Magda Aquila

Magda Aquila

Ostatnie dwa lata były dla mnie bardzo ciężkie. Śmierć przyjaciółki, podejrzenie nowotworu u mnie, babcia przykuta do łóżka, w końcu zdiagnozowanie nowotworu płuc mojego Taty. Rok temu usłyszeliśmy coś, co zabrzmiało jak wyrok. Guz nieoperacyjny, rozsiany. Z dnia na dzień Jego stan sie pogarszał. Z silnego, dobrze zbudowanego faceta w ciągu kilku tygodni zmienił się w osobę ledwie poruszającą się o balkoniku (tylko w czyjejś asyście, żeby nie upadł) potrzebującą pomocy w najprosztych czynnościach – przy jedzeniu, toalecie, nawet przy zmianie pozycji podczas leżenia w łóżku. Ważył mniej ode mnie. Tylko osoba, która to przeżyła jest w stanie zrozumieć jakie to uczucie patrzeć na ból bliskiej osoby, ile cierpnia, bezradności i strachu trzeba codziennie nieść na własnych barkach. To był mój krzyż, codzienne przerażenie, bezsilność, samotność, niezrozumienie i krzywdzące zarzuty ze strony osoby, na której wsparcie liczyłam. Nawet nie jestem w stanie opisać słowami tego co czułam. Ukojenie znalazłam w modlitwie. Od dnia diagnozy codziennie proszę Św. Peregryna i Św. Charbela o wstawiennictwo i o cud uzdrowienia mojego Taty. Kilka miesięcy temu odmówiłam też swoją pierwszą w życiu Nowennę Pompejańską w tej intencji. To chyba nie spodobalo sie złemu. Najpierw odwróciła się ode mnie najważniejsza dla mnie osoba. Kilka dni później tata zasłabł. Reanimacja w domu, reanimacja w karetce, kardiowersja w szpitalu. Podczas tych kilkudziesięciu minut trzęsłam się ze strachu, łzy same leciały z rozpaczy, ale trwałam w modlitwie. Bóg mnie wysłuchał, przywrócił Go do życia, lekarze powiedzieli, że udało im się Go ustabilizować. Kolejne dni w szpitalu, pompowanie w niego po kilka jednostek krwi, bo wyniki były fatalne. 8 grudnia pierwszy raz po bardzo długim czasie poszłam do spowiedzi. Data nieprzypadkowa, jak się okazało, bo u spowiedzi byłam dokladnie o 12.00 w Godzinie Łaski ? Jednak za chwilę kolejny cios. Taty wyniki były tak złe, że zdecydowano o przerwaniu chemioterapii. Rak się nie poddawał, za to przez chemię zaczęło się poddawać Taty serce. Co najdziwniejsze, wiadomość tę przyjęłam z dziwnym spokojem. Z wiarą i pokorą.
Kolejne tygodnie strachu, z którym walczyłam modlitwą. Na początku tego roku pojawiło się światełko nadziei. Nasz onkolog robił wszystko, by Tatę zakwalifikować do programu lekowego. Udało się. Kolejny cud, bo to bardzo droga i innowacyjna terapia, szalenie trudno się dostać do programu. W lutym tomografia, Bóg działa ? guzy się zmniejszyły, zaatakowane wcześniej węzły chłonne wróciły do normalnego rozmiaru. Każdy kolejny dzień leczenia przynosił nowe siły. Obecnie Tata czuje się całkiem dobrze, gotuje, pomaga Mamie w opiece nad leżącą babcią, niedawno znów zaczął prowadzić samochód, co kilka miesięcy temu wydawało się już nierealne. Długa walka jeszcze przed Nami, ale wiem, ze z Bożą pomocą, z opieką Św. Peregryna, Św. Charbela i Naszej ukochanej Królowej Różańca Świętego ta walka będzie wygrana. Niech moje swiadectwo będzie nadzieją dla chorych, wsparciem dla osób, które tak jak ja przechodzą przez traumę ciężkiej choroby w rodzinie. Módlcie się z wiarą, zaufajcie Bogu. On wie, co dla Nas jest najlepsze, co jest potrzebne teraz, a co będzie potrzebne w Jemu tylko znanym czasie. Bóg jest wszechmogący, nie trochę mogący (słowa Ks. Dominika ?), naprawdę czyni cuda w Naszym życiu, jeśli tylko Mu je oddamy i zaufamy nawet w sytuacjach po ludzku beznadziejnych.
„Ty Panie lepiej wiesz, kiedy uzdrowić Nas, Ty Panie dobrze znasz miejsce i czas”. 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *