Maryja – Matka Jezusa i nasza.

Maryja – Matka Jezusa i nasza.

Maryjo…
Często próbuje analizować Twoje życie. Nie potrafię patrzeć na Ciebie, przez pryzmat Twoich strojnych wizerunków. Jesteś taka moja, skromna i zwyczajna. Nie czuję żadnego dystansu, by przyjść do Ciebie i porozmawiać. O wszystkim i o niczym. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, taką do tańca i do różańca. Mogę wypić z Tobą herbatę i iść na spacer. Ty wszystko wiesz, wszystko rozumiesz. Tyle przeżyłaś.
Świat wstrzymałby oddech, wiedząc jaką rolę odegra zdanie: „ Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1, 38) Co czułaś Maryjo? O czym myślałaś? Jak zareaguje Józef? Czy pomyśli, że dopuściłaś się cudzołóstwa, za które groziła śmierć przez ukamienowanie? Jeszcze nie zdążyliście razem zamieszkać. Świeżo upieczone mężatki biegają jak w amoku po Ikei. Dywaniki, zasłonki, serwetki… A Ty słyszysz obietnicę tak wielką, jakiej nie usłyszał żaden człowiek. Ty, prosta dziewczyna, Marysia. Zapytałaś tylko, jak to się stanie. Zgodziłaś się na wypełnienie woli Bożej, bez cienia sprzeciwu, że spodobało się Najwyższemu, przewrócić Twoje dotychczasowe życie do góry nogami. Nie publikowałaś postów na facebooku, tylko wszystko zachowywałaś w swoim sercu.
Słysząc o swej krewnej Elżbiecie, również nie myślisz o sobie. Podobno kobieta w ciąży dużo śpi i je kiszone ogórki z nutellą, a Ty z pośpiechem wyruszasz w trudną i samotną podróż. Czy wzięłaś ze sobą chociaż kawałek chleba? Gdzie spałaś? Czy spotkałaś kogoś w drodze? Pierwsze spotkanie charyzmatyczne. O czym rozmawiałyście? Czy dotykałaś brzucha Elżbiety, by poczuć ruchy tego, który przyjdzie na świat, prostować ścieżkę Twojemu Synowi? Czy przepełniał Cię lęk przed powrotem? Przed zbliżającym się do wypełnienia zadaniem?.
Spis ludności i znowu w drodze. Zbliża się noc. Nikt nie chce was przyjąć. Nie ma miejsca w żadnej gospodzie. Każda matka pragnie dla swojego dziecka wszystkiego co najlepsze. Przede wszystkim bezpieczeństwa. Ty masz świadomość, że pod Twoim sercem bije serce Mesjasza. Czy czujesz, że zawiodłaś, kiedy dziecko przychodzi na świat w tak trudnych warunkach? Wszystko dzieje się tak szybko. Nie masz czasu delektować się macierzyństwem. Trzeba uciekać.
Jak wyglądało dzieciństwo Zbawiciela? Lubię wyobrażać sobie jak pierzesz pieluszki, gotujesz i biegasz za raczkującym Jezusem. Czy wspinał się na drzewa i miał posiniaczone kolana? Czy pluł marchewką z groszkiem i chował się pod stołem na widok szpinaku. A Ty? Czy lubiłaś patrzeć jak śpi i wsłuchiwać się w Jego spokojny, miarowy oddech?
Dwunastoletni Jezus gubi się w drodze po zakończonych uroczystościach Święta Paschy. Trzy dni poszukiwań. Ile łez wylałaś? Czy uczucie lęku może kiedykolwiek spowszednieć?
Czy stojąc pod krzyżem, nadal zachowujesz w swoim przeoranym cierpieniem sercu Boże obietnice? Ewangelia nie wspomina, by było drugie zwiastowanie. Nie ma słowa, że Anioł przyszedł drugi raz, by Cię uspokoić- „Spokojnie Maryjo, wyluzuj- wszystko idzie zgodnie z planem”. Ty ufasz… Nie skarżysz się, nie krzyczysz do nieba: „Dlaczego?! Nie tak to sobie wyobrażałam…” Obietnica dana trzydzieści trzy lata wcześniej nie wyblakła w Twoim sercu. Wszystko w nim zachowałaś. Wyproś mi Mamo wiarę jak ziarnko gorczycy.
Testament dany z krzyża. „Oto Matka Twoja”. Moja. Każdego. Imię Jana mieści w sobie wszystkie imiona świata. Chcę wziąć Cię do siebie. Na zawsze.
Jestem Twoim dzieckiem. Wiem o tym, ale jeszcze bardziej to czuję. Ufam Twojej matczynej miłości. Pismo Święte mówi o tym, że Jezus był bez grzechu, ale o tym, że nie miał słabości nic nie wspomina. Myślę, że jesteś Jego słabością. Na weselu w Kanie Galilejskiej wszystko się wydało. Czy Syn może odmówić ukochanej Matce? Codziennie rano oddaję w Twoje dłonie moje serce. Kształtuj je na wzór Twojego serca. Przymnóż mi Twojej pokory, wierności, ufności, wytrwałości, miłości, czystości i siły. Ukryj mnie pod swoim płaszczem, nie puszczaj mojej ręki. Prowadź. By codziennie powtarzane słowa „Bądź wola Twoja” nie były pustą formułką, ale realną zgodą na wypełnienie planu Nieba w moim życiu. Niezależnie od scenariusza. Nawet jeśli będzie trudno. Nie pozwól, by przyszło zwątpienie. Nie pozwól mi patrzeć po ludzku. Kieruj mój wzrok na Twojego Syna. Na Miłość przybitą do krzyża.
Marta Przybyła

Tak na dobry początek tygodnia opowiem Wam owieczki jak Maryja wysłuchuje naszych próśb i pomaga kiedy ja o to poprosimy szczerze z serca.

Zamówiłam msze na Jasnej Górze w intencji mojego przyjaciela , w dniu jego okrągłych urodzin. Taki prezent ode mnie. Niestety mój przyjaciel nie chodzi do kościoła z potrzeby serca, ale nie stawia oporów aby pójść , w sensie „ kościół go nie parzy „  przyjechaliśmy nieco wcześniej aby bez problemu wejść , gdyż są pewne limity. I już zaczęlo się jego narzekanie „ po co tak wcześnie”, „teraz będziemy tyle czasu czekać „. Lekko przykro mi się zrobilo ale poszlam do przodu przed obraz Maryi a on z moim bratem zostali w tylnej ławce. Kiedy miałam zaczynać się nasza msza, poszliśmy przed ołtarz usiąść na krzesełkach. Ja siadłam na środku , mój przyjaciel obok, brat w bocznej ławce . I znów zaczelo się narzekanie, „ że on chce się przesiąść stąd”, „ nie chce siedziec tak na wylocie”.

Uwierzcie mi, że sluchalam tego co mi mowi do ucha a w oczach miałam łzy, i chyba jeszcze chwila a popłakała bym się bo tak mi było przykro ze ciagle cos mu nie pasuje a ja robiłam wszystko aby ten dzień był wyjątkowy. I wtedy ze łzami w oczach patrząc na Maryje powiedziałam w myślach do niej „ Maryjo proszę cie zrób coś bo ja zaraz się popłaczę „ i dosłownie w tym samym momencie kiedy skonczylam to mowic, mój brat usiadł obok niego na krześle. No po prostu bylam w szoku, Maryja tak mi pomogla. Ja na ludzki rozum myslalam sobie, „ Maryjo niech on przestanie już mi marudzić do ucha” , nie pomyslalam ze wystarczy aby ktoś siadl obok niego i on przestanie narzekac. W tym wlasnie tkwi różnica meidzy naszym ludzkim mysleniem , jak rozwiązać problem a działaniem Boga i jego sposobami na rozwiązywanie problemu .

Mam nadzieję , ze może komus dałam choć odrobinę nadziei , wiary w Bożą milosc i opatrzność i milosci , bo milosc jest najwazniejsza.
Ania Drążek

Jest piękna okolica pod Grodnem, Siedzieniewicze. Wlasnie tam urodziłam się w polskiej, katolickiej rodzinie. Rodzice zmarli, stoi pusty domek. Jako dzieci wychowaliśmy się w wierze i to ziarno wiary rosło i na zawsze jest w mym sercu. Mamusia moja kochana ostatnie lata zawsze była z różańcem w ręku. Myślę, że ta matczyna modlitwa dała mi siłę wytrwać i w trudach codziennego życia stać się głęboko wierzącą osobą. Po śmierci moich kochanych rodziców w każdym dniu odmawiam różaniec. Ta cudowna modlitwa działa cuda w mym życiu.

Tylko jedno wydarzenie opiszę, o tym jak Mateczka Różańcowa uratowała mi życie.

Byla późna jesień, przyiechalam na wieś odwiedzić swój rodzinny dom. W tym czasie  mieszkałam w Grodnie. Obecnie na stałe mieszkam w Polsce. Posprzątalam, rozpalilam w piecach i jak zawsze do różańca. Myslę: pomodlę się i trochę pośpię.

Czułam zapach dymu z drugiego pokoju, ale pomyślałam, że przez to, iż piec dawno nie przepalany ….
Zamykały mi się oczy, ale różaniec skończyłam. Wtem zadzwonił mój telefon komórkowy. Mąż był na wsi u swych rodziców. Dzwoni i mówi : wyjdź na podwórko, popatrz jakie piękne widoki nieba. Myslę cóż tam takiego! Nigdy sentymentalny nie był, zdziwiło mnie to trochę, nie chciało mi się wyjść z pod koca, na dworze zimno …ale wyszłam. Pieknie to wyglądało:czerwone pasy, niezwykłe kolory na niebie, nawet zdjęcia komórką zrobiłam. No i wrócilam, widzę w kuchni idzie dym mocno z pokoju. Wlecialam i widzę,że pali się materac waciany, przytulony mocno do ścianki kaflowej.Odwróciłam i biegiem na ulicę, zalałam ogień wodą.
Wiem, że w ten sposób Matuchna Ukochana uratowała mi życie, zadziałała tak, że mąż zadzwonił i wyszłam na ulicę. Jeszcze trochę i zasnęłabym, ale to nie wchodziło w plany Pana Boga .Moi kochani, piszę to świadectwo żeby jeszcze więcej ludzi uwierzylo, że u Pana Boga nie ma spraw niemozliwych. Że każda modlitwa ma siłę jeżeli mówimy sercem. Różaniec daje mi szczególną ochronę i siłę. W każdym dniu go odmawiam i zawszę znajdę czas. Odmawiajcie kochani różaniec, zawierzajcie wszystkie swoje bóle i troski Mateczce. Ona jest cudowna !!!!!!

Dziękuję Moja Ukochana Mateczko za wszystkie cuda i łaski w mym życiu. Wiem ,że jesteś zawszę ze mną.
Кристина Стасюкевич

Przepiękny epigramat o Maryi Niepokalanej.

Grudki kadzidła..

Ludzie, którzy mokradłem na przełaj przejść pragną,
pęki łóz powiązanych w trząsawisko ścielą.
Tyś Sobie Lilię śnieżną rzucił tu, jak w bagno,
by pierwsze z nim zetknięcie złagodzić Jej bielą.

Jeden tylko był Kryształ tak przeczysty jak Ty,
by Bóg mógł go nawiedzić i prześwietlić Sobą!
I by dziecko zrodzone z Niepokalanej krwi
było Dzieckiem i Drugą Trójcy Świętej – Osobą!

Nie w tym Twoja zasługą, żeś Niepokalana, lecz w tym, żeś godna była przyjąć to wybraństwo,
Ty – co nawet pod piętnem prawnuczki Adama
byłabyś Najprzeczystszą Służebnicą Pańską
Beata Obertyńska

ما فيني شوف هيك تكريم للعذراء مريم و ما انشر لكم يا عدرا+++

Gepostet von Bachir Bach am Montag, 8. Januar 2018

 

KOŁYSANKA MARYJNA

Jak płatek białej lilji cudowna Twoja twarz,
Wśród Boskiej, świętej ciszy Twój szept kołysze nas.

Maryjo, śliczny kwiecie, jak piękna Twoja skroń.
Wśród łez, na zimnym świecie, otula nas Twa dłoń.

Różany ogród rośnie tam, gdzie pojawisz się,
W przeczystej, słodkiej rosie zanurzam serce swe.

Maryjo, śliczny kwiecie…

Łagodne Twoje oczy miłości niosą blask,
Wśród mrocznej, smutnej nocy, Ty nas w opiece masz.

Maryjo, śliczny kwiecie…

W koronie z gwiazd dwunastu po niebie płyniesz hen, dobranoc szepcząc światu, co już zapada w sen.

Maryjo, śliczny kwiecie…
Beata Kremer

Magdalena:
Cud uwolnienia przez Maryję – przekleństwo

CUD Wszystko co napiszę, oddaję na chwałę i cześć Matki Bożej, Która jest najukochańszą Mamusią na świecie i nie potrafię zliczyć cudów, które uczyniła w moim życiu.
Jestem oddaną służebnicą Maryi i Jezusa. Mam 19 lat. Przez tyle też lat byłam zniewolona przez złe duchy z powodu przekleństwa, które ktoś na mnie rzucił.
Z tego wszystkiego wyszłam z pomocą mojego kierownika duchowego, którego na mojej drodze postawił nie kto inny, jak Maryja.
I zrobiła to, aby przyprowadzić mnie do Siebie. Odkąd się urodziłam, byłam bardzo chorowitym dzieckiem. Spadały na mnie same nieszczęścia. Częste choroby i niewyjaśnione dolegliwości sprawiały, że czułam się odrzucona od otoczenia. Nie wolno mi było jeść i pić tego, co inni. Doszło do tego, że nie mogłam nic jeść. Lekarze rozkładali ręce nie potrafiąc znaleźć przyczyn moich chorób ani nawet ich nazwać. Dziwnie patrzyli na moje wysypki, które pojawiały się po założeniu medalika …
Jako kilkuletnie dziecko bałam się spać sama, tłumacząc to tym, że widzę duchy …
Mówiłam to jako dziecko, które nawet jeszcze dobrze nie wiedziało, co to duchy.
Im stawałam się coraz starsza i bardziej rozumiałam, co to wiara, tym dziwne zjawiska w moim życiu nasilały się coraz bardziej.
Kiedy byłam już nastoletnią i świadomą dziewczyną, zaczęłam się nawracać. Chodzenie do kościoła nie było już dla mnie obowiązkiem. Pogłębiałam swoją relację z Jezusem. W którymś momencie była ona tak silna, że zaczęłam poważnie myśleć o zakonie. Tylko tego chciałam. Tylko tak widziałam swoją przyszłość. I właśnie wtedy, kiedy na modlitwę i mszę poświęcałam każdą chwilę wolnego czasu, zaczęły dziać się ze mną rzeczy, których wtedy nie byłam w stanie rozumieć. Miałam zdolności telepatyczne, umiejętnie potrafiłam czytać innym w myślach, tak po prostu zdradzałam myśli innej osoby, nie mając nawet świadomości, że to robię.
Podczas mszy mdlałam, albo po prostu wychodziłam jak wyrzucona, a kiedy już znajdowałam się na zewnątrz Kościoła, nie potrafiłam wyjaśnić jak to się stało. Słabłam, miałam zawroty głowy, mdłości …
Nie udawało mi się wracać na Komunię. Szłam do domu i tam się modliłam.
A wtedy znów czułam jak słabnę.
Lekarze, szpitale, niekończące się badania. „Jesteś zdrowa” mówili specjaliści, a ja wciąż się zastanawiałam: „Co jest ? Jak mogę być zdrowa ? To niemożliwe !”. W myślach zadawałam Bogu pytania, co się ze mną dzieje …
W którymś momencie mój stan zdrowia pogorszył się do tego stopnia, że zaczęłam popadać w stany depresyjne. Natrętne myśli samobójcze nie dawały mi spokoju i pojawiały się w końcu z byle powodu. Lęk o własne zdrowie mnie paraliżował. Oddawałam te cierpienia Jezusowi, nie wiedząc jeszcze, że czeka mnie najstraszliwsze i najpotężniejsze cierpienie w całym moim życiu.
Zaczęłam uczęszczać na modlitwy wstawiennicze, którymi z racji bierzmowania posługiwano w mojej parafii. Wierzyłam, że Jezus mnie uzdrowi, o to Go pokornie prosiłam, a moja modlitwa wciąż była taka sama:
„Jezu, skończ to, ulecz mnie, Ty możesz to uczynić. Zrób coś, ja już nie mogę … Nie mogę … Nie mogę ….
W wielkich trudach udawało mi się czekać na swoją kolejkę. W trakcie modlitwy moje oczy wywracały się, a ciałem wstrząsały drgawki. Słyszałam, że widocznie tak działa na mnie Duch Święty. Przy następnej modlitwie objawy powtórzyły się, ale przybrały na sile. Niezbyt doświadczona wspólnota była przerażona widząc moje ciało, skakające jak piłka po posadzce. Jezus zaczął działać. Postanowił to skończyć. Pokazał mi, co się ze mną dzieje. Pokazał mi skąd się biorą moje choroby i straszne depresje. Zły duch zdradził swoją obecność.
Od tej pory rozpoczęły się 3 koszmarne lata w moim życiu. Lata koszmarnego zniewolenia i modlitw egzorcysty. Lata, w których Jezus każdego dnia walczył na nowo o mnie z diabłem. Spocony, umęczony, zakrwawiony, pobity …
Lata, w których byłam tak strasznie od niego. bo był ktoś, kto za wszelką cenę mnie od Niego odciągał.
Lata, w których nie mogłam do Niego nawet zawołać, bo nawet jeśli odważyłam udać się na Mszę Świętą, pełen wściekłości diabeł manifestował się kilka godzin, przekonując w ten sposób, że ma nade mną władzę. Rzadko kiedy odpuszczał na dłużej niż kilka godzin. Wtedy czułam to straszliwe opuszczenie przez Jezusa … Mimo tego, że On był przy mnie cały czas. Nie rozumiałam, czemu pozwala złemu duchowi na zadawanie mi tak okropnych cierpień …
Nie chcę jednak opowiadać, co działo się ze mną przez ten czas, bo nie temu ma służyć moje świadectwo. Mimo tego, że Jezus pozwalał, aby diabeł wyładowywał swą potworną złość na mnie, teraz jestem Mu za to wdzięczna. Choć przeżyłam wiele cierpienia, fizycznych tortur złego ducha, jego maltretowania psychiki i ingerencji w ten sposób w moją duchowość, żeby wreszcie doprowadzić mnie nad samo dno rozpaczy, abym odebrała sobie życie. Ale na tym moim dnie, na które mnie sprowadzał, nie przewidział jednego – że właśnie tam będzie czekał na mnie Jezus. Nie przewidział tego potwornego dla niego dnia, dnia, w którym Matka Boża stanęła przed nimi wszystkimi i rozkaże im natychmiast opuścić moje ciało. Wszystkie te demony, które przez 19 lat niszczyły moje życie nie przewidziały swojego wielkiego upokorzenia.
Dla demona nie ma bowiem nic okropniejszego od posłuszeństwa Najświętszej Dziewicy.
Nie ma nic bardziej upokarzającego niż „Bądź pochwalona Królowo ! Ave Maria !”, słowa, które zmuszone są wypowiedzieć i nie mogą się w żaden sposób sprzeciwić Jej rozkazowi !
Chwała Tobie Maryjo, po wieki wieków, Najukochańsza Matko !
Za cud uwolnienia w moim życiu !
Za cud przemiany mojego życia !
Za to, że jesteś moją Mamą !
Dziękuję Ci Maryjo !
Potężna Królowo Niebios i Pani Aniołów bądź pochwalona za to, że dajesz nam Siebie. Amen.
Krzysia

Talk about give you chills!!! Watch till the end! I BELIEVE! I believe The Blessed Mother was talking to Emma Jo & Emma Jo was listening! If you see at the end Emma Jo kneels & bows her head then gets up!!

Gepostet von Lisa Ladner am Sonntag, 14. April 2019

 

MARYJO, MAMUSIU…

„Oto Matka twoja”
Tak. Jesteś taka moja…
Codzienna, zwyczajna, na wyciągnięcie dłoni.
Nie potrafię patrzeć na Ciebie przez pryzmat Twoich strojnych wizerunków. Przecież korona, by Ci przeszkadzała w praniu pieluszek, gotowaniu i bieganiu za raczkującym Jezusem.
Myślę, że miałaś czasem niewyspane oczy i spracowane dłonie.
Inicjatorko pierwszego cudu. Mogłaś przecież wyprosić wskrzeszenie czy uzdrowienie.
A Ty… chcesz pokazać, że troszczysz się o moją codzienność, o każdy drobiazg. Jak o wino, na weselu w Kanie. Nie ma dla Ciebie spraw błahych. Nad każdą pochylasz się z kobiecą troską.
Przychodzę do Ciebie ze wszystkim.
Przecież jestem Twoim dzieckiem…
Mogę iść z Tobą wieczorem na spacer i wypić kakao.
Pogadać. Zwyczajnie. Szczerze. Od serca. Wiem, że patrzysz na mnie z taką samą troską jak na Jezusa. Kiedy upadnę, opatrujesz zdarte kolano i przytulasz do piersi. Śmiejesz się razem ze mną. Ocierasz każdą łzę
Mamo, naucz mnie tak kochać, tak ufać, tak przyjmować Bożą wolę. Naucz mnie wiernie trwać, kiedy po ludzku wszystko się wali. Przetrwałaś tyle trudności i przeciwności. Ucieczka przed Herodem. „Zgubienie” Jezusa. Patrzysz na mękę i śmierć swojego ukochanego dziecka. A Twoja wiara? Nie skarżysz się, nie krzyczysz do nieba „Dlaczego? Nie tak miało być!” Ufasz. Ewangelia nie wspomina by było drugie zwiastowanie. Nie ma słowa, że Anioł przyszedł drugi raz, by Cię uspokoić: „Wyluzuj Maryjo, wszystko idzie zgodnie z planem.” Ty ufasz…
Zamiast laurki mam dla Ciebie moje serce. Krzywe jakieś, dziurawe takie, przybrudzone i posklejane…
Weź. Wiem, że nic nie ucieszy Cię bardziej. Rozgrzej je swoich matczynych dłoniach jak wosk.
Ukształtuj.
Na wzór Twego Serca.

P.S. Zbyt rzadko to mówię…
KOCHAM CIĘ MAMO
Marta Przybyła

Moja ukochana Mateczko!
Wybacz, że zwracam się do Ciebie nie w bezpośredniej rozmowie, lecz poprzez ten list, ale pisząc mogłam zawsze więcej wyrazić. Przede wszystkim pragnę Cię przeprosić, że tak często nie wywiązuję się z tego, czego się podejmuję. Największy problem sprawia mi modlitwa. Mimo, że moje serce przepełnione jest miłością do Jezusa i Ciebie, kochana Mamusiu, moja modlitwa, zamiast wypływać z głębi serca, często jest sucha i „wyklepana”, a co najbardziej mnie dołuje, to fakt, że często zasypiam i na tym się kończy. Ty Mateczko to wszystko wiesz najlepiej. Sądzę, że bardzo Cię tym ranię. Wiesz również, że jesteś dla mnie bardzo ważna i kocham Ciebie całym sercem. Pewna jestem także Twojej miłości do mnie, ponieważ kochasz wszystkie swoje dzieci.

Od jakiegoś czasu moje życie bardzo się skomplikowało. Zastanawiam się czy mam w ogóle jakiś dom. Bo czy można nazwać domem puste mieszkanie, w którym często nikt nie czeka, do którego nie można zadzwonić bo nikt nie odbierze telefonu? Samotność bardzo boli, szczególnie, gdy trzeba dopiero się do niej przyzwyczaić. Wolą Pana było powołać do siebie mojego męża i chociaż nasze małżeństwo nie było idealne, zresztą nie sądzę, że takie są, ale ktoś na mnie czekał i martwił się jeżeli nie zadzwoniłam. Wiedziałam, że komuś na mnie zależy i mam do kogo wracać.
Nie narzekam na los, jak mogło by się wydawać. Tak jak powiedziałam, wola Pana i trzeba się z nią pogodzić. Chciała bym jednak tę resztę życia, która mi pozostała, wieść w miarę spokojnie i szczęśliwie. To moje szczęście miało by się opierać na szczęściu moich dzieci, na pewności, że są porządnymi ludźmi, że kochają Boga i rodzinę, że nie tkwią w nałogach oraz chętnie i dobrze wywiązują się z obowiązków, które narzuca im życie.
Wiem, Mamusiu kochana, że wiele możesz wyprosić u Jezusa,  swojego Syna, który Tobie niczego nie odmawia. Wstaw się za nami, wybłagaj uzdrowienie duchowe i fizyczne dla nas grzeszników. Niech Imię Boże będzie uwielbione.
Twoja córka Zofia.

Kochani, chyba pora na mnie…po śmierci mojej kochanej siostry (nowotwór złośliwy,minęło 5 już lat) było ciężko… okropny żal, płacz miesiącami,zwątpienie,złość i wszystko co najgorsze…wszystko to przecież wina Pana Boga była,że ją zabrał,moją siostrzyczke ,taką młodą…bylo ciężko, strasznie…w sercu wolałam pomocy ale nie wiedziałam kogo wołać… pewnego dnia znalazłam Ją, cudowną,piękną…wypadła z prania,codziennego prania z ciuchów które już nie raz prałam…moze niektórym zdawać się będzie że to nie możliwe ale wierzę że to nie był przypadek…to Ona mi pomogła…z Nią i dzięki Niej przechodzę ten krzyż troszkę lżej ,ale wiem że jest ze mną …Nasza Mateczka,to Ona mnie podniosła,towarzyszy mi teraz cały czas i to Jej powierzam wszystko i proszę o pomoc…kiedy ustaliliśmy datę naszego ślubu była na 26 września nie było miejsca żeby zamówić sale na ten dzień i co …3 październik…w miesiąc Różańca Świętego…widocznie tak Mateczka chciała A ja bardzo się cieszę z tego powodu bo wiem że poblogosławić nam chce szczególnie …od tego momentu wierzę w cuda,a największy cud to na zdjęciu oraz cały czas na mojej szyji…z Panem Bogiem Kochani.
Aga Sk

Sukienki Jasnogórskiej Pani.
Cały świat wzdłuż i wszerz przemierzysz i nic piękniejszego nie znajdziesz.

Czarna Madonna w wykonaniu chóru afrykańskiego.

Komentarz do słynnego zdania wypowiedzianego przez św. Ludwika Marię Grignion de Montfort’a: „Kto nie ma Maryi za Matkę, ten nie ma Boga za Ojca”. Ks. Glas odpowiada m.in. na pytania czego Maryja pragnie od współczesnego człowieka oraz dlaczego warto oddać swoje życie Maryi.

Zaufaj bez reszty Maryi

Na skraju dużego lasu, w małej drewnianej chatynce, mieszkała pewna rodzina – ojciec, matka i dziesięcioletnia córka Kaśka. Mimo, że żyli bardzo skromnie nie głodowali. Ojciec pracował w lesie przy wyrębie drzew i był bardzo dobrym i uczynnym człowiekiem. Kiedy tylko jakiś biedak zapukał do drzwi chatki mógł być pewny, że nie wyjdzie stąd głodny. Parę miesięcy temu ojciec rodziny uległ wypadkowi. Podczas wyrębu przygniotło go duże drzewo. Od tego czasu biedak był zdany na opiekę żony i córeczki. Ostatnio jego stan bardzo się pogorszył. A, że było akurat święto Matki Boskiej Gromnicznej matka poprosiła córkę: – serduszko moje Kasieńko miła idź do kościoła poświęcić tę świecę, bo ojciec prosi żeby mu zapalić Gromnicę. Jest bardzo chory i mówi, że nie dożyje do rana, idź i szybko wracaj. Niech Cię prowadzi Bóg i Matka Najświętsza. Dziewczynce nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ubrała się cieplutko i szybko pobiegła do kościoła. Zbliżał się wieczór. Zaniepokojona matka co chwilę podchodziła do okna: – Coś nasza Kasieńka za długo nie wraca sypie śnieżek, robi się coraz ciemniej, żeby tylko nie zabłądziła. Strasznie się boję, bo ostatnio słyszałam wycie wilków – powiedziała cicho do męża. Mąż tylko skinął głową jakby chciał powiedzieć – Da sobie radę to mądra i dobra dziewczynka. Tymczasem Kaśka wracała z kościoła. Robiło się ciemno, cały czas padał drobniutki śnieżek. Nikły płomyczek świecy migotał, tak jakby za chwilę miał zgasnąć. Dziewczynka ochraniała go jak mogła troszkę zmarzniętymi rączkami. Idąc tak po zaśnieżonej dróżce zobaczyła między drzewami parę świecących się groźnie oczu. – Wilki – pomyślała żegnając się ze strachem a serduszko jej biło tak jakby miało za chwilę wyskoczyć z piersi. – Matko Boża pomóż mi i pozwól, żebym mogła bezpiecznie dojść do domu, żeby te straszne wilki odeszły, a światełko które niosę nie zgasło. Tam czeka chory tatuś Matko Boża ochraniaj mnie. Tak to dziewczynka modląc się doszła do domu. Matka, która usłyszała wycie wilków wybiegła przed dom i stanęła jak wryta. Jej córeczka szła z jakąś Panią, a stadko wilków posuwało się ślad w ślad za nimi. Tylko te wilki nie wyglądały na groźne, a raczej tak jakby chroniły idących przed innymi wilkami. Kaśka gdy tylko zobaczyła mamę pobiegła do niej i radośnie oznajmiła. – Mamusiu chociaż bałam się okropnie przyniosłam zapaloną świecę do domu. Zanieś ją tatusiowi. – Dziękuję córeczko – odezwała się matka i poszła do izby. Szybciutko zrobiła cieplutką herbatkę dla zziębniętej drogą córeczki. Bijąc się z myślami zapytała – a co to za Pani szła z Tobą, bo wiesz to było jakieś dziwne . Miałyście nieproszonych towarzyszy, to były wilki, ale one zachowywały się tak jakby słuchały tę Panią. – Jaka Pani? Nie było ze mną żadnej Pani. – Ja tylko modliłam się do Matki Bożej, żebym mogła bezpiecznie dojść do domu – odpowiedziała Kaśka. Matka pobiegła do okna. W oddali zobaczyła kobietę. Kobieta ta odwróciła się i pomachała ręką na pożegnanie. Stadko wilków, które szło z nią stanęło i otoczyło ją kołem. Potem wilik położyły się na śniegu, jakby czekały na jakiś znak czy rozkaz. Wtedy mama Kaśki domyśliła się wszystkiego. To Matka Boża Gromniczna ochraniała i przyprowadziła dziewczynkę do domu. – Matko Boża, dziękuję – zdążyła powiedzieć cicho mama Kaśki, kiedy usłyszała głos męża. – Żono proszę weź Gromnicę, bo ja nie mogę i obejdź całe nasze gospodarstwo i dom dookoła klękając na każdym progu, żeby zło nie miało nigdy dostępu do naszego domu. Jak to zrobisz przyjdźcie z Kaśką do izby pomodlimy się razem.
Renia Sobik

„Żem Ciebie wspomniał dziś, Najświętsza Panno,
Będzie mi wszelka darowana wina
I spokój gwiazdą mi rozbłyśnie ranną
Po nocy, która płacze i przeklina.

Może się łaską Twą na chleb zamieni
Me słowo, że nim nakarmić potrafię,
Albowiem cisi są błogosławieni…
Wszak tak, Najświętsza Panno na ryngrafie?

Naucz modlitwy serce moje młode,
Na głód wskazując pragnień, wspomnień chłostę,
O jednym bowiem marzy w snów pogodę:
Oto chce szczere być i chce być proste.

Albowiem człowiek, co na swym zegarze
Ujrzał, że młodość ginie mu zdradziecko,
Zaczyna marzyć, o czym ja dziś marzę:
Aby się znowu dobry stał, jak dziecko.

Spojrzyj w me serce, Najjaśniejsza Pani,
I choć przez chwilę usłysz, co w nim śpiewa,
A ujrzysz wielką miłość w tej otchłani,
Co kocha ludzi, kamienie i drzewa.

O, jakże bardzo kochać chcę, jak bardzo,
Nie to, co w bisior stroi się i złoto,
Lecz to, czym nawet najnędzniejsi gardzą,
Co głodem żywię, poi się tęsknotą.

Chcę serce moje jako bochen chleba
Pokrajać dla tych, których głód uśmierca,
Ty zasię spraw to, o Panienko z nieba,
Aby dla wszystkich mi starczyło serca.

Przeto je ozdrów, położywszy ręce
I pobłogosław jak zoraną niwę,
A ja słów kłosy własną krwią poświęcę
I pójdę dzielić między nieszczęśliwe.

Bo chociaż lichy-m jest i nędzny człowiek,
Co nicość kryje blaskiem pióropusza,
Lecz gdy choć jedna padnie łza spod powiek
Szczera i czysta – ożyje ma dusza.

Błogosławionaś, Panno święta, przecie
Wielkim eposom, co rozbłysły cudem:
Błogosław dzisiaj lichemu poecie,
Co biedne słowa w rym zwołuje z trudem.

Ja Ci zaś za to już za dni niemało,
Zmieszany między pasterze i grajki,
Przyniosę książkę, jako gołąb białą,
Abyś Synowi z niej czytała bajki.”
Kornel Makuszyński – „Inwokacja”

Dlaczego warto oddać się Maryi? Świetnie obrazuje to żart, opowiadany przez o. Pio

 

Mamusia zawsze pomoże!

10 lat temu o tej porze trafiłam w nocy z moją 3- letnią córeczką do szpitala w strasznym stanie. Wyniki krwi były tysiąc krotnie powiększone , przez chorobę wirusową wdały się powikłania w wyniku których organizm zaczął dążyć do unicestwienia sam siebie. Lekarze codziennie powtarzali, że może umrzeć. Mimo iż myślałam, że oszaleję z rozpaczy modliłam się na różańcu. Stan zdrowia poprawiał się z dnia na dzień, mimo iż długo nic się nie działo dobrego. Nagle okazało się, że jest tak dobrze, że 13 października wyszliśmy do domu. Dziś Kinga ma 13 lat, jest cudowną młodą kobietą, wie,  że swoje życie zawdzięcza Naszej Ukochanej Mamie Maryi. Jestem przekonana, że data wyjścia ze szpitala nie była przypadkowa.
 Katarzyna Kurczyna

Maryjo, NIE POZWÓL MU UMRZEĆ!
Było to dość dawno temu. Północna Polska. W rodzinie pewnej dochodzi do „kumulacji” radości. Co takiego się stało? Do domu, ze szpitala przywiezione jest nowonarodzone, zaledwie kilkudniowe, dziecko, chłopiec. Jest wcześniakiem ośmiomiesięcznym. Cała rodzina jest w swoistym podnieceniu i euforii. Tego samego dnia do tego domu przywieziona jest też peregrynująca od lat kopia cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej (akurat tego dnia! Szok!) A wszystko dzieje się w Wigilię Bożego Narodzenia. Czy może być jeszcze jakiś powód radości? Rodzi się Jezus, w rodzinie rodzi się dziecko, Matka Boża w swoim cudownym obrazie odwiedza zwyczajnych, aczkolwiek pobożnych Kaszubów. Nic nie zapowiada, że za chwilę zacznie się dramat, że będzie płacz, poleją się łzy…
Kiedy wszystko wydaje się być przygotowane do świętowania ktoś zauważa, że chłopiec jest siny, że jakby nie oddychał. Jego płacz jest prawie niesłyszalny. „On umiera? Synku! Syneczku! Jezus Maria!” – krzyczy matka. „Coś się niedobrego dzieje!!! Mój Boże… Co robić? Co robić?” Wszyscy obecni: matka dziecka, starszy, ale też malutki brat wcześniaka i babcia są zalęknieni. Łzy same spływają po policzkach. Już nikt nie pamięta, że jest Wigilia… Dziecko umiera… „Nie można się poddać, działamy!” Zdają się mimo wszystko mówić matka i babcia. Dzielą zadania. Matka maluszka dzwoni po pogotowie. Trudno, trzeba wracać do szpitala, choć dopiero z niego wróciła… Tylko co będzie? Co się wydarzy? „Halo?! Pogotowie? Natychmiast proszę przyjechać. Dziecko odchodzi…. Nie, nie! Żyje, jeszcze żyje!” Babcia przejmuje słuchawkę, wykręca numer telefonu. Szybko ktoś podnosi: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Proszę księdza co robić, bo wnuk umiera! Chrzest zamówiony na za miesiąc, ale chłopiec chyba nam schodzi ze świata! Co robić?” – pyta łzawym, ale mimo wszystko zdecydowanym głosem. „Jest woda?” – pyta duchowny. „Zwykła z kranu? Jest” – dziwi się babcia. „To dobrze. Ochrzcić! Proszę ochrzcić! ” – stanowczo nakazuje ksiądz. „Ale…, ale… jak to….? Ja?” „Proszę ochrzcić! Nie ma co czekać!”. Niespodziewanie w spokojnym domu gotowym na narodzenie Syna Bożego ma miejsce sakrament. Babcia ma chrzcić własnego wnuka! Nie czeka ani chwili: „Ja Ciebie chrzczę…” – mówi powoli, sama nie wierząc, że tego dokonuje. Co też jej się przytrafiło na stare lata? Jako wierząca czuje się niegodna a jednak zobowiązana i jakoś „namaszczona” do tej funkcji przez proboszcza. Lejąc dalej wodę po główce niczego nieświadomego nieboraka mówi z wielką wiarą: „W imię Ojca+ i Syna+ i Ducha Świętego”. Dziecko jest ochrzczone. Ufff… Dobrze, ale co dalej? „No gdzie to pogotowie? Gdzie oni są? Dlaczego tak długo?” – odzywa się mocno już niespokojna mama.
Chłopiec zamiast płakać miauczy niczym maleńki kotek. Obsypany setkami pocałunków, otulony w ciepły koc, gotowy jest do transportu do szpitala. „No już powinni być!” – denerwuje się mama. „Módlmy się” – zarzuca nieśmiało babcia. Patrzą na obraz Królowej Polski, w te smutne, ale piękne matczyne oczy… Co im mówi Czarna Madonna? Nigdy nie powiedziały. Nie są w stanie się skupić. Jedno tylko wspólne wyrywa się wołanie: „MATKO URATUJ! MATKO DAJ ZDROWIE TEMU CHŁOPCU! BŁAGAMY! NIE POZWÓL MU UMRZEĆ! MATKO! TY WSZYSTKO MOŻESZ…. MATKO….”
„Są!Jest pogotowie!” zauważa młoda kobieta. „Idę. Z Bogiem!” „Jedźcie z Bogiem!” – odpowiada składając jakby dłonie do modlitwy babcia. Teraz musi zająć się drugim wnukiem. Drzwi się zamykają. Zimno na zewnątrz. W końcu zima. 24 grudnia. Matka z dzieckiem, niczym małym pakunkiem, który trzyma kurczowo, jakby chroniąc przed jakimś zagrożeniem z zewnątrz, wchodzi do karetki. Tuli mocno maleństwo i cały czas płacze po cichu wołając: „Matko, nie pozwól mu umrzeć! Matko, błagam!”
Karetka rusza. Chłopiec zasypia, ale wciąż jest bardzo blady, wręcz siny. Poprawy nie widać.Kierujący pojazdem widząc zapłakaną młodą matkę próbuje ją pocieszyć. „Niech pani nie płacze! Jeszcze wyrośnie! Jeszcze będzie z niego chłop! Zobaczy pani! Niech pani nie płacze. Pani się modli? To dobrze! Tak trzeba, ale już pani nie płacze…”. Nie jest to łatwe. Łzy, jedna po drugiej, spływają przecież same po policzkach… Ale słowa otuchy w takim momencie na pewno są w cenie.
W szpitalu chłopiec niemal natychmiast przechodzi operację… „Na stół z nim! Natychmiast!” – decyduje lekarz odpowiedzialny. Co będzie? Zaczyna się. Trzeba czekać. W sercu matki ból i dalej jeszcze wyraźniejsze wołanie: „Maryjo Jasnogórska, Królowo Polski pomóż! Też Jesteś matką! Pomóż, proszę…”Teraz cisza… Trzeba czekać ściskając w dłoni różaniec… Trzeba czekać i ufać… Jeszcze trochę… jeszcze trochę…Po chwili…„Jest! Żyje!” Żyje… Jest dobrze, lepiej…Mijają dni, miesiące lata. Chłopiec goni rówieśników. Zaczyna normalnie funkcjonować. Nie wie nawet co go u progu życia spotkało. Idzie do szkoły jednej, drugiej. Zdaje maturę, odkrywa powołanie do kapłaństwa, wstępuje do seminarium duchownego i zostaje po kilku latach księdzem!Ten ksiądz ze łzami w oczach teraz pisze Tobie tę historię, mówi do Ciebie…

Tak. Właśnie tak…. Nie płacz! Podziękuj ze mną Matce Bożej i przede wszystkim Jezusowi!
To, że przeżyłem, że dane mi było ocaleć zawdzięczam niewątpliwie Bogu, Matce Najświętszej Królowej Polski, ale też prostej a głębokiej wierze i wytrwałej modlitwie mojej ś.p.babci Wandy (mojej chrzcicielki) i mojej kochanej mamy Magdaleny…
Dziękuję… Maryjo, bądź pozdrowiona. Kocham Cię!
Ks Mariusz Sokołowski

Czasem puszczam Jej rękę nieświadomie. Oddalam się. Krok po kroku. Rzadziej się zwierzam. Rzadziej pytam. Rzadziej wkładam w Jej ciepłe dłonie zawartość samej siebie z prośbą, by zaniosła wszystko Miłosiernej Miłości. Kiedy orientuję się, że serce straciło zasięg, jeszcze głupia dreptam przez chwilę po swojemu. Zamiast biec do Niej ile sił w nogach. Jakby z Nią nie było łatwiej, czulej, lepiej. Jakby kamienne stągwie w Kanie wypełniły się bez jej troskliwej ingerencji. Jakby nie była najlepszą z Matek, która choć mając tak wiele dzieci, traktuje każde, jakby było jedynym. Obchodzi ją każda przepływająca przeze mnie emocja. Kontroluje kardiogram serca, czuwa… Współodczuwa.
Wie, że polazłam nie wiadomo gdzie, nie wiadomo po co, nie wiadomo za czym. Czeka. Upiekła placek z obfitą warstwą kruszonki- wie że lubię. Krząta się po kuchni, wycierając pobielane mąką dłonie w błękitny fartuch. Wygląda przez okno. Zapaliła świecę o zapachu wanilii. Postawiła na parapecie. Jakby ten blask i aromat miały właściwości morskiej latarni, wabiącej statek do bezpiecznego portu. Ona wie jak lubię to tańczące na knocie przytłumione światło. Pozbawione agresji, nienachalne, kojące…
Zna mnie. Już słyszy moje kroki, choć jeszcze błąkam się w oddali.Już wstawia wodę na herbatę z cytryną i imbirem. Wie,że zmarzłam. Bez Jej serca.

Marta Przybyła

Są Królowe, które mają trony, karety, pałace i suknie. Tronem tej Królowej są serca Polaków.

8 grudnia w Godzinie Laski postanowilam odmówić różaniec . Skorzystalam z aplikacji You Tube i od razu otworzylo mi się że będzie to część Chwalebna. Zdziwilam się, že zbliža się Boże Narodzenie a mi coś mówilo aby tą część odmówić. Moja modlitwa byla jednak malo gorliwa, nie czulam jakby więzi z Maryją. I wtem przyszla, zakielkowala i urosla we mnie myśl , że Maryja nie istnieje i že niepotrzebne są modlitwy. Zdalam sobie sprawę, že z glośnika wlaśnie slyszę slowa ” i choćby Kościól mówil inaczej, ty nie uwierzysz, i choćby na przestrzeni wieków bylo wiele objawień ty nie uwierzysz. ” nie uwierzysz brzmialy slowa w moim sercu. A mnie zamórowalo, wlaśnie stracilam wiarę. Wiedzialam, že Maryja jest, ale coś w środku mówilo „nie”. Caly miesiąc cierpialam , ale nie poddawalam się i modlilam. Przyśnilo mi się, że szukam Maryi i blądzę w ciemności.W dniu 1stycznia bylo święto Maryji Rodzicielki, z rana jak codzień modlilam się i przyszla do mnie Mateńka, nie widzialam tylko czulam. Byla taka czula, najczulsza, taka slodka jak róžyczka. Popadlam w uwielbienie. Bylam … brak slów. Do tej pory czuję ślad/pamięć w sobie jej milości. To bylo cudowne przežycie. Wczoraj wylosowalam patrona dla siebie na ten rok. Zostala nim Maryja Trudnego Zawierzenia. Czuję,  že mam na nowo się narodzić, chociaž myślalam,  że stalo się to 7 lat temu. Dužo pracy przede mną, ale z Maryją uda mi się narodzić na nowo.
Agnieszka Golańska


Dawno temu, kiedy jeszcze byłam nastolatką, wpadłam na pewien pomysł. Wiek dojrzewania, ma się wtedy różne dziwne pomysły…
Miałam problemy w szkole przez rówieśników, którzy mi dokuczali, często przychodziłam wtedy do Kościoła do Jezusa by z nim porozmawiać, by prosić Go o siłę bo duchowo było mi ciężko. Jezus stał się moim przyjacielem dzięki częstemu przychodzeniu do Kościoła i rozmowom z nim. Niestety, po jakimś czasie zaczęłam rozmyślać o wierze. Czy to wszystko jest prawda, czy może jednak jedna wielka manipulacja, a Bóg nie istnieje. Postanowiłam, że na miesiąc podejmę się pewnego eksperymentu. Przestałam chodzić do Kościoła, modlić się. Czytałam wtedy o innych wyznaniach, czytałam różne wątki na forach osób, które również miały wątpliwości, zdarzyło mi się nawet przez ,, przypadek” trafić na stronę satanistyczną, ale szybko z niej wyszłam. Miałam na tyle rozumu, by nie grzebać w tematach okultyzmu, magii itd. Pewnej nocy przyśniła mi się lekcja religii. Nagle wstałam i zaczęłam śpiewać, a kiedy tak śpiewałam pojawił się obraz Matki Bożej Częstochowskiej, która płakała krwią. Czułam wtedy taki strach, napięcie. Obudziłam się cała zgrzana, dusiłam się. Minęło już wiele lat od tego snu, jednak czuję, że to nie był tylko wymysł mojej wyobraźni. Matka Boża wzięła mnie wtedy pod opiekę. Chciała mną wstrząsnąć, żebym przestała z tym swoim eksperymentem, żebym wróciła do Boga. I tak się stało.  Zdziwiło mnie wtedy, że budowałam wcześniej relację z Jezusem, Maryja była dla mnie obca, a jednak kiedy zaczęłam oddalać się od Boga, to Ona interweniowała. Z okazji Dnia Mamy dzielę się z Wami tym świadectwem. Być może niektórzy z Was nie mają z Nią relacji, ale Ona i tak czuwa koło nas. Tylko czeka żeby chwycić Ją za rękę.
Ewa Olszewska

Jakich jeszcze znaków potrzebuje człowiek żeby zrozumieć, że Matka Boga jest naszą Matką i Królową?
Dwa gołębie kroczą w Procesji Fatimskiej .

Wstawiennictwa Maryi potrzebowałam już na początku mojego życia. Jak się urodziłam, to do mojego organizmu przyplątała się bakteria i zaczęła rozrabiać. Równocześnie miałam zapalenie ucha, zapalenie opon mózgowych zapalenie płuc i zakażenie krwi. Międzyczasie wyszło jeszcze, że w wyniku niedotlenienia przy porodzie mam lekkie Mózgowe Porażenie Dziecięce. Kiedy praktycznie jedną nogą byłam na tamtym świecie, mama modliła się za mnie na różańcu. Jej wytrwała modlitwa okazała się owocna, bo infekcje udało się opanować i rodzice mogli mnie zabrać do domu.
Problemy zdrowotne jednak nie skończyły się. Przez mózgowe porażenie, prawie przez całe dzieciństwo trzeba było ze mną jeździć po szpitalach, lekarzach, przychodniach, na rehabilitację i wykonywać ćwiczenia w domu. Kiedy weszłam w wiek nastoletni, czułam się tym wszystkim zmęczona. Chodzenie do szkoły, odrabianie lekcji, nadrabianie zaległości, kiedy zamiast, być na lekcjach, trzeba było jeździć na zajęcia w szpitalu, do tego dochodziły dodatkowe ćwiczenia w domu, to wszystko było dla mnie za dużo. Im starsza byłam, tym więcej wymagano ode mnie. Wiedziałam, że to wszystko jest ważne i potrzebne, ale po ludzku nie wyrabiałam. Mało kto był ze mnie zadowolony i czasem wprost słyszałam, że mi się nie chce i się nie staram.
W tym trudnym czasie dla mnie, sama z siebie poprosiłam Maryję o pomoc w mojej sprawie. Odmówiłam różaniec w intencji żebym ze wszystkim sobie poradziła i nikt na mnie nie narzekał. To był czas reform w naszym kraju. Zmieniło się województwo i w wyniku tego, trzeba było zmienić miejsce leczenia i lekarzy. Czekając w nowej szpitalnej przychodni, na wizytę do nowej pani doktor, która miała prowadzić moje leczenie, z braku lepszego zajęcia, zaczęłam w myślach odmawiać różaniec (komórek wtedy nie było żeby zabić tym czas). Pod koniec tego różańca wygadałam się Maryi, powiedziałam co mi leży na wątrobie. Obiecałam przy tym, że jeśli w tym szpitalu, usłyszę jakimś cudem, że jestem zdrowa i będę mieć więcej czasu na szkołę (dobre oceny były dla mnie ważne) to różaniec będę odmawiać codziennie.
Na wizycie pani doktor po zbadaniu mnie zapytała, czy jest coś z czym sobie nie radzę. To powiedziałam, że ciężko teraz jest mi łączyć szkołę z ćwiczeniami i wyjazdami. Na to ona poszła mi na rękę i powiedziała, że częste, regularne wyjazdy nie są konieczne, z ćwiczeń też można zrezygnować, bo z tego co ona widzi, wszystko ze mną jest w porządku. Potem mama rozmawia z lekarką, a ja myślę: Odmawiać codziennie ten różaniec czy nie? Słowa, że wszystko ze mną dobrze, ukrócenie do minimum wyjazdów, rezygnacja z ćwiczeń to dużo, ale czy jestem zdrowa? Tak jak wszyscy zdrowi normalni ludzie? Na koniec pani doktor powiedziała, żeby na wszelki wypadek zajrzeć dziś do rehabilitanta, który przyjmuje w tym szpitalu. Zobaczymy co powie na temat tego, jak się do tej pory rozwinęłam. Idąc do niego ponowiłam obietnice Maryi. Jak i on powie, że wszystko ze mną dobrze, będę odmawiać różaniec codziennie. Tak się stało, że pan rehabilitant przyjął nas (mnie i mamę) od razu. Kazał mi się trochę poruszać, zadał kilka pytań i powiedział, że porażenia mózgowego nie widzi. Praca z lekarzami w dzieciństwie nie musi być kontynuowana, bo teraz poruszam się i funkcjonuje jak normalny człowiek. Potem on spojrzał na mnie i powiedział takie słowa: ”Nie masz porażenia, ani upośledzenia. Nie uważaj siebie za chorą osobę, a nawet zakazuje ci tak myśleć. Jesteś zdrowa”.
Pierwsza moja myśl była taka: ”A jednak trzeba będzie odmawiać codziennie ten różaniec. Dziękuje Ci Maryjo.”
Słowa dotrzymałam. Codzienny różaniec towarzyszy mi do dziś. Maryja w zamian zajęła się moim zdrowiem. Koleje wizyty kontrolne u lekarzy kończyły się tak, że każdy jeden mówił, że leczenia nie trzeba kontynuować, bo wszystko jest już dobrze. Przez to, że miałam więcej czasu na szkołę, to oceny były lepsze, wzrosła moja wiara w siebie i zaczęłam bardziej otwierać się na ludzi. Wcześniej byłam zamkniętą w sobie szarą myszką.
Jak widać na moim przykładzie, Maryja faktycznie działa cuda przez różaniec. Ja i moja mama zaufałyśmy Matce Bożej w trudnym czasie i się nie zawiodłyśmy. Wy też się nie zawieziecie, tylko trzeba jej tak po prostu, po dziecięcemu zaufać.
Danusia Sobolewska

Z Maryją na spacerze.
Wiem, że dziwne oznaczenie, ale w ramach dzisiejszych rozważań przypomniało mi się, jak kiedyś bałam się wychodzić w nocy z domu i jak to się zmieniło, kiedy na spacery zaczęłam brać że sobą różaniec. Bałam się nie tyle ciemności, co dzikich zwierząt, które są w pobliżu, ale modlitwa różańcowa pomagała mi przezwyciężać ten strach. Wcześniej rzadko miałam czas na różaniec, a spacer był jedyną chwilą ciszy, w której mogłam się pomodlić w ten sposób. Spacerując z Maryją, wiedziałam że Ona jest ze mną i nic mi nie grozi. Patrząc na to wszystko, naszła mnie refleksja, dotyczącą Jej obecności obok nas. Maryja w tym przykładzie zewnętrznych ciemności, rozproszyła też ten wewnętrzny mrok, którym jest strach i lęk. Często boimy się tego co jest w środku nas, a Maryja pokazuje, że to nie powinno być powodem naszych lęków. Boimy się tych dzikich zwierząt, które są wkoło nas, ale często przesadzamy i właśnie wtedy przychodzi Maryja i mówi,, nie bój się, Ja idę razem z tobą na ten spacer, te zwierzęta nic ci nie zrobią „. Kiedy nie wzięłam ze sobą Różańca, strach powracał, lecz jego nasilenie zmniejszało się, gdy moje myśli zmierzały ku Bogu i Maryi. Jasność w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Mrok to grzechy i ,, ciemne doliny” przez, które przechodzimy, a jasność to Jezus i Maryja, którzy prowadzą nas w tych ciemnościach, rozświetlając nam ciemności ( lęki i trudności) naszego życia. Za nocą, kryje się także nasza codzennosć, w której Maryja jest z nami i patrzy na nas z najwiekszą, matczyną miłoscią i czułoscią, jaką matka moze okazać swojemu dziecku.
Marta Mazurkiewicz

Witajcie Kochani,
Chciałbym się z Wami podzielić moją historią być może komuś pomoże.

Mam 31 lat, jestem szczęśliwym mężem i ojcem, ale to szczęście pojawiło się zupełnie niedawno. W kwestii wiary byłem klasycznym przykładem bylejakości – dosłownie. Byłem bardzo „letni”. Do kościoła chodziłem od wielkiego święta, do spowiedzi i komunii świętej dwa razy do roku bo tak wypadało. Nie było codziennej modlitwy, a na różańcu nawet nie umiałem się modlić. I tak latami staczałem się w dół. Alkohol, pornografia, narkotyki itd. Najgorsze jest to że najbardziej krzywdziłem swoich bliskich czyli żonę i syna, a wczorajsze rozważania ks. Teodora na różańcu dobitnie mi to przypomniały. W listopadzie po pewnej imprezie następnego dnia coś we mnie pękło i stwierdziłem że nie mogę tak dalej żyć, że muszę zmienić moje życie. Kiedy siedziałem na łóżku nagle pojawił mi się obraz w głowie a w nim Matka Boża która wyciąga do mnie dłoń i mówi – Chodź zaprowadze Cię do SYNA – i zrozumiałem jak bardzo jest ze mną źle jak bardzo krzywdze bliskich i zrozumiałem że wszystkie moje dotychczasowe spowiedzi nie ważne, komunie świętokradcze bo były byle jakie bez pożądnego rachunku sumienia bez żalu za grzechy a o mocnym postanowieniu poprawy nie było mowy. Nie wiedziałam wtedy że moja kochana żonka odmawia Nowennę Pompejańską w mojej intencji. Postanowiłem wrócić do Pana Boga i już nigdy nie puścić dłoni Maryji. Przed świętami Bożego Narodzenia skorzystałem z spowiedzi generalnej a we Wigilię ofiarowałem Matce Bożej swoją dożywotnią abstynencję w ramach podziękowania za łaskę wiary. Wiem że to dopiero początek i czeka mnie jeszcze wiele ciężkiej pracy ale głęboko wierzę że z Bożą pomocą moja historia zakończy się „happy end’em” czyli zbawieniem. Chwała Panu!!Amen.
Kamil Michałek

Jezus jest jak szachowy król – dowodzi wszystkimi i udziela mocy i przywilejów Swym żołnierzom. Maryja natomiast jest jak szachowa królowa – choć król jest najważniejszy i ma potęgę i władzę, to jednak królowej udzielił największe możliwości ruchu na planszy a kiedy ktoś o coś prosi króla, to najpewniej przez matkę króla, bo kto nie ulegnie proszącej mamie. Co ciekawsze, w walce na szachy z diabłem, Jezus daje nam pionki do gry. Im więcej pionków kładziemy na szachownicy tam większe mamy szanse. Ale jakie szanse mamy jeśli sami wywalamy z naszych szeregów figury, np grając bez królowej – Maryi. Albo jak robią to ateiści, czyli wyrzucając wszystkie swoje pionki z planszy. Albo nawet szataniści, którzy biorą pionki od diabła i grają jako swymi.A szatan swych pionków nie wyrzuci jeśli może nas nimi zniszczyć. Dlatego grajmy wszystkimi Bożymi pionkami. „Misja Maryi to bycie Matką, Matką Kościoła, Matką każdego z nas, Matką każdego człowieka.

Godzina Łaski.

8 grudnia 1947 r. Maryja objawiła się włoskiej pielęgniarce Pierinie Gilli. Powiedziała wtedy, że obiecuje zesłać wielkie łaski dla tych, którzy 8 grudnia między godziną 12 a 13 spędzą na modlitwie o nawrócenie grzeszników, a Ją sama będą czcili jako Różę Mistyczną, Matkę Kościoła.
Czas ten nazwała Godziną Łaski. W czasie objawienia Maryja powiedziała: „Dzięki modlitwie w tej godzinie ześlę niezliczone łaski dla duszy i ciała. Będą liczne nawrócenia. Pan, mój Boski Syn Jezus okaże wielkie miłosierdzie, jeżeli dobrzy ludzie będą się modlić za swych grzesznych braci. Ci, którzy nie mogą przyjść do kościoła, niech modlą się w domu”.
Jak modlić się w Godzinie Łaski? Forma jest dowolna, istotnymi elementami jest modlitwa za grzeszników, a także uczczenie Maryi jako Róży Mistycznej i Matki Kościoła. Można spędzić ten czas na Różańcu, można z Litanią do Niepokalanego Poczęcia NMP.

Świadectwo.

Moc Zawierzenia – świadectwo Marii-Emanuel Dziemian

Piękno i czar polskich kapliczek przydrożnych…

Moja osobista modlitwa do Maryi.

Paweł Paul Szeliga

Moja osobista modlitwa do Maryi.

Gepostet von Paweł Paul Szeliga am Dienstag, 29. Mai 2018

 

Objawienia Maryjne.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *