach i stwierdził, że jest lekki jak piórko, a Pan otworzył na oścież bramy Raju, bo przez nie miał wejść święty…
Pier D’Aubrigy
Szczęść Boże. Chcę również podzielić się moim przeżyciem i złożyć świadectwo. Kiedy zaszłam w ciążę 26 lat temu, byłam bardzo szczęśliwa. W trzecim miesiącu ciąży miałam kontakt z kobietą chorą na różyczkę. Jestem pielęgniarką i wiedziałam, że jest to niebezpieczne dla dziecka. Moja Teściowa farmaceutka namawiała mnie do zrobienia badań, by wykluczyć ewentualne zmiany chorobowe u dziecka. Bała się, że dziecko może urodzić się chore. Kategorycznie nie zgodziłam się. Zapytała „a co jak okaże się, że jest coś nie tak?”. Była nawet trochę na mnie zła… Dla mnie nie było to ważne! Kochałam moje dziecko i ufałam Maryi, ponieważ Ona wielokrotnie w moim życiu przychodziła mi z pomocą. Szczęśliwie doczekałam prawie do końca ciąży. Dwa tygodnie przed porodem dostałam wysokiego ciśnienia i wylądowałam w szpitalu, na obserwacji. Po tygodniu okazało się, że zanika tętno dziecka i musi być natychmiast wykonane cięcie cesarskie. I tak się stało. Podczas operacji wykonywanej w pełnej narkozie, znalazłam się w niebie. Do dziś nie potrafię znaleźć słów, by opisać jak tam jest dobrze. Miłość, błogość, ciepło… Nie chce się wracać. Nie widziałam ani siebie, ani nikogo innego. Widziałam piękne światło i słyszałam głos Boga. Powiedział „nie masz tu co robić, musisz wracać”. Ale mi jest tu tak dobrze, nie chcę wracać – powiedziałam. Usłyszałam „nie masz tu co robić, musisz wracać”. Teraz mówił św. Piotr i jeszcze raz św. Paweł. Nagle obudziłam się i usłyszałam: ma Pani syna. Przeniesiono mnie na salę. Zmęczona, ale szczęśliwa czekałam na dziecko, które miała przynieść pielęgniarka. Zamiast niej przyszła lekarka i bez ogródek przy wszystkich oznajmiła, że mój syn ma podejrzenie choroby neurologicznej, obniżone napięcie mięśniowe, przykurcze. Rozpacz ogromna, ale też nadzieja w Maryi. Po kilku konsultacjach neurologicznych okazało się, że dziecko jest zdrowe, a objawy po trzech miesiącach cofnęły się. Ginekolog, który przeprowadzał cięcie powiedział mi, że to cud. Stwierdził, że to dziecko nie powinno żyć… „Nie miała Pani prawie wcale wód płodowych, a szyja dziecka okręcona była kilka razy pępowiną”. Dziś mój syn jest mądrym, wspaniałym mężczyzną. Ukończył prawo. Wiem, że żyje dzięki Opatrzności Bożej i wstawiennictwie Matuchny Najświętszej. Wiem również, że istnieje Niebo. Nie boję się śmierci, bo ufam…
Z Panem Bogiem.
Iwona.
CZY BYŁEM W NIEBIE?
To było chyba ponad 30 lat temu.Po południu uciąłem sobie drzemkę i zasnąłem na dobre.Przyśnił mi się kolega z którym często rozmawiałem o Panu Bogu,Jezusie, Duchu Świętym.
I w tym śnie on pyta czy chcę zobaczyć jak jest w niebie.Ja mu na to dlaczego nie?
No to zapytał.Lecimy? A ja …lecimy.
I w tym momencie zaczęliśmy się wznosić ku górze. Im wyżej, tym piekniej.Tak szybowaliśmy w wolnym tempie.I tak z sekundy na sekundę było coraz piękniej,coraz jaśniej,coraz cieplej,w sercu radość,łzy wzruszenia.I wtedy tak czułem ,że to było nie takie senne, ale realne, jakby miało miejsce w realnym świecie.Coraz większa radość,ciepło,uniesienie nie do opisania słowami,noramalnie krzyczałem z radości.Bożeeee to jest NIEBO??? Tak to jest niebo usłyszałem w odpowiedzi.TO JA TU CHCĘ ZOSTAĆ!!!
Kolega pyta co robimy,lecimy dalej czy wracamy?
A ja na to: ani mi się śni, ja nie wracam, lecę dalej.
I w tym momencie słysze z oddali głos najpierw taki cichy a potem coraz głośniejszy Paweł !!! Paweł !!! Paweł!!!
Rozpoznałem głos swojej matki,ale za nic nie chciałem wracać.Byłem niezadowolony ,ze mnie woła.
Ten głos był coraz głośniejszy,ciepło,światło,szczęście znikało.Czułem,że mnie ktoś szarpie i krzyczy: Paweł, Paweł, obudź się!!! A tu mamusia mnie szarpie.Przez moment byłem jeszcze w tym śnie i widziałem mój pokój jakby wielki kościół, wysoki, ogromny.
Obudziłem się z płaczem i zły ze słowami: Dlaczego mnie szarpiesz, dlaczego mnie budzisz,ja nie chciałem wracać.Mama przerażona bo myślała,że umarłem.Nie mogłem dojść do siebie.przez moment jeszcze miałem to uczucie szczęścia i ciepła w sercu, które potem topniało i wszystko wróciło do tzw normy.Przez parę godzin nie mogłem z siebie wydusić słowa.Opowiedziałem to kilku osobom, ale nie zareagowały.Ktoś powiedział,żebym tego nie opowiadał bo jeszcze pomyślą,że jestem stuknięty.Wiele mam takich doświadczeń, o którym Wam napiszę,bo już dość milczenia.W następnym świadectwie opowiem Wam o moich spotkaniach z Matką Przenajświętszą i z Janem Pawłem 2. To będzie dopiero. Po tych historiach nigdzie już mnie nie zaproszą na koncert.Ale nie dbam o to bo wiem,że Bóg o Nas zadba. A Wy Kochani moi nie bójcie się,tylko opowiadajcie co Wam się przytrafiło. Nie może tylko łajza rogata (określenia Arka Łodziewskiego) i łachudra rządzić w internecie i na fejsie.
Zdrowy na ciele i umyśle pisze te słowa. Gdyby tak wygladała śmierć to nie ma się czego bać.
Paweł Bączkowski
Piekło istnieje
Świadectwo Księdza Marka Jana Pytko
Moje świadectwo:
To była Wielka Łaska od Boga, Wielki Akt Bożego Miłosierdzia.
Przed laty, w trakcie głębokiego snu, pewnej sierpniowe nocy, bez żadnej choroby i dolegliwości w ciele, dokładnie o godzinie 3,33 zostałem nagle wyrwany ze snu. Właściwie katapultowany na zewnątrz.. Wszystko działo się w ułamku sekundy.. Pamiętam to do dzisiaj tak wyraźnie, jak byłoby to wczoraj.. Ja, jako „ja”, moja dusza, moja tożsamość, „moje duchowe ja” zostało jakby wyrwane ze mnie na zewnątrz siłą i gdzieś na poziomie splotu słonecznego, poniżej serca, wyleciałem z ciała, out.. Z pozycji leżącej na łóżku, wyleciałem, do tego stopnia, że odruchowo, fizycznie aż siadłem na posłaniu w momencie tego katapultowania..
Co było dalej? W następstwie jednej chwili wleciałem w ognista kulę.. Była to jakby kulista klatka z ognia, klata dla zwierząt, a ja w środku.. Kula, z której nie było ucieczki w żadnym kierunku.. !!! Ani do przodu, ani do tyłu, ani w górę, ani w gół, w boki, czy w jakąkolwiek inną stronę.., w żadnym kierunku. Doskonale więzienie!
Kula ta była wypełniona ogniem, ale duchowym, o temperaturach które trudno sobie wyobrazić nie będąc w środku.. Nieskończoność ognia i palenia.. Co więcej, ten ogień prawie rozrywał duszę od środka na tysiące kawałków… Potworny ból, cierpienie nie do wytrzymania.. Strach, świadomość grzechu na 1000 %, winy, błędu, itd..
Trwało to jakieś 6 sekund. Gdyby trwało dłużej pewno bym nie wytrzymał.. Co było później? Nagle spadłem, właściwie wpadłem w ciało z powrotem .. Po zlądowaniu, pełen cierpienia i tego co przeżyłem.. chwyciłem się krzyża i różańca.. i zacząłem się modlić całym sobą.. Nie spałem już do rana.. Pisałem i pisałem.. kilka kartek, szczegóły… Pamiętam pisałem: Największemu wrogowi nie życzyłbym nigdy takiego miejsca kary.. Na dziewiątej stronie, zakończyłem to wszystko słowami..: JEŚLI TO CO PRZEŻYŁEM BYŁO PIEKŁEM, (a dzisiaj już to wiem), TO PIEKŁO JEST….. NIE DO PRZETRZYMANIA… !!!!!!!! ! I zrobiłem całą kartkę wykrzykników… !!!!!!!!! Gdy to pisałem łzy lały się ciurkiem..
Na koniec pozostał mi jeszcze szczególny bilet powrotny po tej „podroży” – ogromny fizyczny ból w okolicy splotu słonecznego, z którym chodziłem przez następny cały tydzień.. Nie chciał odejść.. Jakby pieczęć pamiątki..
Kiedy później, po wielu latach w Wąwolnicy, pierwszy raz w życiu byłem świadkiem egzorcyzmów przeprowadzanych nad młodą dziewczyną, tamte doświadczenia wróciły jak żywe… Natura i wielkość cierpień… Stało się dla mnie oczywiste, że skala intensywności i siarczystość reakcji demona na to co święte – odpowiada tej samej naturze palenia ogniem od środka, które on musi przeżywać.. To są doświadczenia jakby „żywego umierania”.. (Soren Kierkegaard). Dlatego właśnie demon: ryczy, wyje i przeklina wszystko i wszystkich, nawet samego Boga.. Ma do wyboru, albo pozostać w ciele danej osoby (dręczonej), albo wrócić do ogni piekła.. Co jest jeszcze gorsze..
Moje doświadczenie sprzed lat, traktuje jako Wielka łaskę i Dar ostrzeżenia dla mnie, jak i dla tych, którzy będą czytać i słuchać moje świadectwo. Moi drodzy, Piekło jest STRASZNE !!!!!!!!!!!!!!!!!! Słowa jednak i tak tego nie oddadzą, nie przekażą, to tylko kulawy opis..
I chce podkreślić! Wszystko to, co tu napisałem jest prawdą i tylko prawdą, dlatego nigdy nie będę się z tego spowiadał ze kłamię. Nawet przed śmiercią…. Tak było..
A na koniec podwójny wniosek.
1. Niestety każdy z nas ma za co pokutować, przepraszać Boga i bliźnich. Jesteśmy grzesznikami.. Najlepiej o tym wiedział sw. Paweł, Wielki Paweł..
2. To jedno, ale NAJWAŻNIEJSZE jest kolejne – skoro Piekło jest tak przerażająco straszne, to dla równowagi drugiego bieguna.. jak CUDOWNE musi być NIEBO, biegun wyjściowy? Jest.. ? .., bo –
– „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” 1 Kor 2,9
Pozdrawiam i błogosławię w Chrystusie naszym Panu i jedynym Zbawcy!
Ks Marek Jan Pytko”