Halina Szwed

Halina Szwed

W niedzielę, będąc na mszy w klasztorze w górach, poczułam potrzebę wyspowiadania się. Ojcowie , spowiadający w krużgankach, mało ludzi, spokój… Pomyślałam, że te sprzyjające warunki pozwolą mi się otworzyć bardziej na szczerą rozmowę niż mechaniczne wyklepanie grzechów. Od mojej ostatniej spowiedzi upłynął zaledwie miesiąc, może tydzień więcej. Kiedy na koniec spowiedzi, rozmowa zeszła na trudności i problemy, jakie od lat mamy z naszym adoptowanym synem, usłyszałam pytanie, czy modlimy się z mężem za niego. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że modlę się sama. Mój mąż nigdy się ze mną nie modlił. Nie, żeby nie wierzył, chodzi ze mną do kościoła, spowiada się okazjonalnie raz na ileś tam lat, ale nie widziałam go nigdy modlącego się w domu. „To źle- usłyszałam- sama Pani nic nie osiągnie, tylko wspólna modlitwa może pomóc”. „Nic na to nie poradzę, nie zmuszę go do takiej modlitwy”- odpowiedziałam.- „To proszę modlić się o nawrócenie męża”. –„Właśnie się modlę nowenną pompejańską, m.in. o jego nawrócenie”- odrzekłam. I tu nastała długa chwili ciszy, czekałam na pokutę i rozgrzeszenie. Po chwili usłyszałam- „ Proszę do następnej spowiedzi mówić mężowi te słowa : „Kocham Cię i wierzę, że Bóg uleczy Twoje serce”. Z uśmiechem i lekkim skrępowaniem odpowiedziałam „dobrze”. „A pokuta?”- zapytałam. „To właśnie jest pokuta”. I tu nadeszła lawina wątpliwości i mętlik w głowie, ale jak to? ile razy ? codziennie? w jakich okolicznościach? Usłyszałam –„Po stokroć dziennie. Czy przyjmuje Pani tę pokutę?” Przyjęłam. I poczułam, jak ściska mi się gardło i łzy napływają do oczu. Nic nie wiem, kiedy mam mu to mówić? Przecież go kocham i czasami mu to mówię, ale są też ku temu odpowiednie warunki. Czy mam mu uczciwie powiedzieć, jaką mam pokutę i codziennie deklamować: „Kocham Cię i wierzę, że Bóg uleczy Twoje serce”? – „A co z moim sercem nie tak”? – pewnie zakpi. Ponad 30 lat jesteśmy razem. Przeżyliśmy wzloty i upadki. Borykaliśmy się najpierw z bezdzietnością, a kiedy po wielu latach odważyliśmy się na adopcję, okazało się, że maleńki chłopczyk wniósł do naszego domu oprócz radości, ogromną masę problemów. ADHD, po drodze natręctwa, potem choroba dwubiegunowa, pobyt na oddziałach psychiatrycznych, leki sprowadzane z zagranicy i niepohamowana agresja słowna i fizyczna na co dzień. Jakimś cudem udało nam się razem to przetrwać, ale bywało różnie. Dziś nasz syn ma 27 lat i orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu umiarkowanym. Pobiera rentę socjalną i nigdzie nie pracuje. Udało nam się go usamodzielnić, mieszka sam, ale wszystkie opłaty, zakupy itd. robimy my. Nie zostawiamy mu ani grosza, bo pewnie wydałby na alkohol. Rodzice najczęściej inwestują w wykształcenie swoich dzieci, nam nie było to dane, my zainwestowaliśmy w samodzielność naszego niepełnosprawnego dziecka. On żyje po swojemu, a my spokojnie i bezpiecznie. W czasie dzisiejszego różańca próbowałam sobie odpowiedzieć na pytanie księdza Teodora- jakie jest moje powołanie? Chyba służba (do końca życia) nie w pełni sprawnemu dziecku i to dziecku, którego nie urodziłam, a które razem z mężem próbowałam dobrze wychować. Czy nam się udało?- nie do końca. Mój mąż twierdzi, że sprzeciwiliśmy się woli Pana Boga, który powołał nas do życia bez dzieci. Nie posłuchaliśmy go. Bo tak strasznie marzyłam o byciu matką. Nasz zaprzyjaźniony ksiądz wielokrotnie dodawał nam otuchy twierdząc, że Pan Bóg daje tyle, ile potrafimy udźwignąć, a my jesteśmy silni, więc nas wybrał. Modlę się od zawsze za syna, zostawiałam intencje w różnych miejscach sakralnych na świecie, w których byłam. I chciałoby się powiedzieć – I nic. Ale może bez tego byłoby gorzej? A może rzeczywiście sama mniej zdołam wymodlić, we dwoje wymodlilibyśmy więcej? Ale tego już nie przeskoczę. A teraz jeszcze najtrudniejsza pokuta w życiu. Minęły 2 dni, a ja nie miałam okazji powiedzieć mężowi, że go kocham i wierzę, że Pan Bóg uleczy jego serce. Samo „Kocham cię” codziennie nie byłoby problemem, chociaż pewnie węszyłby jakiś podstęp z mojej strony, ale całość jakoś trudno przychodzi. Miałam mu mówić codziennie, a ja czekam na odpowiednią chwilę. Czy zatem będę mogła powiedzieć przy kolejnej spowiedzi – zadaną pokutę odprawiłam??

……………………………………………………………………………………..

Wczoraj prosiłam o pomoc w związku z trudną dla mnie pokutą. Dziękuję za wszystkie dobre rady i wskazówki. Wiem, że nie wszyscy zrozumieli, w czym tkwiła trudność. Trzeba naprawdę dobrze wejść w czyjeś życie, zobaczyć wszystkie kamienie, a nawet głazy na drodze i wtedy zrozumieć. Przez chwilę nawet pożałowałam, że zdobyłam się na taki post. Na co dzień nie obnażam swoich problemów. Po co zawracam ludziom głowę, mają swoje sprawy. Dowiedziałam się nawet, że popełniłam grzech, ujawniając pokutę na forum i będę musiała się z tego wyspowiadać. Trudno, nie z takich grzechów się spowiadałam. Ja naprawdę potrzebowałam rady. Ale z czasem, czytając odpowiedzi utwierdzałam się, że jestem wśród przyjaciół. Czytałam komentarze do późnej nocy i łzy bezwiednie mi się lały strumieniami. Od rana to samo. Mokra koszula nocna przypomniała mi, że dochodzi południe. Musiałam solidnie rozgrzebać swoje ponad półwieczne życie, aby odpisać szczerze na niektóre posty. Jakaż ja jestem pogubiona!! Walczę sama ze sobą, jak ktoś trafnie zauważył. Wydaje mi się, że mąż tkwi w skorupie, a sama zamknęłam się przed nim w swojej dość pokaźnej! A teraz? Chyba jeszcze nigdy nie bolała tak dusza. Czułam się, jak przed jakimś trudnym egzaminem. Muszę go zdać !! Przecież nie jestem tchórzem. Zaczekałam z obiadem na mojego męża. Wrócił z pracy, rzucił okiem na mnie krzątającą się w kuchni i spytał- „Co tam dziś u ciebie?” (Wow! Coś niesamowitego!) Dodał mi otuchy tym pytaniem. „Nic szczególnego”- skłamałam. Kiedy usiadł do stołu, spojrzałam mu w oczy i powiedziałam, że mam mu coś ważnego do powiedzenia. Chyba lekko się przestraszył, bo widział, jak wczoraj długo coś pisałam na komputerze, a odkąd skończyłam pracę w edukacji, rzadko sięgałam do Worda. Jedynie wtedy, kiedy któryś z moich dawnych uczniów poprosił o pomoc. Zawsze wiedzieli, że mogą mi coś wysłać, a ja zaraz odeślę poprawioną wersję. Tak się umówiliśmy, że w razie potrzeby mogą walić jak w dym. Zapytał wtedy, co piszę i do kogo. Może pozew rozwodowy? Mogłam skłamać, że uczniowie, nawet przez chwilę o tym pomyślałam, aby nie drążył, ale odpowiedziałam, że do takich moich nowych znajomych z Teobańkologii. Wiedział, co to, bo często słyszał, jak zachęcam przyjaciół i znajomych, aby dołączyli do grupy. Teraz siedział z miną niepewną i taki jakiś skromny. Ja na jego miejscu, po takich słowach wstępu, spanikowałabym, że chce mnie zostawić, albo, że ma raka. Co on sobie myślał, Pan Bóg tylko wie. „Bardzo Cię kocham i wierzę, że Pan Bóg uleczy twoje serce!”-wyrecytowałam drżącymi ustami i krople łez spłynęły po policzkach. „Przecież wiem, bo sobie czasem to mówimy”- odrzekł. „Może nie dokładnie tak sobie mówimy, ale teraz będziesz to słyszał ode mnie codziennie”. „No to dobrze”- westchnął. Krótko wyjaśniłam, dlaczego i zapytałam, czy kiedyś ze mną się pomodli. „Kiedyś się pomodlę”- odpowiedział. Teraz będę czekać, albo sama zaproszę go do modlitwy.
Kochani, jeszcze raz baaardzo Wam dziękuję! Z dobrymi ludźmi wszystko jest możliwe. Natchnęliście mnie wiarą, a Duch Święty wypełnił mnie odwagą i odgonił wszelki strach i wątpliwości.
A teraz k woli wyjaśnienia, czy złamałam tajemnicę spowiedzi. Poprosiłam o wyjaśnienie ks. Teodora, a oto odpowiedź, jaką otrzymałam od pomocnika księdza:
Cyt.” Tajemnica spowiedzi dotyczy przede wszystkim spowiednika, nie penitenta. Nie. Mówienie o otrzymanej pokucie NIE jest grzechem.”

…………………………………………………………………………………….

Od czasu umieszczenia świadectw odzywają się do mnie kobiety z podobnymi problemami z dziećmi adoptowanymi, ale też i takie, które walczą z decyzją, czy adoptować dziecko. Ja na temat swojego dziecka pisałam pracę końcową na oligofrenopedagogice i kiedy przyszłam na jej obronę, otrzymałam od komisji tylko jedno pytanie – czy nie byłabym zainteresowana zrobieniem kursu edukatora i prowadzeniem szkoleń. Nie byłam. Mogę czasami wesprzeć jakimiś rozmysleniami ludzi, którzy walczą sami ze sobą. Ja też jestem wśród nich, ale wiele przeszłam i trochę zdystansowalam się do siebie i innych. Podzielę się jeszcze refleksją, że odkąd mówię mojemu mężowi słowa pokuty, których tak się bałam, stał się dla mnie czulszy, mniej czepialski, a ja bardziej go słucham niż się sprzeczam. Zaczęłam też pisać sms-em to zdanie mojemu synowi. Wprawdzie nie reaguje na nie bezpośrednio, ale rozmowa z nim jest całkiem miła, bez krzyku, pretensji i wyrzutów. I mąż ma z nim jakiś bliższy kontakt, nawet obaj wyskoczyli gdzieś w dzień ojca, co było dla mnie szokiem. Pan Bóg objawia nam się w małych gestach, a ja pół życia straciłam na użalanie się nad losem i pretensjach do świata, żeby nie powiedzieć: do Boga. Bo nie umiałam wytrwale Go o coś prosić, tylko reagowałam, jak rozkapryszone dziecko – nie, to nie. Najłatwiej w chwilach, wydawałoby się beznadziejnych, byłoby lepiej umrzeć niż paść krzyżem i prosić Pana Boga o pomoc.

……………………………………………………………………………………

Wczoraj mój syn miał wezwanie na policję z powodu zakłócania ciszy nocnej. On ma zaburzenia zachowań i kiedy kot przewrócił mu kosz ze śmieciami w środku nocy, zaryczal jak lew i sąsiad wezwał policję. Poszłam tam razem z nim, aby wyjaśnić przyczynę takich jego zachowań i ewentualnie uprzedzić o następnych zgłoszeniach. Po wyjściu chyba czekał na wymówki z mojej strony, a ja powiedziałam mu – Kocham Cię synu i wierzę, że Pan Bóg uleczy twoje serce. Spojrzał zdziwiony i rzekł – „Wiesz, mamo, Ty jesteś jakaś inna, lepsza. Chyba dlatego, że się tyle modlisz. Ile razy dzwonię, tata mówi, że masz różaniec. Zachowujesz się jak babcia. – „Przecież mogłabym już nią być, więc mam ku temu wszelkie atuty”.  Dodałam – „gdybyś Ty się zaczął modlić też byłbyś inny, lepszy. A gdyby tata dołączył……!I w tym momencie uwierzyłam, że kiedyś któryś z nich dołączy. Będę cierpliwie czekać.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *