Pandemia

Pandemia

 

Koronawirus

 

 

Plandemia

Spadła znienacka jak czarna chmura
Jednych zmartwiła innych zabiła
Czy to choroba czy zwykła bzdura
Nie będę nikomu więcej truła
Ja się nie będę z nikim kłóciła
Grunt że w mieszkaniach nas uwięziła

Myślę i myślę co tutaj robić
Redukcja w pracy czasu jest więcej
Sprzątać gotować czasem cos tworzyć
Serce w modlitwie czas mi otworzyć
Usiąść nie mogę stale się kręcę
Może zaraza skończy się prędzej

Potrzeba jest matką wynalazku
Znalazłam karty do gry w tysiąca
Gramy zaciekle często do brzasku
W przerwach z psiną jedziemy do lasku
Życie tak płynie nam od miesiąca
Lecz teraz inna jest rzecz bieżąca

Swoich ziemniaków nam się zachciało
Czasy zrobiły się niebezpieczne
Apokalipsą z mediów powiało
Widmo ubóstwa spokój zabrało
Zapasy w sklepach nie będą wiecznie
Stoimy w sklepie za ziemią grzecznie

To co miało nas sparaliżować
Przysługę wielką nam uczyniło
Bo zamiast płakać i panikować
Poddać się presji potem chorować
Życie rodzinne nam umocniło
Jedyny minus mnie się przytyło ?

Siłownia zamknięta ruchu mało
Nie chcą zniknąć oponki zimowe
Lecz i w tej sprawie mi się udało
Słońce do Belfastu zawitało
Po wielu latach wsiadłam na rower
Zaraza zmienia stare na nowe

I jeszcze jedna rzecz pozytywna
Dla mnie wypływa z tej izolacji
W niepamięć poszła doznana krzywda
Miłością spłacona stara grzywna
Chcę uczestniczyć w Bożej Kreacji
Zaznać po śmierci wiecznych wakacji

Wierzący Bogu skrzydła rozwiną
Mimo upadków w górę się wzniosą
Choroby smutki łzy wnet przeminą
Nic więcej nie obarczy nas winą

Nie jest nam straszna starucha z kosą
Anielskie skrzydła do życia niosą.

Marta Wiesner
29.04.2020

 

Nagle świat się zatrzymał…

 

W tych trudnych chwilach dla całego narodu także artyści nie mają łatwo, ponieważ pole ich działalności zostało bardzo mocno zawężone. Przed Świętami za pomocą nagrania do Polaków zwrócił się fotografik papieski i członek Kapituły Orderu Orła Białego z dramatycznym apelem:

„Obecnie cały świat przeżywa tragedię i dzieje się to w czasie, kiedy wielu ludzi zapomniało o Bogu i dobrych wartościach. Jestem przekonany, że to, czego teraz doświadczamy, jest wielkim znakiem Niebios i nie stało się jakoś nagle. Potrzebna jest nam refleksja, musimy się zastanowić nad życiem, nad rodziną, nad Bogiem i nad Matką Bożą, która przecież jest orędowniczką wielkiego Dobra.”

Dopadł mnie wirus… Prawie…

To się stało dziś rano. Około 7.00 otworzyłem bramy naszego sanktuarium (DIVINE MERCY SHRINE) w Melbourne-Keysborough. Wszedłem do kościoła a drzwi za sobą musiałem zakluczyć (no closed but locked). Dziwne uczucie po raz pierwszy przeżywane przeze mnie w ciągu tych już 15 lat kapłaństwa. Jestem w kościele, świątyni do której (zgodnie z rozporządzeniem) nikogo nie wolno mi wpuścić. Mam, chcę odmówić brewiarz, ale coś mi mówi: odpraw Drogę Krzyżową! To czynię w zupełnej ciszy kościoła i samotności. Zza okna dochodzą dźwięki już obudzonego świata. Słyszę samochody i śpiew ptaków. Po jakimś czasie do kościoła przychodzi drugi ksiądz. Także zamyka za sobą drzwi. Jesteśmy sami. Wtem słyszę dźwięk szarpanej klamki. Ktoś chce wejść a ja nie mogę otworzyć… Serce mi płacze. I mówię w duchu tamtej jakiejś osobie, (mimo, że mnie nie słyszy… ) „wybacz. Chcę Ci otworzyć i to bardzo, ale nie mogę. Taki mamy nakaz od wczoraj. Wewnętrznie też tego nie rozumiem, bo jednocześnie działają markety i inne duże sklepy…. Ale musimy być posłuszni. Tak trzeba. Bez buntu. To dla dobra. Policja nas też sprawdza. To dla bezpieczeństwa. To minie. Musimy to zaakceptować. Przepraszam… przepraszam…?przepraszam….?”. Znów cisza. Tylko ptaki śpiewają jak zawsze radośnie. Te nie mają zakazów, nakazów… są wolne! Niczego się boją. Po jakimś czasie słyszę inny i piękniejszy śpiew zza drzwi kościoła. On „wędruje” wzdłuż świątyni na zewnątrz… Przyszła nasza parafianka, filipinka (zawsze jest około 8:00 i modli się do 9:00). Poznaje ją… to ona. To ona tak śpiewa! Tak się modli! Jak zawsze uśmiechnięta… nie mogła wejść do jej ukochanego kościoła. Modli się na zewnątrz. Śpiewa. Zawstydza mnie. Jak bardzo jest mi źle i przykro, że nie mogę jej otworzyć…

Chcę uciec. „Tylko żeby mnie nie zobaczyła” mówię sam do siebie. Nie mam zamiaru siebie i kogokolwiek tłumaczyć. Wtedy dopadł mnie wirus smutku i chwilowego zwątpienia… A może raczej (na pewno!) to pokusa? Słyszę: „ po co jesteś Mariuszu księdzem? No po co? Ręce masz związane… Tyle tysięcy kilometrów (dokładnie będzie 14 tys. km od Polski) pokonałeś żeby teraz nie móc służyć? Po co jesteś księdzem? No po co?” Łzy napłynęły do oczu… „no tak. Ten głos ma rację” – myślę. Po co? Tak, kapłaństwo to nie tylko sakramenty, ale jednak to fundament… Wyszedłem z kościoła. Trafiam na parafianina, polaka, który pyta „ kościół zamknięty? Kiedy otworzycie?” Odpowiadam szybko „niestety póki co w ogóle nie otworzymy. Zamknięte do odwołania…”. Po czym uciekam, żeby ów mężczyzna nie zobaczył czerwonych od łez oczu… „żeby choć adoracja i spowiedź dla wiernych mogła być jak w ostatnich dniach” tak rozmyślam. Ech… trudne to, ale sam nauczałem, że pokora i posłuszeństwo to podstawa, by coś osiągnąć w życiu na drodze do Boga. Tego uczył o. Pio, o. Dolindo i jedyna święta z Australii siostra Mary McKillop. Trzeba to przyjąć. Nawet jeśli się nie rozumie. A w kościele jest On. Zawsze jest! Dlatego ja i my księża nigdy nie jesteśmy sami.

Zamknięto kościół…
Świątynia jak sklep zamknięta do odwołania… Serce boli i płacze, ale miejcie (miejmy) nadzieję! WSZYSTKO JEST PO COŚ! Nie wolno zwątpić! Kościół przetrwa, bo to nie tylko budynek a wspólnota serc ludzi wierzących pod dowództwem Jezusa ŻYJĄCEGO i ZMARTWYCHWSTAŁEGO! Kościół zamknięty. Może to po to, żeby zatęsknić? Żeby docenić? Nie wiem… Myśleliśmy, że to się nigdy stać nie może… Stało się … Myślimy, że zawsze będziemy mieli kapłanów, że niemożliwe, aby ich zabrakło… Nic nie jest już takie oczywiście. Trzeba cenić co się ma i dbać o to! Pewne natomiast jest to, że mimo zakazów i nakazów KOŚCIÓŁ przetrwa, bo „ bramy piekielne go nie przemogą!”. (Mt 16,18)

Wirus smutku i zwątpienia mnie dopadł, prawie… Na szczęście większa od niego jest Wiara i Miłość . One nigdy nie przeminą…. z nich „największa jest MIŁOŚĆ”. Oto najlepsze lekarstwo na całe zło, smutki i duchowe wirusy!

Niech MIŁOŚĆ (Jezus) zwycięży!


Tychy. Parafianie przynieśli do kościoła swoje zdjęcia.

Ranią serca nasze puste kościoły. Płaczą z tęsknoty dusze, które kochają Eucharystię. Miłość przyzywa Miłość a spotkanie musi być odłożone w czasie i rozłąka może być dla wielu zakochanych w Jezusie doświadczeniem bolesnym. Ale może przyszedł czas, by formacją był właśnie brak Eucharystii?

Ilu z nas, rzeczywiście, unika choćby okazji do grzechu, aby zawsze być gotowym na przyjęcie Jezusa?

Ilu, po popełnionym grzechu, od razu szuka konfesjonału, aby w spowiedzi umyć grzechowy brud, który jest przeszkodą w przyjmowaniu Komunii?Ilu, całym serem, oddaje Bogu każdą myśl, gdy siedzi w ławce w czasie niedzielnej Mszy św.?Ilu z nas odlicza godziny do kolejnego z Nim spotkania?Ilu pamięta o tym, że przed Nim aniołowie kryją twarz?Ilu nie spuszcza Go z oczu w czasie podniesienia?Ilu robi znak krzyża mijając kościół, bo tam, w ciemnym tabernakulum, jest właśnie On?A ilu w czasie ubiegłorocznej procesji Bożego Ciała, idąc za Nim, opowiadało swojej dawno niewidzianej znajomej o nowych butach i ślubie córki?Ilu z nas wierzy, że na święta trzeba mieć czyste auto i stoi w długiej kolejce do myjni, ale nie ma poczucia konieczności stania w kolejce do konfesjonału?Ilu z nas, w ubiegłoroczny Wielki Piątek, znalazło czas, aby upiec kolejny popisowy makowiec, ale nie aby zapłakać przy Jego grobie?Ilu, w Wielką Sobotę, pamiętało o poświęceniu jajek, a nie zajrzało do kaplicy adoracji?Ilu, jeszcze niedawno, na czas niedzielnej Mszy planowało galerię, wycieczkę i rodzinny obiad?Ilu z nas kiedykolwiek zapragnęło być „cząstką Jezusa Hostii”?Kościół przeżywa Rok Eucharystii. Cały chciał się skupić na zanurzeniu w Jej tajemnicy, na odkrywaniu Jej piękna, na celebrowaniu ukrycia, w Niej, jakie wybrał Jezus. I oto Rok Eucharystii Kościół przeżywa bez Eucharystii…
Czy pamiętamy kiedykolwiek taki czas? Czy „za naszego życia” już coś takiego było? Oczywiście, że nie, dlatego stoimy przed szansą, aby zrobić w swoim sercu i w życiu prawdziwy remanent, rewizję, a niektórzy z nas nawet gruntowny remont – musimy znaleźć w swoim życiu miejsce na Eucharystię! Musimy posprzątać, pomalować, wyrzuć graty, rupiecie i śmieci, aby w chwili, gdy „Pan przyjdzie z nieba” być gotowym!
To nie jest czas na kontestację decyzji biskupów, szukanie świątyń gdzie „załapiemy się na piątkę, bo my nikogo nie zarażamy”. To jest czas na rachunek sumienia z Eucharystii i szansa – gdy tęsknimy –  by „Uczynić z naszych serc małe tabernakulum, w którym Jezus będzie mógł się schronić…”
Brak może przygotować miejsce dla Obecności. Nie zmarnujmy tego.
niedziela.pl

Wróć do Jezusa!

W czasie pandemi..

W czasie pandemi..

Gepostet von Strona ks. Marek Jan Pytko am Mittwoch, 10. Juni 2020

 

A więc pamiętaj: Koronuj Jezusa!

Zdejmij koronę z wirusa, należy do Jezusa.

Zasnęliśmy w jednym świecie i obudziliśmy się w innym.

Nagle Disneyowi brakuje magii,
Paryż nie jest już romantyczny,
Nowy Jork już nie ujmuje,
chiński mur nie jest już fortecą, a Mekka jest pusta.

Uściski i pocałunki nagle stały się bronią, a nie odwiedzanie rodziców i przyjaciół stało  się aktem miłości.

Nagle zdajesz sobie sprawę, że władza,uroda i pieniądze są bezwartościowe i nie możesz za nie zdobyć tlenu, o który walczysz.

Świat kontynuuje życie i jest piękny.  To tylko ludzi umieszczono w klatkach.  Myślę, że świat wysyła nam wiadomość:

„Nie jesteś potrzebny. Powietrze, ziemia, woda i niebo bez ciebie są w porządku. Kiedy wrócicie pamiętajcie, że jesteście moimi gośćmi, a nie moimi panami.”

Dziś od rana szukałem słów, które poruszą moje serce, które będą mnie jakoś prowadzić w tym świętym czasie. Różnych ludzi i różne konferencje przesłuchałem. Niektóre z nich były naprawdę dobre, ale cały czas czułem, że to jeszcze nie to, że czegoś mi w nich brakuje.
I nagle trafiłem na te słowa Jana. I aż mi ciarki przeszły po plecach. One są tak bardzo na ten trudny czas. Ale też tak bardzo na dziś, kiedy chcemy na nowo odkryć Eucharystię, kiedy wszyscy tak bardzo tęsknimy za Jego Ciałem.
Właśnie tak chcę dziś na Niego patrzeć. I tak chcę Go dziś duchowo przyjąć do mojego serca.
Piotr Żyłka Blog

Ks. Jan Kaczkowski – Bóg w czasie kryzysu jest z nami dramatycznie blisko

Dziś od rana szukałem słów, które poruszą moje serce, które będą mnie jakoś prowadzić w tym świętym czasie. Różnych ludzi i różne konferencje przesłuchałem. Niektóre z nich były naprawdę dobre, ale cały czas czułem, że to jeszcze nie to, że czegoś mi w nich brakuje. I nagle trafiłem na te słowa Jana. I aż mi ciarki przeszły po plecach. One są tak bardzo na ten trudny czas. Ale też tak bardzo na dziś, kiedy chcemy na nowo odkryć Eucharystię, kiedy wszyscy tak bardzo tęsknimy za Jego Ciałem. Właśnie tak chcę dziś na Niego patrzeć. I tak chcę Go dziś duchowo przyjąć do mojego serca.Posłuchajcie.

Gepostet von Piotr Żyłka am Donnerstag, 9. April 2020

 

Siostra z Broniszewic apeluje: przestańcie pisać, że to kara Boża!

„Czy nasi Chłopcy w Broniszewicach, tak bardzo dotknięci niepełnosprawnością oraz przeróżnymi chorobami zasługują na jakąś karę?” – pyta siostra Tymoteusza.

Teraz, gdy mamy do czynienia z pandemią koronawirusa w mediach pojawia się coraz więcej spekulacji, iż jest to kara Boża. Jedna z sióstr z Broniszewic, które opiekują się 56 chłopcami w różnym wieku i z różnym stopniem niepełnosprawności intelektualnej i fizycznej, postanowiła na swoim Facebooku odpowiedzieć na te, kontrowersyjne, informacje. 

„Drodzy! Przestańcie wypisywać na swoich profilach, iż to co się teraz dzieje jest karą Bożą! Czy nasi Chłopcy w Broniszewicach, tak bardzo dotknięci niepełnosprawnością oraz przeróżnymi chorobami zasługują na jakąś karę??? Oni nawet nie mają możliwości popełnienia grzechu albo często nie mają świadomości popełnionego grzechu. Proszę, nie wypisujcie głupstw…. Pewna Pani napisała do mnie, że jej życie nie ma sensu ponieważ zabraniają jej przyjmowania Komunii Świętej każdego dnia. To nic, że Pan Bóg ukryty jest w drugim człowieku, w samotnej sąsiadce, chorym sąsiedzie. Szkoda, że tam nie umiemy GO spotkać. Co mają powiedzieć misjonarze? Czy ich życie również mija się z sensem? A święci obozów koncentracyjnych? Ludzie chorzy, zamknięci w swoich domach od wielu lat? Czy ICH życie nie miało inie ma sensu? Osobiście czuję, że Bóg jest przy mnie, że mnie szalenie kocha i że trzyma mnie za rękę, bo wie jak bardzo jestem słaba….” – napisała siostra Tymoteusza.

Ewangelia w praktyce – tak można by krótko określić to, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dni w Domu Pomocy Społecznej w Bochni. Dramatyczna prośba o pomoc, szybka odpowiedź i niesamowita pokora sióstr, które ze wszystkich stron odbierają pochwały: „Jesteśmy normalnymi siostrami”, „DPS w Bochni, jest dla nas pytaniem Jezusa – Czy kochasz mnie bardziej…? Nasza obecność jest zwyczajną odpowiedzią, której każdy człowiek udzielił z pewnością choćby raz w życiu”, „Jesteśmy tu, gdzie powinnyśmy być”.
Dziękujemy za Wasze świadectwo!

Razem z siostrami w DPS-ie pomaga ks. Piotr Dydo-Rożniecki, misjonarz pochodzący z Mielca. Spowiada, przewodniczy Mszom św., jest także opiekunem chorych i pielęgniarzem. – Czujemy się dobrze. Pracujemy po osiem godzin. Podziwiam siostry dominikanki, które odpowiedziały na prośby, kiedy zabrakło personelu. Udało im się zorganizować tę pracę, poznać podopiecznych. Nie żałuję, że przyszedłem. O sytuacji w DPS-ie dowiedziałem się z mediów. Skoro teraz nie mogę wrócić na misje do Kazachstanu, to w Bochni mam swoją misję

Nigdy, w najciemniejszych koszmarach, nie wyobrażałem sobie, że mogę zobaczyć i doświadczyć tego, co dzieje się tutaj w naszym szpitalu od trzech tygodni. Koszmar płynie, rzeka staje się coraz większa. Na początku było trochę, potem dziesiątki a potem setki a teraz nie jesteśmy już lekarzami tylko sortownikami na taśmie, którzy decydują kto ma żyć a kogo należy odesłać do domu na śmierć, nawet jeśli ci wszyscy ludzie płacili podatki we Włoszech.
Jeszcze dwa tygodnie temu ja i moi koledzy byliśmy ateistami. Jesteśmy lekarzami i normalne było dla nas, że nauka wyklucza obecność Boga. Ja zawsze śmiałem się z rodziców chodzących do kościoła.
Dziewięć dni temu przyszedł do nas 75-letni duchowny, miał poważne problemy z oddychaniem. Był miłym człowiekiem. Miał przy sobie Biblię, którą czytał umierającym i trzymał ich za ręce.
Wszyscy byliśmy zmęczeni, zniechęceni, psychicznie i fizycznie, jednak kiedy tylko mieliśmy czas to szliśmy go posłuchać.
Teraz musimy przyznać, że my, jako ludzie, sięgnęliśmy naszych granic i nic więcej nie możemy zrobić, a z każdym dniem umiera coraz więcej ludzi. Moich dwóch kolegów zginęło, wielu jest zarażonych.
Uświadomiliśmy sobie, że tam, gdzie człowiek nie może już nic zrobić potrzebujemy Boga i zaczęliśmy prosić Go o pomoc kiedy tylko mamy kilka wolnych minut. Rozmawiamy ze sobą i nie możemy uwierzyć, że jako ateiści teraz każdego dnia prosimy Pana, aby pomógł nam opiekować się chorymi. […]
6 dni nie było mnie w domu, nie wiem kiedy ostatnio jadłem i zdaję sobie sprawę z mojej bezwartościowości na tej ziemi i chcę poświęcić swój ostatni oddech na pomoc innym. Cieszę się, że wróciłem do Boga teraz, gdy otacza mnie cierpienie i śmierć moich bliskich.
Iulian Urban, 38 letni lekarz z Lombardii:

Lekarze i pielęgniarki w Stanach Zjednoczonych nie maja łatwo. Sytuacja w wielu szpitalach jest o wiele gorsza niż we Włoszech. Niedawno w sieci pojawiły się jednak filmiki i zdjęcia, pokazujące jak lekarze i pielęgniarki modlą się, nim wejdą na oddział zakażonych koronawirusem.

W przyszłym roku nie chcę słyszeć o Oscarze, Grammys, Tonys czy Złotych Globach. Nie chcę widzieć ani jednego aktora, aktorki, piosenkarki, celebrytki na żadnym dywanie!!!
W przyszłym roku chcę zobaczyć pielęgniarki, lekarzy, ekipy karetki, pracowników służby zdrowia, pracowników sklepu i kierowców ciężarówek, wszystkich niezbędnych pracowników sklepu spożywczych, którzy mają darmowe imprezy na czerwone dywan z nagrodami i drogie torby Jeśli tak się nie stanie, to będzie największa niesprawiedliwość w historii!!

Dziękuję! Wszyscy, którzy ciężko pracujecie,

Pewien 93-letni mężczyzna we Włoszech przeżył epidemię korona-wirusa podczas długiego pobytu w jednym ze szpitali. Podczas wypisu ze szpitala otrzymał fakturę: szpital poprosił go o zapłacenie za jeden dzień używania respiratora. Staruszek rozpłakał się, a lekarz widząc to prosił by nie płakał z powodu rachunku, bo przecież żyje, a życie ważniejsze od pieniędzy.
To, co odpowiedział mężczyzna, sprawiło, że rozpłakał się personel medyczny: „Nie płaczę z powodu pieniędzy, które mam zapłacić. To nie stanowi problemu. Płaczę ponieważ przez ponad 93 lata oddychałem powietrzem Boga, a nigdy za to nie płaciłem. Tymczasem za używanie respiratora w szpitalu mam zapłacić 500 euro za jeden dzień. Czy wiesz ile jestem winien Panu Bogu? Nigdy wcześniej nie dziękowałem Mu za to!”
Kiedy oddychamy swobodnie, bez bólu i choroby, nie myślimy, że każdy oddech jest darem Boga.
Z pokorą prosimy Cię, Ojcze, abyś pobłogosławił i przywrócił możliwość oddychania i życia tym wszystkim, którzy dziś oddychają i żyją dzięki maszynom.
Te słowa i czas kwarantanny zmuszają wprost do zastanowienia się nad naszą wdzięcznością, nad tym „ile jestem winien Bogu”?.

Dzisiejszy nocny dyżur – jeden z wielu.

W związku z koronawirusem brak odwiedzin nie tylko na Intensywnej Terapii. Ludzie tak bardzo potrzebujący bliskich sami, zdani tylko na personel medyczny. Kapelan szpitalny modlący się za wszystkich jednak już nie przychodzący na oddział by pobłogosławić i dotknąć każdego chorego. Tak teraz musi być…
Wśród chorych pacjentka, która nie może odejść do Pana. Trwa to już kilka dni… Ciało puchnie, krążenie robi się niewydolne, nerki nie pracują – organizm przestał reagować na leki… W szafce chorej różaniec – o który nie mogła poprosić z powodu rurki intubacyjnej w drogach oddechowych i z powodu własnej bezsilności… Pomodliłam się, włożyłam pacjentce różaniec w bezwładną rękę i odeszłam do swoich czynności. Po kilku godzinach kobieta odeszła ze spokojem wypisanym na twarzy do domu Ojca… Takie moje małe świadectwo…
Kamilla Choszcz-Piwka

Ludzka pamięć, a raczej wdzięczność, bywa jednak zawodna. Czy już zatracamy resztki człowieczeństwa?

Niedawno okaskiwani lekarze i inny personel ochrony zdrowia, coraz częściej musi mierzyć się z jawnym hejtem. W mediach społecznościowych głośna była historia lekarki, która najpierw rozdawała swoim sąsiadom maseczki ochronne, by później zostać „poproszoną” o to, by wyprowadziła się z własnego mieszkania, bo stwarza ryzyko dla innych.

Gdy nie posłuchała sugestii, sąsiedzi oblali jej drzwi farbą. Sprzedawczyni w warzywniaku odmawia jej obsługi, bojąc się zakażenia.

Wstyd i hańba!

Następna sytuacja

„Wracałam z dyżuru. Weszłam do małego sklepu spożywczego. I słyszę, jak ekspedientki rozmawiają: „Ta to zaraz nam tu syfa przyniesie, to pielęgniarka, nie chcę jej obsługiwać”. No i co miałam zrobić? Poleciały mi łzy. Zostawiłam koszyk tam, gdzie był i wyszłam. Nic im nie powiedziałam. Nawet nie byłam w stanie na nie spojrzeć. Mnie tu przecież wszyscy znają, bo ja na lokalnych imprezach i festynach zawsze się udzielam, zawsze za darmo, jako obsługa medyczna. Tym bardziej mi to wszystko ciężko znieść. (…) Kazali mojemu mężowi iść na przymusowe postojowe w pracy. Bo ma żonę pielęgniarkę! Wszyscy uważają, że roznoszę zarazę.”

To relacja Pani Agnieszki, pielęgniarki.

Medycy reagują

Znani z programu “Ameryka Express” bracia Collins postanowili pomóc pielęgniarce, która stała się ofiarą ataku wandali. Mechanicy odnowią jej oblane farbą auto.

W niedziele 5 kwietnia trafiłem do szpitala MSWiA z ekstremalną gorączką i podejrzeniem koronawirusa. Na pierwszy test czekałem 48 h i to było najdłuższe 48 h w moim życiu. Na szczęście ten test jak i kolejny okazały się negatywne, a diagnoza inna. Niemniej jednak musiałem w szpitalu spędzić trochę czasu, bo wysoka gorączka nie ustępowała.
MSWiA zostało przekształcone w szpital jednoimienny na czas pandemii i leczy się tu głównie Covid19, wiec przerzucono mnie kilka dni później do innego szpitala.
Jak większość uważałem, że mnie to nie dotyczy, przecież nikt z moich znajomych nie choruje…a jednak widziałem chorych z wirusem (zarówno starszych jak i młodszych), ich cierpienie, rozpacz, a przede wszystkim samotność w walce o zdrowie.
Widziałem też ogromne poświęcenie lekarzy, ratowników oraz pielegniarek, które w pocie czoła, co chwilę zmieniając ubrania ochronne, rękawiczki i maseczki, w których same ciężko oddychały, opiekowały się chorymi 24/h na dobę.
Wielki szacunek dla nich wszystkich! I ogromne podziękowania za ich poświęcenie i troskę!

I teraz apel do Ciebie.

Nie narzekaj, że musisz zostać w domu, bo inni marzą, żeby do niego wrócić.
Nie narzekaj, że nie możesz zobaczyć się z przyjaciółmi i nie spotykaj się z nimi, bo niektórzy jedyne co widzą, to kroplówka nad głową.
Nie narzekaj, że nie możesz wyjść na spacer do parku i nie rób tego, bo niektórzy walczą o każdy oddech.
Nie narzekaj na obostrzenia, bo są po to, żebyś Ty mógł być zdrowy
Wytrzymaj jeszcze chwile. Wiem, że to nie jest łatwe, czasem mocno frustruje, wielu sobie nie radzi psychicznie, finansowo, ale wierze, że to zaraz minie i wszyscy wrócimy do naszego normalnego życia. Głowa do góry!

Zostań w domu i dbaj o siebie oraz swoich najbliższych i ciesz się, że jesteś zdrowy.
Nie bagatelizuj zagrożenia i uważaj.

Jeżeli podejrzewasz u siebie wirusa nie okłamuj medyka. Dla mnie to tez było mało komfortowe, gdy na osiedle podjechała karetka z ratownikami ubranymi w stroje ochronne (pomyślałem: „co za wstyd”). Najważniejsze żebyś nie zaraził innych a zwłaszcza medyków, wiec bądź z nimi szczery. Oni muszą być zdrowi by walczyć o zdrowie innych!
Jarek Jakubiec

Zdjęcie dwóch ratowników medycznych z Izraela zdobywa popularność w sieci. Żyd Avraham Mintz
i muzułmanin Zoher Abu Jama pracują razem w Magen David Adom, izraelskiej służbie reagowania kryzysowego. Gdy mogą zrobić przerwę w pracy, zatrzymują się, aby się pomodlić.
Avraham staje twarzą do Jerozolimy, na ramionach ma modlitewny szal. Zoher klęka w stronę Mekki.
-Wierzę, że Zoher, ja i większość świata rozumiemy, że musimy podnieść głowy i modlić się. To wszystko, co zostało – mówi Avraham w rozmowie z CNN.

Do chrztu przystąpił w stroju ratownika medycznego. „Gdy woda spływała mi po głowie, zdałem sobie sprawę, że właśnie wygrałem życie, co jest dużo cenniejsze od kolekcji medali, jakie zgromadziłem w swej sportowej karierze” – mówi 35-letni Ákos Vanek.

„Dla moich rodziców ateistów bogiem był sport, prawdziwego Boga pokazali mi przyjaciele i to oni odkryli przede mną wiarę katolicką” – wyznaje węgierski sportowiec, który obecnie jako wolontariusz jest ratownikiem medycznym w karetce niosącej pomoc chorym na koronawirusa..


TO JESZCZE RAZ:

(Nie)Przepraszam za szczerość:
Mam dosyć idiotów po lewej a tym bardziej – o zgrozo – po prawej stronie. I to nie z powodu b. wysokiej gorączki dzisiaj a rozgrzanych do czerwoności fajerek relacji między ludźmi teraz. Ludzie! Co wy wyprawiacie…? Dlaczego chcecie nawzajem się powybijać? 

Jeśli ktoś się poczuł dotknięty, to przykro mi, być może o nim napisałem. Trudno. Człowiek mądry może zrozumie, a na pewno się nie obrazi. Czy stałem się lewakiem? Nie. To raczej nigdy nie nastąpi, chociaż już i takie mądrościowe zarzuty otrzymuję.

Jedni spekulują o gigantycznych teoriach spiskowych – ale nie potrafią tego nijak uzasadnić na zadawane pytania o źródła tej tajemnej i boskiej wiedzy – oprócz przytaczania własnego wyczucia czyli „widzi mi się” albo linkowania wątpliwej jakości wróżów. Inni popadają w paranoję strachu paraliżując nie siebie a wszystkich naokoło… Jeszcze inni wrzeszczą na drugich z jadem nienawiści jedynie słusznej racji: „bo tak!” szturmując rogami wywarzanie wszystkich drzwi na siłę… (Ooooo… Gdybyśmy tak szturmowali niebo o łaski, pokorę i miłość…). A jeszcze inni, a jakże – ubijają podłe interesy na krzywdzie innych. Ech…

W sumie to chyba jednak standard. Świat i ludzie czują, że żyją skoro się tłuką i okładają czym się tylko da spod ręki, chociaż biorą się za łby, by być zwycięskim jeden nad drugim to nie jest im dobrze.

Były szanse na gigantyczne rekolekcje dla świata w pokorze, cichości, miłości, posłuszeństwie, relacji ku niebu… Mam wrażenie i chyba przekonanie, że nic nie wynieśliśmy z tego czasu łaski a zostaliśmy na samym dnie własnego kołtuństwa. Ubliżam komuś? Nie. Zniesmaczenie przerasta już moją wytrzymałość i odporność… Jak to dobrze, że chociaż Bóg jest do nas cierpliwy, bo my do siebie nie potrafimy.

Sorry za taką szczerość motywowaną pobytem w jądrze cyklonu. Od wewnątrz widzi się zupełnie inaczej to, czego nie widać od razu na zewnątrz. A człowiek to taka przewrotna natura, że nienawidzi nieznanego… Dziwny jest ten świat i wygląda na to, że będzie jeszcze gorszy nie lepszy, bo my go tak urządzamy wzajemnie – niech się mylę! Bardzo tego chcę. Wyjdziemy z tego w wielkiej klęsce rozczłonkowania na każdej płaszczyźnie. Poróżnieni są przyjaciele, rodziny, koledzy, znajomi. Czy wrócimy skruszeni do siebie wzajemnie? Nie wiem. Na pewno już jesteśmy zmasakrowani… Mój nocny post nie jest oceną jest opisem sytuacji. To różnica.

K O S Z M A R – demon ZACIERA RĘCE. MOŻE TO NAPRAWDĘ JEGO CZAS JUŻ. NIE WIEM. „ŻYJ TAK, JAKBY TO BYŁ JUŻ TWÓJ DZIEŃ OSTATNI”.

Niech na tych zgliszczach wyrośnie życie, bo inaczej zostanie tylko proch udręczenia.
Mariusz Talarek

Chciałabym podzielic sie czymś z Wami…może przynudze..może nie…Każdy pisze o Świetach że są nie takie jakie powinny być…ale czy naprawde tak jest??Czy oby jednak nie sa lepsze?? Ludzie przyzwyczaili sie za gnaniem zupełnie za niczym zapominając co tak naprawdę jest ważne…dom,rodzina,Bóg…Ja wiem ,że zamkniete sa Kościoły…ale przeciez Nasze serca są otwarte…nasze usta mówią,rece dotykają…Patrzecie jak wiele z Nas znalazło czas na modlitwę,na miłość,na czas gdzie możemy upiec sernik z dziecmi,zagrac w gre planszową,przeczytac Pismo Święte…Wszystko nabrało życia…Ludzie wreszcie zaczeli dostrzegac,widziec tymi oczami,ktore podarowal im Bóg….Ja Sama tak mam ….To jest czas by Nasze serca sie odmieniły,byśmy wrocili na droge prawdy…
Ewa Wojcik

W Archikatedrze Łódzkiej można przystąpić do Sakramentu Pokuty i Pojednania z zachowanie wszelkich środków bezpieczeństwa. Spowiedź odbywa się codziennie w godzinach od 10:00 do 11:40, a także od 14:00 do 16:00 w zakrystii parafii katedralnej. Po spowiedzi można przystąpić do Komunii.

W tym trudnym dla nas czasie nie zapominajmy o pojednaniu się z Bogiem i z drugim człowiekiem. Skorzystajmy z takiej formy spowiedzi jaką umożliwia nam Archikatedra Łódzka.

SPOWIEDŹ SAMOCHODOWA W PARAFII OPATRZNOŚCI BOŻEJ W WARSZAWSKIM WILANOWIE

Mam 22 lata.

Jestem, choć miało mnie nie być.

Lubuje się w moich małych cudach. W świeczce, która strzela płomieniem podczas mszy i cichnie, jak makiem zasiał, gdy udzialane jest błogosławieństwo Najwswietszym Sakramentem.
Kolejnym nazywam dzień, kiedy trafiłam do księdza Teodora, do Teobańkologii.  14 marca, 2020 roku. Tego dnia w ogromnym stresie udałam się do kościoła. Półki pustoszały, wchodziły nowe ograniczenia! Wyspowiadaj się, będziesz bezpieczna – aż huczało we mnie! Udało się. Od czerwca, ubiegłego roku przystąpiłam w końcu do sakramentu pokuty. Przyjęłam Pana Jezusa na swą dłoń. A kiedy wróciłam do domu, przeglądając facebooka natknęłam się na Teobańkologie. Co za nazwa, o co chodzi, z czym to się je? Informacja o różańcu live o 20:30. Hm, dobra, zajrzę…kiedyś. Lajk dany. Minęła chwila. Kolejne przeglądanie fb. Transmisja trwała. Otworzyłam. „Sprawdźmy co to i jak to.” Różaniec śpiewany. A ja cała zalana łzami. Nie trafiłam tutaj  bez powodu. Nie bez powodu, w dniu swojej spowiedzi. Pewnie w żadnym innym nie miałabym odwagi, wręcz nie zainteresowałoby mnie to.
Jednakże chce Wam tym tekstem powiedzieć, że zostałam odratowana. Z bagien, z najgłębszych wód, prawie, że z grud ziemi.
Od dawna, bardzo dawna zmagałam się z myślami samobójczymi. Zabrałam sobie samej przyszłość. Zabrałam sobie miłość do siebie. Zabrałam sobie dosłownie wszystko. Nienawidziłam siebie. Co za tym szło, również ludzi, świata. Zatraciłam wrażliwość, szczególnie na Boga. Każdego dnia myślałam o tym jak to zrobić, gdzie, kiedy. I przesuwałam tą datę. Nie dlatego, ze bałam się kary boskiej. Sęk w tym, ze ciągle wydawało mi się, że chce przeżyć jeszcze kolejne wydarzenie. Po co? Pan Bóg wiedział. Mi wydawało się, że wszystkim kieruję i mam kontrolę. Zrobię to wtedy i wtedy, blabla… W końcu to ja miałam zabić. A Bóg chciał mnie zaprowadzić, a raczej popchnąć jak dobry Ojciec, do 14 marca. To przesuwanie planowanego samobójstwa z jesieni do Bożego Narodzenia, do ferii, miało swój cel. Zostałam. Żyje. Wierze. Ufam.
I boję się. Kto by się nie bał? Czuje się jak raczkujące dziecko. Wyzbyłam się przecież wszystkich swoich planów, marzeń, a nawet obowiązków. Czeka mnie wiele rozmów, wyjaśnień. I mimo, że wychowywałam sie w wierze, miewałam momenty bliskości z Bogiem,  nigdy nie wierzyłam tak jak teraz, nigdy tak nie zawierzylam swojego życia naszemu Panu.
Prócz strachu, jest też ulga. W końcu…HEJ! MOGĘ ŻYĆ. CIESZYĆ SIE ŻYCIEM. Z BOGIEM. Z TEOBANKOLOGIĄ. Z WAMI.
Koronawirus zbiera tragiczne żniwa. Pan Bóg zabiera przez niego tych, których chce mieć już blisko, najbliżej. Mi natomiast pandemia pokazała, że powinnam się nawrócić. Kochać, ŻYĆ. Powtarzam się, ale ŻYCIE to teraz moje ulubione słowo. Oddycham.
Ale proszę pokornie. Pomódlcie się za mnie, o odwagę do tego życia. O pogodzenie się z trudną przeszłością i z samą sobą. Każdą osobę, która wesprze mnie duchowo obiecuję w mym sercu uściskać i obdarzyć modlitwą. A wiem, ze jesteście wspaniałymi ludźmi, czytam co piszecie. I umówmy się, że za pewien czas, wszyscy spotkamy się tam w górze i zrobimy jeden wielki niebiański bal, dobra? Trzymam Was za słowo! I…kocham Was, moja nowa rodzino. ❤️
Boża Dziecina.

Popłakałam sie?

Gepostet von Małgosia Przywecka am Mittwoch, 1. April 2020

 

Proboszcz parafii św. Jadwigi Śląskiej przeszedł z Najświętszym Sakramentem, błogosławiąc mieszkańców podhalańskiej wsi.

W ciągu dwóch dni ks. Krzysztof Król przemierzył z Najświętszym Sakramentem teren swojej parafii, błogosławiąc domy i mieszkańców na niełatwy czas pandemii koronawirusa. Procesja, w której uczestniczył tylko on wraz z posługującym w Waksmundzie diakonem i pochodzącym z tej wsi klerykiem, odbywała się wieczorem, po Mszy św. w kościele parafialnym. – Modliliśmy się za chorych, za całą naszą ojczyznę i świat – mówi kapłan.

Ze względów bezpieczeństwa oraz stosując się do wytycznych władz państwowych i kościelnych mieszkańcy wsi nie przyłączali się do procesji, jednak wychodzili do furtek swoich domostw ze świecami, klękali i modlili się, adorując rozświetlony lampką Najświętszy Sakrament.

– Oni nie mogą przyjść na Eucharystię, więc Pan Jezus przyszedł do nich – opowiada ks. Król. Jak dodaje, błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem ma umocnić parafian i pokrzepić ich w trudnym czasie.

– Mobilizujmy się i jednoczmy w modlitwie, poście i czyńmy pokutę. Czas jest wyjątkowy – apeluje duchowny.

Ks. Tomasz Jochemczyk jest kapłanem diecezjalnym posługującym we Włoszech w regionie Liguria. Jest to region leżący obok Lombardii, gdzie odnotowano najwięcej zakażeń na koronawirusa.

Ksiądz Tomasz opowiada, że postanowił w tym czasie obejść z Najświętszym Sakramentem ulice w miasteczkach, gdzie posługuje.

Na co dzień jest proboszczem czterech parafii, w tym Tavole. Są to malutkie wioski, w których nie zostało zbyt wielu ludzi, a tym bardziej wiernych. Mimo to, ksiądz Tomasz opowiada, że kiedy szedł w samotnej procesji z Najświętszym Sakramentem, ludzie dziękowali mu z okien, a ci, których znał, jako niewierzących, padali przed Najświętszym Sakramentem,

Potwierdza się stare polskie porzekadło, że jak trwoga to do Boga.

Kapłanów nie opuszcza apostolska gorliwość. Jedni wychodzą na ulice z Najświętszym Sakramentem. A inni – jak w przypadku parafii w Bralinie – przygotowali drogę krzyżową ulicami miasta.

Drodzy przyjaciele, przeżywamy trudny moment dla naszego miasta i Włoch, ale też i dla całego świata. Chcemy prosić św. Michała Archanioła, obrońcę ludu Bożego o pomoc. Ufamy, tak jak niegdyś nasi ojcowie, że i my ją otrzymamy. Dzięki wstawiennictwu Archanioła, w 1656 r. mieszkańcy Monte Sant’Angelo zostali uratowani podczas zarazy dżumy. Dziś prosimy, aby Dobry Bóg ze wsparciem św. Michała Archanioła uratował nie tylko nasze miasto, Gargano, Włochy, ale i cały świat przed epidemią

To nie sen, to się dzieje naprawdę.
Smutny czas Wielkiego Postu.
Oczekując na Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa przyszedł do nas wirus koronawirus który zabija ludzi.
My którzy Wierzymy w Boga czujemy i przeżywamy to bardzo głęboko.
Jesteśmy jakbym to powiedział w Czyśćcu. Czekamy i modlimy się w domach z troską o dzieci wnuki rodziców i nas samych.
Nie wiemy kiedy będziemy mogli wrócić do normalnego życia i jak to długo potrwa.
To jest bardzo duże wyzwanie dla nas,
abyśmy się zastanowili jakie życie nasze
jest kruche i niepewne.
W jednej chwili nie widząc tego wirusa możemy się sami zarazić i innych ludzi.
Wiem napewno ze Jezus Chrystus jest z każdym człowiekiem który umiera, jest obok.
Są ludzie na świecie którzy umierają w samotności bez bliskich. On Jest i będzie zawsze Jezus Chrystus nasz Pan Życia. Pamiętajmy o tym.
Niekiedy zdaje się nam że nic i nikt nie może nam pomóc.
Ja wierzę, że On Jest Jezus Chrystus i będzie zawsze przy nas jeśli o to poprosimy.
Nie jest łatwo pisać kiedy umierają młodzi ludzie, starsi ludzie, dzieci małe i bliskie osoby. Tak sobie myślę że to są najlepsze rekolekcje w moim życiu.
Czas pokaże, czy uda nam się wrócić do normalnego funkcjonowania bez zagrożenia życia.
Ufność i nadzieja w Bogu, który sprawia że jeszcze żyjemy i możemy dać świadectwo wiary dla innych ludzi, którzy może nie radzą sobie z tą sytuacją.
Szukają pomocy i ratunku w innych osobach. Dajmy im tą miłość i podzielmy się naszym dobrem. Dobrym sercem i dobrą radą.
A On, który jest i będzie na wieki sprawi
że powróci życie i uśmiech na naszej twarzy.
Szczęść Boże. . Jezu Ufam Tobie..

Jerzy Chmielewski.

Ekstremalna Droga Krzyżowa – w domu i w sercu

Płaczesz? Zapadasz się w smutku i nadal nie widać dna? Gniew roztrzaskał o posadzkę twój stoicki spokój? Boisz się co będzie dalej? Modlitwy odbijają się od sufitu? Czujesz się jak w klatce – samotna lub z rodziną na małym M z widokiem na wiosnę, którą nie możesz się cieszyć. Ekstremalna Droga Krzyżowa – stacje domowych cierpień i upadków, po których rusza Chrystus, by cię odnaleźć. Przyjdziesz? Tzn… znajdziesz czas? Nieważne o której godzinie zaczniesz to oglądać. Bóg wie, o której godzinie płaczesz w ukryciu – nie spóźni się do żadnej z twoich łez.

DOBRY JEZU ZATRZYMAJ TĄ CHOROBĘ.
DAJ ZDROWIE WSZYSTKIM CHORYM.
Przyjaciele Jezusa

 

Na przedmieściach Waszyngtonu przez całą dobę adorują Najświętszy Sakrament.

Maryja jako pielęgniarka, św. Jan Apostoł jako lekarz. I Jezus na szpitalnym łóżku. Grób Pański w jednym z wrocławskich kościołów działa na wyobraźnię. Jego pomysłodawca wyjaśnia – Jezus jest dzisiaj razem z personelem medycznym i ciepiącymi pacjentami.

Figury o wiele większe od człowieka, potężna monstrancja, stare łóżko, stara szafka i nieużywane parawany ze szpitala, który sąsiaduje z kościołem pw. św. Jerzego Męczennika i Podwyższenia Krzyża Świętego na wrocławskim Brochowie. Wykonanie i dbałość o detale Grobu Pańskiego robią wrażenie. Ale najważniejsza jest symbolika.

„Jezus utożsamia się z tymi, którzy cierpią”

 

Z krzyżem przez puste miasto.

Ksiądz będzie święcił pokarmy wielkanocne z kabrioletu. Pomysł wypróbował już w czasie Niedzieli Palmowej w Tursku

Kiedyś o. Kordecki wychodził na wały z Chrystusem i w ten sposób pokazywał całej ojczyźnie, że w zawierzeniu, w Bogu, jest nasza nadzieja. Dziś tym samym szlakiem przeszedł bp Antoni Długosz z monstrancją. W kaplicy Matki Bożej odprawiona została rezurekcja – informują władze Jasnej Góry.

95-letni kapłan odszedł do nieba 19 marca, we wspomnienie św. Józefa, patrona księży.

Tuż przed śmiercią z radością wzniósł ręce ku niebu, dodając otuchy obecnym przy nim medykom. Przez cały swój pobyt w szpitalu zachęcał do odmawiania różańca.

Człowiek po to ma dwie ręce, żeby jedną pracować, a drugą przesuwać paciorki różańca— mówił.

Ostatnie dni życia o. Cirillo spędził na pocieszaniu innych, a pracownikom szpitala stale powtarzał: „Nie bójcie się, wszyscy jesteśmy w rękach Boga”.

Brat Piergiacomo, razem z czterema współbraćmi kapucynami niestrudzenie przemierza szpitalne korytarze niosąc nadzieję chorym i personelowi medycznemu. Posługuje w szpitalu św. Jana XXIII w Bergamo, znajdującym się w centrum epidemii, która we Włoszech najboleśniej dotknęła północ tego kraju. „Modlimy się i udzielamy sakramentu namaszczenia chorych. Błogosławimy też ciała zmarłych w szpitalnej kostnicy.

.. moje Bergamo… serce najbardziej śmiertelnej epidemii na świecie. Moje Bergamo, to, którego media Ci nie pokazują, gdzie zgony są czterokrotnie: + 400 %…. gdzie w domach jest ponad 150.000 pozytywnych osób zamkniętych z gorączką, kaszlem, brakiem smaku i życiem na nici oddech. Moje Bergamo, które straciło całe pokolenie: dziadków. Moje Bergamo, milczące, które nie umie śpiewać z balkonów i buduje szpital w 10 dni. Bergamo wkrótce powstanie, bardziej bujna i świeci niż raz…. Urodziłam się w cieniu Wezuwiusza, tutaj od 2004 roku…. Jestem dumny, że mogę być częścią tego pięknego miasta i bezcennej społeczności. Dziękuję Bergamo za wszystko, czego nauczyłeś świat.
Giuseppe Buonaguro

W Bergamo zakwitł cierń z Korony Chrystusa.

✝️ DUCHOWY TESTAMENT – dr.Li WENLIANG ??❤️✝️

Ten, okulista ze szpitala w Wuhan, który jako pierwszy zidentyfikował koronawirusa, został nim śmiertelnie zarażony i zmarł 6 lutego. Ateistyczny reżim w Pekinie przemilcza skrzętnie fakt, że bohaterski lekarz był chrześcijaninem, Przed śmiercią – trawiony gorączką i świadom, że umiera – napisał swój duchowy testament. Jego treść upowszechniona została w internecie i krąży po sieci w różnych językach. Poniżej przedstawiamy polski przekład:

Nie chcę być bohaterem. Mam jeszcze moich rodziców, moje dzieci, moją ciężarną żonę, która niedługo będzie rodzić, i jest jeszcze wielu moich pacjentów na oddziale. Chociaż mojej uczciwości nie można zamienić na dobro innych, pomimo mojej straty i zamieszania, i tak powinienem kontynuować. Kto mi pozwolił wybrać ten kraj i tę rodzinę? Ileż mam skarg? Kiedy skończy się ta bitwa, spojrzę w niebo, ze łzami płynącymi jak deszcz.

Nie chcę być bohaterem, lecz tylko lekarzem, nie mogę patrzeć na tego nieznanego wirusa, który sprawia cierpienie mym rówieśnikom i tylu innym niewinnym osobom. Nawet jeśli umierają, zawsze patrzą mi w oczy z nadzieją na życie.

Kto kiedykolwiek przewidziałby, że umrę? Moja dusza jest w niebie, patrząc na to białe łóżko szpitalne, na którym spoczywa moje własne ciało, z tą samą znajomą twarzą. Gdzie są mój ojciec i moja matka? I moja droga żona, ta dziewczyna, o którą walczyłem do ostatniego tchu? Jest światło na niebie! Na końcu tego światła jest raj, o którym często ludzie mówią. Wolałbym nie odchodzić, wolałbym wrócić do mojego rodzinnego domu w Wuhan. Mam tam swój nowy dopiero co kupiony dom, za który muszę jeszcze co miesiąc płacić kredyt. Jak mógłbym zrezygnować? Jak mógłbym się poddać? Jakże to smutne musi być dla moich rodziców stracić syna?

Jak moja słodka żona, bez swojego męża, będzie potrafiła stawić czoła problemom przyszłości?

Już odszedłem. Widzę jak zabierają moje ciało, jak wkładają je do torby, w której spoczywa wielu moich rodaków. Odeszli jak ja, wrzuceni w środek ognia, o świcie.

Do zobaczenia, moi drodzy. Z Bogiem, Wuhan, moje rodzinne miasto. Mam nadzieję, że po tej katastrofie przypomnisz sobie, że ktoś próbował powiadomić cię o prawdzie jak najwcześniej było to możliwe. Mam nadzieję, że po tej katastrofie nauczysz się, co znaczy być prawym. Już nigdy więcej odważne osoby nie powinny cierpieć ze strachu bez końca i z głębokiego i beznadziejnego smutku.

„Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem, a teraz czeka na mnie wieniec sprawiedliwości” (2 Tm 4,7; )”.

Niech przez Miłosierdzie Boze odpoczywa w pokoju wiecznym. Amen.

Andrea Bocelli z przesłaniem miłości, uzdrowienia i nadziei, wystąpił na żywo w katedrze Duomo w Mediolanie. Jego jedyną publicznością byliśmy my – kilkusettysięczna rzesza widzów z całego świata, zgromadzona przed ekranami komputerów.

KOCHANI, PEWNIE ZŁAMALIŚMY KILKA PRZEPISÓW, ZA BLISKO SIEBIE, BEZ PASÓW, BEZ MASECZEK I RĘKAWICZEK, ZA TO Z NAJWIĘKSZĄ „TARCZĄ ANTYWIRUSOWĄ” Z PANEM JEZUSEM ZMARTWYCHWSTAŁYM, PRZEBYLIŚMY „PROCESJĘ REZUREKCYJNĄ”, OKOŁO 20 KILOMETRÓW, A PO DRODZE BŁOGOSŁAWIENIE DOMOSTW, LUDZI CZEKAJĄCYCH NA SWOICH POSESJACH, ABY PAN BŁOGOSŁAWI ICH RODZINY, A TAKŻE WIELU PRZYNIOSŁO KOSZYCZKI WIELKANOCNE, Z PROŚBĄ O POBŁOGOSŁAWIENIE POTRAW. ILE ŁEZ, WZRUSZENIA I RADOŚCI. JESTEM POD WRAŻENIEM TEGO, CO DOŚWIADCZYŁEM, I MUSIAŁEM SIĘ Z WAMI TYM PODZIELIĆ. A JAKA WYMOWNA PODRÓŻ ZMARTWYCHWSTAŁEGO PANA, POŚRÓD PÓL, WIOSEK I DROGAMI PUSZCZY NOTECKIEJ.
NIECH PAN NAM BŁOGOSŁAW,I I CZUWA NAD NAMI, W TE DNI WIELKANOCNEJ RADOŚCI.
Leszek Jan Marciniak


Charbel TV-Homilia księdza Jarka-28.04.2020

Wejrzyj Panie na lud swój.

Kiedyś przyjdzie taki czas…

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *