Rita Ca

Rita Ca

Chcialam wam krótko opowiedzieć o miłosierdziu jakim darzy nas Nasz Pan.

Wiecie, kiedyś może to w naszym mniemaniu było nierealne prawda? Te rzeczy, które się dzieją, te cuda, które widzimy, te uzdrowienia, nawrócenia, ta miłość do szpiku kości. A teraz jest czymś nadspodziewanie częstym.
Hak tylko w naszym pojmowaniu Jego Obecności. Jak bardzo chcemy to wszystko widzieć.

Moje pierwsze realne spotkanie z Jezusem w pełni świadomości? Zwykła babka, która rzuciła pod nos książkę „Niebo istnieje naprawdę” a potem dziwny mail o temacie „Jezus Cie kocha”.
Potem totalna fascynacja, pierwsza poważna i oddana spowiedź, ale to wszystko na krótko, zgasło, wypaliło się, usłyszałam, że ziarno padlo na nieprzygotowana glebę. I tak zaczyna się etap średniej szkoły, masy problemów, złych relacji, które sprowadzają się do alkoholu, na początku trochę, potem dużo więcej.. Aż dochodzi do momentu, że dla zabawy manipuluje się ludźmi, gra się emocjami, tylko dla własnego samozadowolenia. Lecz gdzieś tam w środku zawsze z tyłu, że nie pasuje do tego życia. Choć jest to moment gdzie nie wyobrażam sobie go bez alkoholu. Tona problemów w szkole, chodzenie do niej pod wpływem, przeprowadzka, wylew ojca alkoholika, stracone przyjaźnie.
A potem znów Jezus robi mi bum na drodze. Spotykam 2 panie pedagog, które są pozytywnymi wariatkami, zaczynamy nawijać o Bogu godzinami, dzielić się różnymi materiałami i ewangelizować się nawzajem. W międzyczasie znów niszczę kolejną ważna dla mnie znajomość. Przychodzi moment załamki i leków, strachu, zaczyna się samookaleczanie, brak ucieczki, choć niby wiedziałam, że Jezus jest ze mną. Wtedy przypomniało mi się, że kiedyś poprosiłam Go o krzyż, wielki krzyż byleby tylko z Nim być. Byle by tylko Go czuć.
Doszłam do takiego momentu gdzie moje lęki nie pozwały mi wychodzić z domu. Zaczelam płakać, nie wiedziałam co się dzieje, za każdym razem jak próbowałam się podnieść potem leciałam jeszcze niżej. Aż w końcu poprosiłam Go by coś zrobił by zrobił cokolwiek. I udało się. Skończył się alkohol, ale lęki zostały. Poszłam do spowiedzi, przyjęłam Go upragnionego od dawna. Chcąc rozstać się z grzechami znów musiałam się pozbyć pewnej relacji, która ułatwiała mi życie, ale uznałam, że moje życie BEZ Jezusa jest niczym. Nie ma sensu.
Wyrzekłam się zła. Bardzo dużo pomogły mi spotkania z O. Danielem. Gdzie naprawdę doświadcza się Boga namacalnie. Teraz życie mimo, że nie jest usłane różami jest piękne. Piękne bo z Jezusem, z Maryją. Z całym Niebem, które nas tak bardzo kocha. Uświadomić sobie to, że ktoś tak bardzo kocha jest czymś tak niesamowitym, że nie da się tego wyrazić. Ze tak łatwo ale jednocześnie trudno to wszystko utrzymać, trzeba być pokornym i kochać a przede wszystkim ufać. Ufać choć często Go nie czujemy, modlić się żarliwie, dziekowac, wychwalać. On działa, działa tylko nie zawsze tak jakbyśmy chcieli. Oddajcie się mu w całości, On najlepiej wie którędy mamy iść, najlepiej zna nasze emocje, uczucia, wie to czego my nie wiemy. Potrafi wszystko zmienić w moment. A nasza Matka w sile różańca jest niezwyciężona.

Kochani chciałam wam powiedzieć, że nie ma nic wspanialszego niż życie z Nimi, NIE MA. I wiem, że krzyż jest ciężki, ale pamiętajcie bez krzyża nie ma miłości a bez miłości krzyża nie uniesiemy. Ufajcie Jezusowi i pójdźcie za Nim. Abyśmy wszyscy byli zbawieni. Amen.

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *