Zofia Nędza
WOŁANIE DUSZY
Owoc miłości do Ciebie, Panie,
To mojej duszy ciche wołanie
Z wielkiej tęsknoty nagle zrodzone –
Lecz może tylko było uśpione?
Może ta miłość od dawna była?
Może drzemała, aż ją zbudziła
Serca tęsknota, szczere pragnienia
Ujrzenia Ciebie, chęć przytulenia,
Złożenia głowy na piersi Pana? –
Lecz to przywilej był ucznia Jana,
Ucznia szczególnie miłowanego.
Niegodna jestem szczęścia takiego.
Niech więc zostanie na pocieszenie
Ufne i korne kolan skłonienie.
Tyś moim Bogiem, Tyś moim Panem,
Z radością sługą Twym pozostanęę
Aby Ci służyć i kochać szczerze,
Siostry i braci umacniać w wierze.
Dziś wiem, że takie moje zadanie:
SŁUŻYĆ I KO CHAĆ – na zawsze, Panie!
MODLITWA
Ty, który jesteś w Nebie
i nam błogosławisz,
który w wędrówce życia
zawsze nas prowadzisz,
Tyś Panie jest Miłością,
Miłosierdziem samym,
Ty wszystkie swoje dzieci
do niebios wiedziesz bramy.
Ty, który jesteś w Niebie
i z góry spoglądasz,
nigdy nie za wiele
wymagasz i żądasz.
Wszak znasz nasze słabości,
grzeszność nieustanną,
przyjmij więc w ofierze
tę modlitwę ranną.
Na cały dzień błogosław,
umacniaj i prowadź.
Nie pozwól, by zniknęła
z naszych oczu droga,
która wiedzie do Ciebie,
Boże nasz kochany,
Jedyny i Wszechmocny,
Władco umiłowany.
Był w moim życiu bardzo trudny okres. Czas, w którym nagle, prawie z dnia na dzień zawalił się cały mój świat. To czas niespodziewanej śmierci mojego najstarszego, wówczas 28-letniego syna. Byłam wtedy tzw.”niedzielnym katolikiem”, tzn. chodziłam do kościoła z obowiązku a Bóg był dla mnie Kimś odległym, mało realnym. Minęło 5 lat zanim odnalazłam Boga i pogodziłam się z życiem. W tym jednak okresie moje spojrzenie na nie było bardzo pesymistyczne. Czułam się załamana i pokrzywdzona przez los. Moją ucieczką wtedy było pisanie nieporadnych wierszy, które oddawały mój ból i pretensję do życia. Zaprezentuję niektóre z nich. Te wiersze to swoiste świadectwo mojego życia.
Ta piosenka nieustannie krążyła w moich myślach.
A MOŻE TYLKO ŻYJĘ XLE?
Los mi poskąpił łatwego życia,
nigdy też zbytnio nie pieścił mnie.
Nagle uderzył ciosem z ukrycia.
A może tylko żyję źle?
Chwile bolesne, niepowodzenia,
los nieciekawy, sprawiły, że
gdzieś w sercu drzemie odcień zwątpienia –
ja może tylko żyję źle?
Gdzieś się zapodział mój spokój błogi
co tak pozornym okazał się.
Czy to już koniec szczęśliwszej drogi,
czy może tylko żyję źle?
Jedno pytanie w myślach rozważam:
czy przeznaczenia fatum złe
te ciemne strony życia obnaża,
czy może tylko żyję źle?
Huczne zabawy, ludzkie radości
płyną miarowo gdzieś obok mnie,
a w moim sercu gorycz wciąż gości.
A może tylko żyję źle?
Kiedy przeglądam życiowe drogi
i wstecz za siebie oglądam się
to jasno widzę ich sens ubogi –
lecz może tylko żyję źle.
PROLOG
Niespodziewany trzask i ból…
Ból świdrujący na wskroś głowę!
Karetka, nosze, szpitalna biel:
Nie, to nie tu! Karetka znów…
Trzeba ciąć szybko!!!
Za drzwiami długie godziny grozy –
Ten, nie ten, tak – to już on!
Znowu czekanie, by odszedł sen…
I wreszcie radość: widzi, rozmawia,
Nawet poznaje – radości skra!
Złudna nadziejo, radości krucha!
Łzy niepokoju…pogarsza się…
Chwile udręki, bólu, rozpaczy
I strach przeżyty przy telefonie:
I te okrutnr słowo lekarza:
” Nie ma nadziei, to już jest koniec!”
Tyle słonecznych marzeń niespełnionych
Prysnęło w jednej chwili jak bańka mydlana,
Jak cichy powiew wiatru, co nagle odleci –
I tylko wśród rozpaczy czasami zaświeci
Promyk nadziei, że może w ukryciu
Część jego życia tli się w obcym życiu.
Być może /twierdzę to niezbicie/,
Swą śmiercią inne uratował życie.
Wszak kochał ludzi i w miarę swej mocy
Potrzebującym udzielał pomocy.
Wierzę, że Panie, osądzając czyny
Za tyle zasług zmniejszysz jego winy.
NAGROBEK
Nagle wyrwany z życia fali,
Z kręgu przyjaciół, osób bliskich,
Cicho zniknąłeś gdzieś w oddali
Pozostawiając w bólu wszystkich.
I choć łzy żalu i rozpaczy
Płynęły po zimowej grudzie,
Sekretem było, czy coś znaczy
Ciche wołanie:
„Zostań!…Nie odchodź!…
Wracaj kochanie!!!
Słyszysz? Wiosna idzie…”
KOŁYSANKA
Gdy cię dzieckiem kołysałam, nad łóżeczkiem ci śpiewałam
„Luli, luli gołąbeczku, zaśnij szybko mój syneczku”
Oczy śmieją się, w sercu radość wre.
Lata szybko przemijały, wnet wkroczyłeś w wiek dojrzały.
Mogłeś, żyjąc na tym świecie do snu tulić swoje dziecie
…lecz niestety…
Pochylona nad twym grobem, znów cichutko nucić mogę:
„Luli, luli gołąbeczku, śpij spokojnie mój syneczku”.
Serce z bólu łka, w oku błyszczy łza.
6 thoughts on “Zofia Nędza”
Pieknie kochana Zosiu ?od Ciebie ucze sie poznawac Boga jestem pewna ,ze przez Ciebie przemawia Jezus.CHWALA PANU????
Dziękuję Basiu. Chciała bym, żeby tak było, ale chyba trochę przesadzasz.
Jest taka bezradność i beznadzieja
bez cienia słońca za oknem.
Wypłakane marzenia pośród nocy,
które zadają okropny ból.
Samotny bieg po tafli przeżyć
z uwięzłym krzykiem w gardle.
Pozostaje jedynie Bóg.
Żyjesz Zosiu na chwałę Pana…
Dziękuję Tereniu za piękne wpisy. To cenne od osoby takiej jak Ty. I bardzo podnosi na duchu i zachęca do dalszej pracy. Niech nam Bóg błogosławi.
bardzo smutne i bardzo piękne….. ktoś kiedyś powiedział, że wiersz to pokazanie tego co w głębi serca schowane, to jak stanięcie bez ochrony w palących promieniach słońca……. ale to także catarsis… oczyszczenie, wykrzyczenie tego, co długo kołysane w sercu…… czasem pomaga ….
Zosiu chylę czoła.
Dziękuję Basiu. To cenne z twoich ust bo ciebie również życie nie szczędziło.