Marta Mazurkiewicz – świadectwo.

Marta Mazurkiewicz – świadectwo.

Jestem młodą osobą i wychowuję się na pozór w katolickiej rodzinie. Wierzyłam w Boga, czasem z Nim rozmawiałam, jak byłam mała, ale kiedy miałam 10 lat, zaczęłam poświęcać Mu mniej czasu. Skupiłam się na swojej samotności i utrzymaniu znajomości z jedną dziewczyną z sąsiedztwa, bo tylko ona chciała się że mną bawić, ale niestety przyjeżdżała tylko na wakacje, a mieszkała w innym województwie. Od dzieciństwa czułam się gorsza od innych i chciałam się im przypodobać, żeby przestali się ze mnie wyśmiewać. To nie śmiech rówieśników najbardziej mi przeszkadzał, ale ciągłe kłótnie w domu, do których zazwyczaj doprowadzał tato, jak się napił. Potrafił zepsuć mi każdy dzień. Będąc w towarzystwie innych ludzi nie pokazywałam po sobie, że coś jest nie tak. Cierpiałam w środku. W wieku 11 lat zaczęłam myśleć o śmierci i samobójstwie, wtedy też popadłam w uzależnienie od ciężkiego grzechu. Wszystko wydawało mi się bez sensu, każdy krzyk w domu sprawiał, że płakałam. Moje życie nie miało sensu, a ja nie miałam nikogo, komu mogła bym o tym powiedzieć. W łazience miałam szafkę, na której zaznaczałam każdy raz, kiedy płakałam przez ojca i nie tylko. Uznałam, że jak  zapełnię jedną linię tej szafki swoimi oznaczeniami, popełnię samobójstwo. Było to odmierzanie czasu do dnia, w którym ze sobą skończę. Byłam pozostawiona sama sobie, nie chciałam mówić o tym komukolwiek, bo też nie lubiłam wzbudzać zainteresowania innych, gdyż tak właśnie byłam wychowywana. Pewnego razu szłam już po jakieś tabletki, żeby się zabić, ale wtedy przyszło mi na myśl pytanie, co na to wszystko Bóg, co się ze mną stanie jeśli to zrobię?

To pytanie pozwoliło mi nie uczynić tego co zamierzałam. Czułam wewnętrzne rozdarcie, chciałam krzyczeć, ale nie mogłam, wszystko dusiłam w sobie. Czasami to uczucie było naprawdę nie do zniesienia. Kiedy już następny raz poszłam płakać, popatrzyłam na niebo i spytałam się Boga, dlaczego ja?. Nie uzyskałam odpowiedzi, ale z małą wiarą i nadzieją pomyślałam, że to się niedługo skończy. Czas upływał i moje życie trochę się zmieniło. Dwa lata temu w ramach religii poszliśmy z księdzem na adorcję Najświętszego Sakramentu. Zauważyłam, że znowu potrafię rozmawiać z Bogiem, tak jak wtedy, kiedy byłam młodsza i nie przejmowałam się tak bardzo tym, co się dzieje w moim życiu, bo bardziej ufałam Bogu. Tato był spokojniejszy i przez udar nie mógł pić. Niestety powrócił do nałogu, lecz nie jest on tak nasilony jak kiedyś. Szafka odmierzająca mój czas została wyniesiona. Wydaje się, że to nic takiego, jednak dla mnie to było dużo. Już od ponad 2 lat staram się rozwijać swoje życie duchowe. Założyłam grupkę, na fb, na której dodaję swoje przemyślenia związane z Bogiem i życiem razem z Nim. Wszystko powoli się układa. Około pół roku temu zaczęłam medytację Pisma Świętego i dzięki niej odkrywam teraz wszystkie swoje zranienia, nawet te, o których już zapomniałam. Ostatnio na medytacji, jako osoba, która może przybliżyć mnie do Boga, przyszedł mi na myśl ks. Teodor, ale uznałam, że nie będę do niego pisać bo i tak jest zajęty. Teraz wiem, że Bóg czuwał nade mną każdego dnia. Najwidoczniej mam jeszcze coś do zrobienia na tym świecie. I każdy z nas ma. Zaczęłam się też więcej modlić i bardziej ufać Bogu. Kiedy ks. Teodor mówił o kompleksach, myślałam, że nie dotyczy mnie ten temat. Jednak się pomyliłam, bo wciąż często przepraszam za to, że zajmuję komuś czas. Jedyne co się nie zmieniło, to ten ciągły lęk przed tym, co ludzie powiedzą, dlatego mówiąc o Bogu, robię to głównie w internecie na  grupkach, bo wiem, że nie będę na nich osądzana. Z Bogiem wszystko jest łatwiejsze, choć zdarzają się gorsze dni i nie zawsze jest łatwo, ale nikt nie powiedział, że kiedy jest się bliżej Boga, nie będzie żadnych trudności. Odmawiam już 6 Nowennę Pompejańską, ale teraz mam wystarczająco dużo czasu, żeby ją odmawiać, bo kiedy była szkoła, to od 9 rano do 21 byłam poza domem i nie miałam zbytnio czasu. Dlatego z rana jak czekałam na lekcje szłam na adorację i wtedy odmawiałam jedną część, po wyjściu ze szkoły znowu czekałam na autobus , więc szłam obok do pobliskiego kościoła i odmawiałam drugą część, a trzecią w nocy. Zawsze znajdujcie czas ma modlitwę, choć wiem, że to nie zawsze jest łatwe, ale pomyślcie wtedy o tym co Bóg zrobił dla Was, pomyślcie i o tym co macie, a nie o tym, czego nie macie. Bóg Wam pomoże tylko Mu zaufajcie i oddajcie Wasze sprawy, pozwólcie Mu towarzyszyć sobie w tej ziemskiej pielgrzymce do zbawienia wiecznego, bo tylko On Wam je może dać. Nikt z nas nie może się sam zbawić, bo to Bóg zbawia, my jesteśmy tylko ludźmi.

Nikt mnie nie nakierowywał na Boga, to On sam chciał mnie odnaleźć i wyciągnął Swoją dłoń, aby mi pomóc. Tak samo wyciąga ją do każdego z Was, ale to od Was zależy czy będziecie chcieli się jej chwycić.

Mam nadzieję, że to świadectwo komuś pomoże. Pamiętajcie, że z Bogiem wszystko jest możliwe. On kocha wszystkich ludzi porówno, dla Niego nikt nie jest gorszy i o każdego stara się tak samo. To my często nie zauważamy tego,  jak wiele od Niego dostaliśmy i dlatego się załamujemy.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *