HISTORIA PEWNEGO NASIONKA

HISTORIA PEWNEGO NASIONKA

Było sobie Nasionko.
Mieszkało razem z innymi nasionkami w małej, ciasnej torebce, leżącej na półce w sklepie ogrodniczym. Przez papier torebki przenikało czasem trochę światła i Nasionko mogło zobaczyć, jak wyglądają jego bracia i siostry mieszkający wraz z nim.
– Ale ze mnie brzydactwo – wzdychało – jestem małe, pomarszczone, bure i twarde w dotyku. Nic dziwnego, że leżę tu tyle miesięcy i nikt mnie nie zechciał. Komu potrzebne takie paskudztwo jak ja?
Tak mówiło do siebie i ocierało ukradkiem łezki. Tak bardzo chciało być kochane! Było przecież dzieckiem, a wszystkie dzieci, bez względu na gatunek, potrzebują miłości.
Czasem przez papier torebki wnikało więcej światła i wtedy Nasionko mogło zobaczyć, że na jej powierzchni namalowane są piękne, kolorowe kwiatki.
– Tak będziemy wyglądać, kiedy dorośniemy! – mówiło rodzeństwo Nasionka.
Ale ono nie wierzyło tym zapewnieniom.
– Niemożliwe! Ja się mam kiedyś zamienić w taki prześliczny kwiat? Co za bzdura! Jestem przecież takie paskudne! Musiałby wydarzyć się cud, żebym tak wypiękniało!
Leniwie płynął czas w sklepie ogrodniczym. Nasionko nudziło się bardzo i spało, budząc się rzadko kiedy. Któregoś dnia poczuło silny wstrząs i usłyszało głos małej dziewczynki:
– Kupmy te, mamusiu, proszę! Są takie śliczne! Będą kwitły w ogródku przy altanie!
– Dobrze, Anusiu. Włóż je do koszyka. Mnie się też podobają. – odpowiedziała mama dziewczynki.
Torebka z nasionkami powędrowała więc do koszyka, a potem razem z Anią i jej mamą do ogrodu na skraju miasta. Tam dziewczynka otworzyła torebkę i wysypała nasionka do miseczki.
– A uć! – pisnęło Nasionko, bo wypadając z torebki, uderzyło się w brzuszek. Zaraz jednak szeroko otworzyło oczka i buzię z zachwytu, bo poczuło przyjemne ciepło i zobaczyło słoneczko.
– Ach, jak pięknie! – zawołało radośnie, bo wokół kwitły tulipany, żonkile i bratki.
Zaraz jednak zamilkło przestraszone, czując, że chwytają je paluszki dziewczynki.
– Nie! Nie! Ja nie chcę! – krzyknęło przerażone Nasionko, bo Ania włożyła je do dołka w ziemi.
Nasionko poczuło, jak ziemia je przysypuje i zamknęło oczka.
– To już koniec – pomyślało – Już nigdy nie zobaczę słoneczka.
W ziemi było zacisznie, przytulnie i… nudno. Nasionko znowu zasnęło. Było mu ciepło, tylko czasem budziła je wilgoć, gdy dziewczynka przychodziła z konewką i podlewała rabatkę.
Któregoś dnia Nasionko poczuło, że jest mu coraz ciaśniej w jego dołku. Zaczęło się mocno wiercić, ale to nie pomogło. Postanowiło rozsunąć trochę grudki ziemi nad sobą.
Rozpychało się, rozpychało, coraz mocniej i mocniej, ale ciągle było mu ciasno. Wreszcie dotarło zmęczone do powierzchni ziemi i ostatnim wysiłkiem wytknęło główkę.
– O! Słoneczko! – zawołało radośnie, rozkoszując się światłem i ciepłem.
Uradowane nasionko zaczęło wyciągać się do góry i wspinać na paluszki, żeby dosięgnąć słoneczka. Grzało się w jego promieniach i piło wodę z konewki Anusi.
Któregoś poranka usłyszało okrzyk dziewczynki:
– Mamo! Mamo! Zobacz, jaki śliczny kwiatek wyrósł z mojego Nasionka!
Tak! Stał się cud! Nasionko zakwitło i nie posiadało się ze szczęścia. Rozkładało barwne płatki i dumnie podnosiło główkę.
– Widzisz, Aniu – powiedziała mama do dziewczynki – wystarczyło trochę wody, słoneczka i
twojej troskliwej opieki, a z burego Nasionka rozwinął się piękny kwiat.
Po czym dodała, przytulając córeczkę do serca:

– Ludzie są jak nasionka. Tak samo potrzebują miłości, żeby rozkwitać.

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *