M-c wrzesień.
1 wrzesień 2018
Idąc czwarty miesiąc przez Stany nocuję w bardzo różnych miejscach: pod namiotem, w domach księży, u rodzin, w schroniskach dla bezdomnych, ale ostatnio przeważają motele.
Nigdy nie wiem jakie historie rozegrały się w takim miejscu wcześniej więc po rozłożeniu ikon w pokoju zaczynam zwykle od krótkiej modlitwy.
Wczoraj po ciężkim dniu wylądowałem w malutkim, tanim pokoiku, o którego standardzie nie będę się rozpisywał. Wyjmując z plecaka ikony zauważyłem na ścianie niebieski różaniec powieszony na włączniku światła. Musiał go zostawić poprzedni lokator. Brakowało mu tylko krzyżyka. Ucieszyłem się bo akurat dostałem dzień wczesniej mały krzyżyk od misjonarzy św. Benedykta z Michigan, z którymi dzieliłem nocleg. Jeden z nich miał polskie nazwisko Mazurek, choć po polsku umiał powiedzieć tylko „Ojcze nasz który jesteś w niebie”, nawet z poprawnym akcentem.
Był bardzo dumny ze swojego polskiego pochodzenia. Badał genealogię przodków i zasypał mnie pytaniami o Mazury. Zacząłem więc od krzyżaków sprowadzonych przez króla Konrada Mazowieckiego, którzy z dawnych Mazur mieli wypędzić pogańskich Prusów, ale po wykonaniu zadania zadomowili się wśród jezior tej pięknej krainy i takie były początki Prus Wschodnich i pruskiego militaryzmu, który był jednym z korzeni dwóch wojen światowych.
Jeff mnożył pytania, więc żeby wyjść z zawiłych tematów historycznych, w których ekspertem nie jestem, przeszedłem do muzyki zaskakując go całkowicie informacją, że Chopin komponował mazurki i że mazurek to także takie pyszne polskie ciasto. Był zachwycony i podarował mi medalik św. Benedykta i ten mały krzyżyk.
Idealnie pasował teraz do różańca.
Nazajutrz wyruszyłem rano w dalszą drogę na wschód. Po stu metrach okazało jednak, że z lewego koła wózka zeszło powietrze. Wymiana dętki zabrała pół godziny.
Gdy przeszedłem dwie mile zorientowałem się, że w zamieszaniu z oponą źle domknąłem klapę wózka z przodu i zgubiłem w drodze kosmetyczkę. Musiała wypaść z wózka. Cofnąłem się więc myśląc co to za dziwny początek dnia.
Kosmetyczka leżała na poboczu drogi, na wysokości stacji benzynowej. Pomyślałem że skoro już tu jestem to przy okazji kupię napoje na drogę .
W środku przy stoliku siedział ciemnoskóry mężczyzna. Nasze spojrzenia spotkały się i wymieniliśmy uśmiechy. Coś nas przyciągnęło do siebie i po chwili siedząc przy stoliku rozmawialiśmy jak starzy znajomi.
Okazało się, że Joseph pochodzi z Florydy, i jest kierowcą tira. Od trzech dni jest tu unieruchomiony bo byly jakieś problemy i cały czas czeka na załadunek towaru. Gdy mówię mu o sobie i o pielgrzymce, opowiada mi swoją historię.
– Dwa razy skradziono mi wolność. Najpierw gdy przed wiekami moich przodków porwano jak zwierzęta z Afryki. A potem w XIX wieku gdy moi czarni bracia zbiegli z plantacji i przyłączyli się na Florydzie do indian z plemienia Seminoli. Seminole to byli wolni ludzie. Czerwoni i czarni razem walczyli przeciwko białym o swoją wolność ale przegrali i zostali wygnani do rezerwatów aż na zachodni brzeg Mississippi. Semino-li w języku Creek oznacza zbiega, uciekiniera.
Ostatnio zepsuło mi się radio w samochodzie i podczas jazdy dużo rozmyślam o tym czym jest prawdziwa wolność. Moim patronem jest Józef, ten sprzedany w niewolę do Egiptu.
Nigdy nie zapomniał skąd pochodzi. Ja też jestem dumny z mojego afrykańskiego pochodzenia.
– Ameryka to kraj wolnych ludzi – przerywam mu.
– Ale zobacz co robią z tą swoją wolnością. Każdy chce być wolny po swojemu. Wolny na własnych zasadach. A przecież bez Boga nie ma wolności. Człowiek żyjący bez Boga wcześniej czy później ulega swoim grzechom i traci wolność.
Staje się niewolnikiem.
Obaj jesteśmy zaskoczeni „przypadkowością” naszego spotkania. Joseph miał nieplanowany przestój a ja cofnąłem się bo zgubiłem kosmetyczkę.
Obaj wiemy że Bóg miał w tym swój plan żeby połączyć nasze drogi
2 wrzesień 2018
Przez wiele dni to miasto było wciąż bardzo daleko. Wczoraj rano zobaczyłem ten drogowskaz.
A więc niedziela w polskim kościele, przyjaciele rodacy, żurek i chleb ..
Zza oceanu Polskę kocha się bardziej ?
4 wrzesień 2018
Moje pierwsze spotkanie z Bogiem miało miejsce w roku 2001. Miałem wtedy 33 lata.
W więziennej celi widziałem w telewizji jak walą się wieże World Trade Center i jak upada całe moje życie.
Pierwszą spowiedź miałem na pielgrzymce dla niepełnosprawnych z Warszawy do Częstochowy, w której wózki z chorymi pchali więźniowie na przepustkach.
Byłem ochrzczony jako dziecko ale nigdy nie chodziłem na religię, nie znałem słów żadnej modlitwy.
Wyjaśnił mi zasady i wysłuchał mnie wtedy więzienny kapelan.
Wejście do Kościoła było dla mnie od razu wejściem w relację z żywym Bogiem, który do serca zatwardziałego grzesznika wchodzi przez furtkę absolutnej bezsilności.
Pamiętam jak nagle ujrzałem nowe kolory, poczułem nowe smaki. Całkowicie oczarowany nieopisanym pięknem tej nowej, choć trudnej drogi, dziwiłem się teraz atakom na Kościół i kapłanów, choć niedawno dokładnie tak samo postępowałem.
Myślałem zdumiony: – Przecież ci ludzie są przekonani, że księża nie wierzą! Że w Kościele nie ma wiary w Boga, który potrafi zmienić wszystko.
We wrześniu mija 17 lat.
Teraz mam przerwę w pielgrzymce.
Jestem po opieką przyjaciół – Polaków mieszkających w Chicago. Wojtek idzie przez Meksyk do sanktuarium w Guadelupe, serdecznie przyjmowany w domach przez Meksykanów
Za kilka dni wyruszam dalej na Wschód.
Z centrum Chicago do miejsca po World Trade Center w Nowym Jorku mam dokładnie 793 mile
.5 wrzesień 2018
Jest coś niezwykle wzruszającego, optymistycznego i radosnego w tym, jak Wojtek jest witany w Meksyku. To nie jest pierwsza relacja, wielu ludzi pozdrawiało go po drodze i umieszczało filmiki na swoich profilach. Po bogatych i chłodnych Stanach (chociaż i tam zarówno Wojtek, jak i Roman doświadczali życzliwości i pomocy) ten żywiołowy katolicyzm Meksykańczyków budzi nadzieję
Peregrino de la Paz plantea llegar a la Basílica de Guadalupe
Demostrando que la Fe mueve montañas, el 'Peregrino de la Paz recorrió miles de kilometros desde Canadá para llegar a la Basílica de Guadalupe para agradecer todo lo bueno.
Gepostet von Canal 10 Sabinas am Mittwoch, 5. September 2018
10 wrzesień 2018
Roman dziekuje za cudowne spotkanie i Twoje swiadectwo ☺️ Za podzielenie sie Wasza Pielgrzymka ❤️
Jak to pieknie okresliłes – najwazniejsza Droga jaka kazdy z nas wedruje – te 40 cm ktore dziela ROZUM OD SERCA ❤️
Dolaczam do Was jutro z Rożańcem ❤️
O PIELGRZYMCE ROMANA & WOJCIECHA .
“To są drogi, w które wyruszamy, by „modlić się nogami”, czyli dziękować Bogu za nasze nawrócenie i za życie, które nam dał. Bo nasze historie, to historie zniewoleń: alkohol, narkotyki, więzienie. Teraz czujemy się posłani: my niewiele głosimy, niewiele mówimy, ale wierzymy, że Pan Bóg błogosławi tę ziemię po której wędrujemy. I widzimy Boże owoce tej naszej modlitwy w drodze. I do tej modlitwy i łączności duchowej zapraszamy też innych – wyjaśnia Roman Zięba, jeden z dwóch uczestników pielgrzymki
Jak mówi, pielgrzymka „aCross America”, to najdłuższa i najtrudniejsza z dotychczasowych, a przygotowania do niej trwały 3 lata. Wyrusza w nią dwóch pielgrzymów: Roman Zięba i Wojciech Jakowiec. Każdy z nich pokona samotnie część trasy, która wspólnie ułoży się w kształt krzyża: Zięba przejdzie trasę z San Francisco do Nowego Jorku, a Jakowiec z kanadyjskiego Edmonton do Sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe w Mexico City”
Roman napisal na swojej stronie :
“Moje pierwsze spotkanie z Bogiem miało miejsce we wrześniu 2001 roku. Miałem wtedy 33 lata.
W więziennej celi widziałem w telewizji jak walą się wieże World Trade Center i jak upada całe moje życie.
Pierwszą spowiedź miałem na pielgrzymce dla niepełnosprawnych z Warszawy do Częstochowy, w której wózki z chorymi pchali więźniowie na przepustkach.
Byłem ochrzczony jako dziecko ale nigdy nie chodziłem na religię, nie znałem słów żadnej modlitwy.
Wyjaśnił mi zasady i wysłuchał mnie wtedy więzienny kapelan.
Wejście do Kościoła było dla mnie od razu wejściem w relację z żywym Bogiem, który do serca zatwardziałego grzesznika wchodzi przez furtkę absolutnej bezsilności.
Pamiętam jak nagle ujrzałem nowe kolory, poczułem nowe smaki. Całkowicie oczarowany nieopisanym pięknem tej nowej, choć trudnej drogi, dziwiłem się teraz atakom na Kościół i kapłanów, choć niedawno dokładnie tak samo postępowałem.
Myślałem zdumiony: – Przecież ci ludzie są przekonani, że księża nie wierzą! Że w Kościele nie ma wiary w Boga, który potrafi zmienić wszystko.
We wrześniu mija 17 lat.
Teraz mam przerwę w pielgrzymce.
Jestem po opieką przyjaciół – Polaków mieszkających w Chicago. Wojtek idzie przez Meksyk do sanktuarium w Guadelupe, serdecznie przyjmowany w domach przez Meksykanów