Jola Grabowska

Jola Grabowska

11 marca 2019 r. Dzień jak codzień, do czasu,  gdy późnym popołudniem zadzwoniła do mnie siostra z Polski, że jedzie za karetką, w której znajduje się mama, bo miała rozległy zawał i w stanie krytycznym wiozą ją do szpitala. Zrobiło mi się słabo i od razu myśl, że ja muszę do Polski… muszę do niej…. muszę zdążyć…. Zaraz kupilismy z mężem bilety na samolot i za 24 godziny byliśmy w Polsce. Prosto z lotniska pojechaliśmy do szpitala. Mama leżała nieprzytomna, a lekarz, który miał właśnie dyżur, powiedział: mama czekała chyba na panią bo bardzo walczyła o życie, miała kilka reanimacji, w tym jedną nawet półgodzinna, więc przyszła do nas z tamtego świata i nie daję jej żadnych szans do życia. To co czułam patrząc na mamę w takim stanie, to nie da się opisać. Miałam straszne wyrzuty sumienia, bo ostatnio bardzo ją zaniedbywalam, mało dzwoniłam, 6 mies. temu widziałam ją ostatni raz. Te wyrzuty stawały się nie do zniesienia, i tak bardzo błagam Boga o zdrowie dla niej, żeby Bóg dal mamie zdrowie, a przy okazji mi szansę naprawienia relacji z mamą, bo jak umrze będę musiała do końca życia żyć z tym poczuciem winy, z tymi przerażającym wyrzutami sumienia. Blagalam Boga i Siostrę Faustynę by się wstawila za mamą, bo ona była i jest czcicielką Miłosierdzia Bożego, mówiłam: Siostro Faustyno, wejrzyj na Lusię,  która nigdy nie opuściła koronki do Miłosierdzia Bożego o 15, więc i Ty jej nie opuszczaj w chorobie. Modlilam się ja, cala rodzina, znajomi i nieznajomi w grupach modlitewnych przez 5 tyg. Po 2 tyg. Mama wybudzila się ze śpiączki, ale była nadal podpięta pod aparaturę, która robiła za nią dosłownie wszystko. Mama była jak roslinka i lekarze nie dawali jej nadal żadnych szans do życia, A to ,że przeżyła i się wybudzila ze śpiączki nazwali cudem. Nie poddawalismy się w modlitwach. Lekarze twierdzili, że po wybudzeniu mama prawdopodobnie będzie rośliną fizycznie i umysłowo, A po tygodniu, wszystkim na przekór, Lusia odzyskala świetny umysł i porusza nogami i rękami. Potem lekarze sugerowali,  że mama jednak jest za słaba żeby oddychać samodzielne, ale znów po około tygodniu nieustajacych modlitw, mama zaczęła oddychać samodzielne, nawet zaczęliśmy ją karmić łyżką, ale nadal była słaba i nie wstawała z łóżka, a podejrzenia lekarzy były takie, że mama będzie oblożnie chora i żeby szukać dla niej jakiegoś domu starców, bo same nie damy rady się nią opiekować. A ja i tak wiedziałam swoje!! Bo przecież po takim szturmie modlitewnym, jaki ona dostała, to przecież Bóg nie zostawi jej w takim stanie. No i oczywiście, że miałam rację! Po około 1,5 tygodnia  Mama wstała z łóżka…. Chwała Panu Bogu za ten wielki cud, cud uzdrowienia mojej kochanej mamy. Dziękuję też Bogu za łaski, które otrzymałam będąc 5 tygodni codziennie przy mamie. Zobaczyłam jak wielkim skarbem i szczęściem jest moja mama, jak bardzo ją kocham, a wcześniej nigdy tak tego nie odbieralam, bo przecież była gdzieś 3 tys. kilometrów ode mnie, przecież żyła, przecież była zdrowa, uswiadomilam sobie, że przecież ja jej chyba nawet nigdy nie powiedzialam, że ją kocham, nigdy nie patrzyłam na nią z taką wielką miłością jak wtedy w szpitalu, nigdy nie tęsknilam za nią tak bardzo, nigdy nie gladzilam jej ręki i czoła z tak wielką miłością i czułością. Codziennie wychodząc ze szpitala, myślałam, że przecież może widzę i dotykam ją już ostatni raz…więc muszę nadrobić co tylko się da. Uświadomiłam sobie, że przecież powinnam iść przez życie tak, jakby każdy dzień miałby być ostatnim dniem, dzielić się szczerą miłością z innymi codziennie, a nie tylko na łożu śmierci. I nigdy nie powiem już wiecej: że DZIEŃ JAK CODZIEŃ jak zaczęłam to swiadectwo, bo każdy dzień jest wielką łaską, darem samego Boga, który pokazał mi, że nawet w największych ludzkich tragediach jest z nami i darzy nas łaskami, a my tylko musimy otworzyć szeroko oczy swojej duszy i nauczyć się je przyjmować Dziękuję Bogu za łaskę zaufania Bożemu Miłosierdziu. Dziękuję Bogu też za to, że uswiadomil mi czym jest Msza święta, gdy szykowalam się do kościoła, przymierzając ubrania w czym będę wyglądać najlepiej, jaki kolor płaszcza, butów, torebki, zapominając przy tym całkowicie o najważniejszym, z Kim idę na spotkanie… i nagle w sercu usłyszałam głos: A JA?…. CO ZE MNĄ?…. O mój Boże pomyślałam, tak mi wstyd! Zapomniałam o Tobie.. tak bardzo Cię przepraszam.. bo przecież idę na spotkanie z Tobą, przecież tylko Tobie mam się podobać, nie ważne w jakim płaszczu czy butach, Ty patrzysz na moje serce, a nie strój. ……….. Dziękuję Bogu za ludzi których spotkałam w tym czasie na swojej drodze. Dziękuję Bogu za te 5 tygodni. To była wielka łaska, czas cudów, łez, miłości, uzdrowień, czas zbliżenia się jeszcze bardziej do Boga, mamy, siostry, której nie widziałam 4 lata, czas, który dostałam w prezencie od Boga, czas, w którym pokazał mi jak powinno wyglądać życie, czas przemyśleń, zmian, poprawy, pokory, CZAS KTÓREGO NIKT Z NAS NIE WIE ILE GO NAM ZOSTAŁO,  ŻE CZAS TO NIE PIENIADZ !

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *