Religia w szkole
-
- Zasłużony komentator
- Posty: 2207
- Rejestracja: 2 sty 2019
- Has thanked: 22 times
- Been thanked: 367 times
Re: Religia w szkole
Czy się czuje, czy się ma, nieistotne.
Ja nie mam.
To jednak nie oznacza, że będę się z Was, jako chrześcijan, wyśmiewać. Albo, że uważam wiarę za zbędną, głupią wymówkę dla ludzi niepotrafiących samemu kierować swoim zachowaniem, czy tam inne obelgi.
To chciałam zaznaczyć. Ja nie wierzę, ale daję każdemu szansę, żeby wyznawał swoje wartości (o tyle ,o ile nie jest to krzywdzące dla mnie bezpośrednio lub pośrednio, rzecz jasna).
Ja nie mam.
To jednak nie oznacza, że będę się z Was, jako chrześcijan, wyśmiewać. Albo, że uważam wiarę za zbędną, głupią wymówkę dla ludzi niepotrafiących samemu kierować swoim zachowaniem, czy tam inne obelgi.
To chciałam zaznaczyć. Ja nie wierzę, ale daję każdemu szansę, żeby wyznawał swoje wartości (o tyle ,o ile nie jest to krzywdzące dla mnie bezpośrednio lub pośrednio, rzecz jasna).
- Andej
- Legendarny komentator
- Posty: 22637
- Rejestracja: 20 lis 2016
- Been thanked: 4222 times
Re: Religia w szkole
Jeśli choć jedno nasionko przyniosło plon, to warto. To trzeba. Ale do tego trzeba poważnego podejścia z dwóch stron. Kiedyś wspominałem o Józefie Gniewniaku (najpierw wikary u św Jakuba, potem proboszcz w Międzylesiu). Na jego lekce przychodziło ponad 100 osób, gdy w innych grupach było maks. 20. Tacy ludzie prowadzą do Boga. Wprawdzie mniej uczył o religii, ale bardziej o życiu w wierze. I to przynosiło owoce. Choć nie ukrywam, że nie każde ziarno pada na na żyzną glebę.
Twój przykład przekonał mnie, że trzeba walczyć o religię w szkole. I o to, aby było to traktowane odpowiedzialnie.
Tym niemniej myślę, że warto wykluczyć z lekcji osoby, które przeszkadzają innym. Dla takich powinien być specjalny kurs,.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.
- Viridiana
- Biegły forumowicz
- Posty: 1709
- Rejestracja: 6 sie 2018
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 556 times
- Been thanked: 419 times
Re: Religia w szkole
Dokładnie. Bo niestety niektórych potrafią zniechęcić... Katecheci.
Też tak sądzę.
Miłość nie wyrządza zła drugiemu człowiekowi. Miłość więc jest wypełnieniem Prawa (Rz 13, 10)
- Dezerter
- Legendarny komentator
- Posty: 15139
- Rejestracja: 24 sie 2015
- Lokalizacja: Inowrocław
- Has thanked: 4268 times
- Been thanked: 2988 times
- Kontakt:
Re: Religia w szkole
Religia w szkole powinna byś dla wierzących, nie dla wszystkich.
dla niewierzących jest ewangelizacja.
To, że nie ma etyki to skandal.
Dzięki dziewczynom, za odświeżenie wątku i cenne wypowiedzi
Tak mi przyszło do głowy, że To Tylko Ja zrekompensowałaś sobie wypisanie się z lekcji religii zapisaniem się na zchrystusem.pl
jakie porównania ci się nasuwają, wnioski?
dla niewierzących jest ewangelizacja.
To, że nie ma etyki to skandal.
Dzięki dziewczynom, za odświeżenie wątku i cenne wypowiedzi
Tak mi przyszło do głowy, że To Tylko Ja zrekompensowałaś sobie wypisanie się z lekcji religii zapisaniem się na zchrystusem.pl
jakie porównania ci się nasuwają, wnioski?
Ostatnio zmieniony 2019-03-04, 23:31 przez Dezerter, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie czyńcie tak jak ci przeciw którym występujecie.
Re: Religia w szkole
To nie moja dziedzina zycia ( religii nie mialem w szkole, za to "naukowy komunizm" jak najbardziej) - dlatego chyba nie jestem komunista.
Ale odnosze wrazenie, ze od samego poczatku religia w szkole to jest chyba nieporozumienie ( podobnie jak rozne LGBT dla przedszkolakow i deprawacja moralna zwana szumnie wychowaniem seksualnym czy jeszcze jakos inaczej w szkolach ).
Ale odnosze wrazenie, ze od samego poczatku religia w szkole to jest chyba nieporozumienie ( podobnie jak rozne LGBT dla przedszkolakow i deprawacja moralna zwana szumnie wychowaniem seksualnym czy jeszcze jakos inaczej w szkolach ).
- Marek_Piotrowski
- Legendarny komentator
- Posty: 19256
- Rejestracja: 1 cze 2016
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 2651 times
- Been thanked: 4674 times
- Kontakt:
Re: Religia w szkole
Myślę (zresztą od jej ponownego wprowadzenia tak twierdziłem) że nieporozumienie. Ale jednak chyba nie "podobnie" do tamtych rzeczy.
Re: Religia w szkole
Oczywiscie, ze nie "podobnie" ... lecz ze przybierajace formy, mogace mylic, iz sa wykladem prawdy.
Nie potrafie tego inaczej wyrazic.
Nie potrafie tego inaczej wyrazic.
Re: Religia w szkole
Może jesteś za młody by pamiętać dlaczego religia przyszła do szkół?
Był duży bum demograficzny, a kościoły nie dysponowały taką ilością salek przy parafialnych. Liczba zgłoszonych katolików, dzieci katolików, chętnych do uczęszczania na religię była na tyle duża, że powstał pomysł by dzieci nie biegały do kościołów po lekcjach (czasem do kościoła było daleko, szczególnie na wsiach), tylko by kapłani przyszli do dzieci i uczyli w szkołach.
Do uczęszczania na religię nikogo nie zmusza sie odgórnie, co roku rodzice są pytani, czy wyrażają zgodę. Rodzice są odpowiedzialni za dzieci, od wieków, dopóki utrzymują to decydują i wychowują, prawda?
Co najwyżej rodzice korzystają z przysługującego im prawa decydowania w imię dobra swoich dzieci.
Hasło dajmy dzieciom wolność, jest zasadniczo nie przemyślane, choćby dlatego że dzieci są niedojrzałe.
Był duży bum demograficzny, a kościoły nie dysponowały taką ilością salek przy parafialnych. Liczba zgłoszonych katolików, dzieci katolików, chętnych do uczęszczania na religię była na tyle duża, że powstał pomysł by dzieci nie biegały do kościołów po lekcjach (czasem do kościoła było daleko, szczególnie na wsiach), tylko by kapłani przyszli do dzieci i uczyli w szkołach.
Do uczęszczania na religię nikogo nie zmusza sie odgórnie, co roku rodzice są pytani, czy wyrażają zgodę. Rodzice są odpowiedzialni za dzieci, od wieków, dopóki utrzymują to decydują i wychowują, prawda?
Co najwyżej rodzice korzystają z przysługującego im prawa decydowania w imię dobra swoich dzieci.
Hasło dajmy dzieciom wolność, jest zasadniczo nie przemyślane, choćby dlatego że dzieci są niedojrzałe.
Re: Religia w szkole
Gdyby chodziło wyłącznie o udostępnienie sal na potrzeby religii, to nie byłoby to takim problemem. Choć jeśli zachować bezstronność - to udostępnianie sal propagandzistom katolicyzmu (zwłaszcza w godzinach lekcyjnych) oznacza udostępnianie sal również propagandzistom dowolnej innej ideologii, choćby gender/LGBT/satanistom itd. Jeśli zaś bezstronność nie jest cnotą, którą państwo miałoby cenić - to należałoby wprost powiedzieć, że państwo nie jest świeckie, a rozdział religii od państwa to fikcja. Niestety, współczesne prawo wyraźnie faworyzuje religie nad inne ideologie, a z uwagi na zdecydowaną przewagę katolicyzmu - każdy przywilej religijny to w praktyce przywilej katolicki, gdyż inne religie nie mają możliwości wykorzystania go w optymalny sposób.
Ale to więcej niż sale. Katecheci dostają pensje niczym nauczyciele, mimo że nie podlegają MEN, tylko kurii - a program podlega nie (nawet zwyrodniałej, ale ciągle) demokracji, tylko pseudonaukowej teologii katolickiej. Ważne jest by pamiętać że w Polsce nie ma religioznawstwa, ale właśnie teologie danej religii - nikt katechetów nie zmusza do nauki o innych religiach chrześcijańskich i niechrześcijańskich, ani (poza biskupem) nie weryfikuje poprawności programu.
Przy czym to, że katecheci dostają choć grosik, nie wynika bezpośrednio z postanowień umowy międzynarodowej, jaką jest Konkordat - a z nacisków samego Kościoła. Mimo że naucza on pseudonauki, domaga się takiego traktowania, jak traktowani są nauczyciele nauki. Tworzy to błędny obraz w oczach uczniów - że to, o czym mówi katecheta jest równie słuszne, co mówi nauczyciel biologii...
Szkoły, na przykład podstawowe, nie uczą myślenia, kwestionowania i dochodzenia do wniosków - uczą poprzez autorytet samej szkoły, nauczyciela, programu. Uczniowie mogą po prostu nie rozumieć, że słowa księdza nie mogą równać się słowom choćby owego biologa.
Nawet fakt, że ocena z religii/etyki nie musi być uwzględniana do średniej nie zakrywa całkowicie owego błędnego wrażenia.
Jest jeszcze kwestia wypaczeń - jak takich, że w wielu szkołach, pomimo prawnych nakazów, dalej każdy uczeń jest domyślnie zapisany na religię (bo tak łatwiej ustawiać plan lekcji), a dopiero potem prosi się rodziców o... deklaracje nieuczęszczania (kolejne złamanie prawa, gdyż domyślnie to rodzice mają zapisać dzieci na lekcje religii). Choć ten proceder z roku na rok jest coraz rzadszy, zwłaszcza w miastach.
Niemniej ciągle pozostaje kwestia psychologiczna - bywa że większość rodziców, mimo że są katolikami niepraktykującymi (w kościele ostatni raz byli na ślubie/pogrzebie kogoś z rodziny), to dzieci na religie są zapisane. W rezultacie, rodzicie moralnie uczciwi (żyją tak, jak mówią, bez hipokryzji) muszą mierzyć się z wyzwaniem - może ledwo kilka dzieci na religię nie będzie zapisane, co niekiedy oznacza ostracyzm ze strony (katolickich, a jakże) dzieci! Ponadto, szkoły czasami nie potrafią sobie poradzić z tym wyzwaniem i nakazują takim dzieciom po prostu spędzać nieproduktywną godzinę w bibliotece.
Etyka, czy też religia inna niż katolicka - mierzą się z tym wyzwaniem, że nauczyciele nie są tak dobrze wykształceni i przygotowani pedagogicznie i merytorycznie do przekazywania wiedzy uczniom. Nie każda religia ma KUL czy inną uczelnię religijną, na dodatek koniecznie dofinansowaną z mocy ustawy międzynarodowej.
Czasami nawet szkoły nie informują, że w teorii rodzice mają prawo zapisać na religię inną niż katolicką - bo skąd wziąć dobrego nauczyciela, zwłaszcza w mniejszej miejscowości? Lepiej nie informować rodziców o ich prawach - a jak się sami upomną, zbyć ich. Nawet kłamstwami, że nie muszą.
Ale to więcej niż sale. Katecheci dostają pensje niczym nauczyciele, mimo że nie podlegają MEN, tylko kurii - a program podlega nie (nawet zwyrodniałej, ale ciągle) demokracji, tylko pseudonaukowej teologii katolickiej. Ważne jest by pamiętać że w Polsce nie ma religioznawstwa, ale właśnie teologie danej religii - nikt katechetów nie zmusza do nauki o innych religiach chrześcijańskich i niechrześcijańskich, ani (poza biskupem) nie weryfikuje poprawności programu.
Przy czym to, że katecheci dostają choć grosik, nie wynika bezpośrednio z postanowień umowy międzynarodowej, jaką jest Konkordat - a z nacisków samego Kościoła. Mimo że naucza on pseudonauki, domaga się takiego traktowania, jak traktowani są nauczyciele nauki. Tworzy to błędny obraz w oczach uczniów - że to, o czym mówi katecheta jest równie słuszne, co mówi nauczyciel biologii...
Szkoły, na przykład podstawowe, nie uczą myślenia, kwestionowania i dochodzenia do wniosków - uczą poprzez autorytet samej szkoły, nauczyciela, programu. Uczniowie mogą po prostu nie rozumieć, że słowa księdza nie mogą równać się słowom choćby owego biologa.
Nawet fakt, że ocena z religii/etyki nie musi być uwzględniana do średniej nie zakrywa całkowicie owego błędnego wrażenia.
Jest jeszcze kwestia wypaczeń - jak takich, że w wielu szkołach, pomimo prawnych nakazów, dalej każdy uczeń jest domyślnie zapisany na religię (bo tak łatwiej ustawiać plan lekcji), a dopiero potem prosi się rodziców o... deklaracje nieuczęszczania (kolejne złamanie prawa, gdyż domyślnie to rodzice mają zapisać dzieci na lekcje religii). Choć ten proceder z roku na rok jest coraz rzadszy, zwłaszcza w miastach.
Niemniej ciągle pozostaje kwestia psychologiczna - bywa że większość rodziców, mimo że są katolikami niepraktykującymi (w kościele ostatni raz byli na ślubie/pogrzebie kogoś z rodziny), to dzieci na religie są zapisane. W rezultacie, rodzicie moralnie uczciwi (żyją tak, jak mówią, bez hipokryzji) muszą mierzyć się z wyzwaniem - może ledwo kilka dzieci na religię nie będzie zapisane, co niekiedy oznacza ostracyzm ze strony (katolickich, a jakże) dzieci! Ponadto, szkoły czasami nie potrafią sobie poradzić z tym wyzwaniem i nakazują takim dzieciom po prostu spędzać nieproduktywną godzinę w bibliotece.
Etyka, czy też religia inna niż katolicka - mierzą się z tym wyzwaniem, że nauczyciele nie są tak dobrze wykształceni i przygotowani pedagogicznie i merytorycznie do przekazywania wiedzy uczniom. Nie każda religia ma KUL czy inną uczelnię religijną, na dodatek koniecznie dofinansowaną z mocy ustawy międzynarodowej.
Czasami nawet szkoły nie informują, że w teorii rodzice mają prawo zapisać na religię inną niż katolicką - bo skąd wziąć dobrego nauczyciela, zwłaszcza w mniejszej miejscowości? Lepiej nie informować rodziców o ich prawach - a jak się sami upomną, zbyć ich. Nawet kłamstwami, że nie muszą.
Re: Religia w szkole
No, Kalart jak tu na poważnie z Tobą rozmawiać, skoro twierdzisz że teologia to pseudonauka...
Sam rozumiesz... nie zmuszaj się do rozmowy z "pseudonaukowcem"...
Sam rozumiesz... nie zmuszaj się do rozmowy z "pseudonaukowcem"...
-
- Zasłużony komentator
- Posty: 2207
- Rejestracja: 2 sty 2019
- Has thanked: 22 times
- Been thanked: 367 times
Re: Religia w szkole
U mnie w szkole jest tak, jak Kalart mówił. Żeby nie było, że zmyśla. Miasto wcale nie małe.
Dopiero ja musiałam dać deklarację, że nie chcę chodzić na religię, a gdyby nie to, że załatwiłam sobie z dyrką, iż jeżeli przyniosę kolejną deklarację od rodziców mogę w trakcie tej godziny robić co chcę (jakbym w ogóle nie miała lekcji, jestem pod opieką rodziców, nie szkoły) po prostu siedziałabym w bibliotece.
Nie wiem, czy w ogóle mamy jakiegoś nauczyciela, który mógłby prowadzić etykę.
Dopiero ja musiałam dać deklarację, że nie chcę chodzić na religię, a gdyby nie to, że załatwiłam sobie z dyrką, iż jeżeli przyniosę kolejną deklarację od rodziców mogę w trakcie tej godziny robić co chcę (jakbym w ogóle nie miała lekcji, jestem pod opieką rodziców, nie szkoły) po prostu siedziałabym w bibliotece.
Nie wiem, czy w ogóle mamy jakiegoś nauczyciela, który mógłby prowadzić etykę.
Re: Religia w szkole
Jak chcesz, to można założyć osobny temat i tam dogłębnie przedyskutować, dlaczego teologia to pseudonauka. W moim uznaniu, a kilka definicji w kwestii rozróżniania nauki od pseudonauki w życiu poznałem, teologia spełnia wszystkie kryteria pseudonauki, a nie spełnia podstawowych założeń współczesnej metody naukowej. Spróbuj zrobić cud, który każdy chętny (dysponujący odpowiednimi narzędziami) mógłby powtórzyć - nie da się? Cudów w Sokółce i Legnicy nie można powtórzyć choćby w lokalnym kościele, podczas najbliższej mszy w niedzielę o 11.00?
Owe cuda nie zostały nawet porządnie przebadanie (ba, nawet nie są oficjalne zaakceptowane przez KK). To jak je zaakceptować naukowo?
Tymczasem, w przypadku oceny teorii naukowej - np. astronomii - kupujesz przyzwoity teleskop, papier i ołówek, przeprowadzasz obliczenia, potwierdzasz obliczenia obserwacjami i voila! Możesz przewidywać kiedy wrócą komety, kiedy będą zaćmienia słońca i księżyca, możesz powiedzieć gdzie za 40 dni będzie znajdowała się planeta Wenus względem Ziemi i tak dalej. Dlatego to jest nauka.
Lepsze to niż masowo przekopiowywane cytaty z św. Tomasza z Akwinu, gdzie w jednym poście piszesz że Boga udowodnić się nie da i że można udowodnić istnienie Boga (poprzez dowody pośrednie czy też obserwację świata stworzonego/analogie wobec stworzenia) i nawet nie dostrzegasz oczywistej sprzeczności. Pośredni dowód to również dowód, więc albo istnienie Boga można udowodnić, albo nie!
Nie można nauką nazywać programu, gdzie jeśli papież w swej papieskiej prerogatywie i chwale mówi o prawdach wiary - to nie musi mieć nawet jednego naukowego argumentu, ale miliardy katolików muszą zaakceptować tę naukę, bo tak. Twierdzenia z autorytetu to podstawowy zabieg... erystyczny. Tymczasem większość nauki Kościoła Katolickiego opiera się na naukach świętych, papieży, błogosławionych, czy też w końcu na słowach Jezusa i Biblii. Metody naukowej do potwierdzenia tez nie wykorzystasz. Nie wykorzystasz teorii naukowych Jezusa z Nazaretu, by przeprowadzić trzydniowe wskrzeszenie istoty żywej - dlatego teologia to pseudonauka.
Owe cuda nie zostały nawet porządnie przebadanie (ba, nawet nie są oficjalne zaakceptowane przez KK). To jak je zaakceptować naukowo?
Tymczasem, w przypadku oceny teorii naukowej - np. astronomii - kupujesz przyzwoity teleskop, papier i ołówek, przeprowadzasz obliczenia, potwierdzasz obliczenia obserwacjami i voila! Możesz przewidywać kiedy wrócą komety, kiedy będą zaćmienia słońca i księżyca, możesz powiedzieć gdzie za 40 dni będzie znajdowała się planeta Wenus względem Ziemi i tak dalej. Dlatego to jest nauka.
Lepsze to niż masowo przekopiowywane cytaty z św. Tomasza z Akwinu, gdzie w jednym poście piszesz że Boga udowodnić się nie da i że można udowodnić istnienie Boga (poprzez dowody pośrednie czy też obserwację świata stworzonego/analogie wobec stworzenia) i nawet nie dostrzegasz oczywistej sprzeczności. Pośredni dowód to również dowód, więc albo istnienie Boga można udowodnić, albo nie!
Nie można nauką nazywać programu, gdzie jeśli papież w swej papieskiej prerogatywie i chwale mówi o prawdach wiary - to nie musi mieć nawet jednego naukowego argumentu, ale miliardy katolików muszą zaakceptować tę naukę, bo tak. Twierdzenia z autorytetu to podstawowy zabieg... erystyczny. Tymczasem większość nauki Kościoła Katolickiego opiera się na naukach świętych, papieży, błogosławionych, czy też w końcu na słowach Jezusa i Biblii. Metody naukowej do potwierdzenia tez nie wykorzystasz. Nie wykorzystasz teorii naukowych Jezusa z Nazaretu, by przeprowadzić trzydniowe wskrzeszenie istoty żywej - dlatego teologia to pseudonauka.
Re: Religia w szkole
1. https://www.niedziela.pl/artykul/61487/ ... jest-nauka
2. https://www.naukaireligia.pl/wiara-teologia-nauka-36039
Konfliktów między nauką a religią może uda się nam uniknąć, gdy zrozumiemy czym nauka różni się od teologii. A więc, jaka jest jej metoda, oraz jakim obydwie podlegają ograniczeniom. Zacznijmy od teologii. Sama w sobie nie jest ona nauką empiryczną, bowiem polega na wyciąganiu logicznych wniosków z Treści Objawionych. Choć teologia dysponuje technicznym, a czasem także hermetycznym językiem, co do zasady język ten bazuje na języku naturalnym. A ten oczywiście podatny jest na pewne błędy i nieścisłości. Innymi słowy teologia jest racjonalna, ale nie jest to racjonalność typu matematycznego. Choć nie jest ona nauką empiryczną, korzysta pomocniczo ze zdobyczy wielu nauk empirycznych: takimi są choćby archeologia biblijna czy wspomagana komputerowo analiza manuskryptów. Choć w mediach teologowie wygłaszają zwykle kategoryczne sądy (jest tak, a tak), w ramach teologii – jak w każdej dziedzinie wiedzy – prowadzone są profesorskie dyskusje. Wszyscy teologowie uznają np. prawdziwość twierdzenia, że „Poza Kościołem nie ma Zbawienia”, ale nie wszyscy interpretują to zdanie dosłownie. Choć teologia nie jest matematyką i z matematyki korzysta rzadko ma jednak w sobie coś z matematyki. Aspiruje do kumulatywnego rozwoju – ideałem jest co raz głębsze rozumienie Objawienia, które korzysta jednak zawsze z dorobku poprzedników. Co do zasady nie jest więc tak, że każde pokolenie teologów odkrywa wszystko na nowo. Teologia dąży również do potwierdzania własnych teorii, nie zaś ich obalania.
3. http://www.pan.poznan.pl/nauki/N_304_06_Weclawski.pdf
4. https://szlakami.pl/teologia-jako-nauka/
2. https://www.naukaireligia.pl/wiara-teologia-nauka-36039
Konfliktów między nauką a religią może uda się nam uniknąć, gdy zrozumiemy czym nauka różni się od teologii. A więc, jaka jest jej metoda, oraz jakim obydwie podlegają ograniczeniom. Zacznijmy od teologii. Sama w sobie nie jest ona nauką empiryczną, bowiem polega na wyciąganiu logicznych wniosków z Treści Objawionych. Choć teologia dysponuje technicznym, a czasem także hermetycznym językiem, co do zasady język ten bazuje na języku naturalnym. A ten oczywiście podatny jest na pewne błędy i nieścisłości. Innymi słowy teologia jest racjonalna, ale nie jest to racjonalność typu matematycznego. Choć nie jest ona nauką empiryczną, korzysta pomocniczo ze zdobyczy wielu nauk empirycznych: takimi są choćby archeologia biblijna czy wspomagana komputerowo analiza manuskryptów. Choć w mediach teologowie wygłaszają zwykle kategoryczne sądy (jest tak, a tak), w ramach teologii – jak w każdej dziedzinie wiedzy – prowadzone są profesorskie dyskusje. Wszyscy teologowie uznają np. prawdziwość twierdzenia, że „Poza Kościołem nie ma Zbawienia”, ale nie wszyscy interpretują to zdanie dosłownie. Choć teologia nie jest matematyką i z matematyki korzysta rzadko ma jednak w sobie coś z matematyki. Aspiruje do kumulatywnego rozwoju – ideałem jest co raz głębsze rozumienie Objawienia, które korzysta jednak zawsze z dorobku poprzedników. Co do zasady nie jest więc tak, że każde pokolenie teologów odkrywa wszystko na nowo. Teologia dąży również do potwierdzania własnych teorii, nie zaś ich obalania.
3. http://www.pan.poznan.pl/nauki/N_304_06_Weclawski.pdf
4. https://szlakami.pl/teologia-jako-nauka/
Re: Religia w szkole
Jak rozumiem, masz świadomość że artykuły (zwłaszcza dwa pierwsze) i cytat potwierdzają właśnie to, że teologia nie jest nauką? Właśnie w tym rzecz, że nauka różni się od teologii. Tworzy osobny, nieweryfikowalny system. Właśnie ze względu na niemały dystans względem nauk matematycznych, a nawet humanistyczych i społecznych teologia staje się pseudonauką.
Choć już ostatni artykuł próbuje to zakwestionować, na zasadzie "jak świnka morska jest świnką morską, to znaczy że jest świnią żyjącą w morzu", czyli "skoro teologia to logia, to jest to nauka". Najmniej poprawne źródło, choć nie tylko w nim są merytoryczne błędy. Na przykład przez wieki teologia była "naukową"... bo Kościół miał pieniądze, by w ogóle tworzyć uniwersytety, a nie z powodu wykorzystywanej w niej metodologii.
Najbardziej rzeczowym jest "Metodologia teologii", Tomasza Węcławskiego.
Jak to zacytował Węcławski (a raczej Polak), "„Tylko biskup zasługuje na miano teologa w pełnym znaczeniu tego słowa”, więc ani Polaka, ani pozostałe źródła nawet nie za bardzo jest sens czytać, bo nie są to wypowiedzi teologów w pełnym znaczeniu tego słowa.
Tak, to leciutka drwina. Po prostu powiązanie teologii z Objawieniem i jej - przynajmniej częściowy - rozbrat z rozsądkiem i duża swoboda w interpretacji tekstów pozwala łatwo wykorzystywać treść w sposób, w jaki komuś odpowiada.
Teologii najbliżej jest do nauk socjalnych, przy czym z uwagi na tym że bazuje na "Objawieniu" zamiast na zdobywaniu danych i prób ich interpretacji poprzez tworzenie tez naukowych, jest daleko w tyle za psychologią.
Nieliczne "naukowe" części, jak choćby teologia historyczna - należałoby po prostu zaliczyć do historii, którą teolodzy chętnie wykorzystują podczas stawiania swych tez. Moją opinią jest, że na siłę wydziela się teologię historyczną z historii, czy też teologię filozoficzną z filozofii, tylko by móc wykrzyknąć "W tej całej teologii jest choć trochę logiki!". To co jest nazywane "korzystaniem pomocniczo ze zdobyczy wielu nauk empirycznych" nie uprawnia do nazywania całości teologii nauką.
Astrologia też kiedyś była naukowa, póki nie wyodrębniono z niej astronomii, a resztki astrologii poprawnie, ze względu na stosowaną metodologię, przesunięto do pseudonauki. Brakuje takiego przesunięcia w przypadku teologii, wyodrębniając z niej resztki naukowego podejścia tam, gdzie jeszcze istnieje.
Choć już ostatni artykuł próbuje to zakwestionować, na zasadzie "jak świnka morska jest świnką morską, to znaczy że jest świnią żyjącą w morzu", czyli "skoro teologia to logia, to jest to nauka". Najmniej poprawne źródło, choć nie tylko w nim są merytoryczne błędy. Na przykład przez wieki teologia była "naukową"... bo Kościół miał pieniądze, by w ogóle tworzyć uniwersytety, a nie z powodu wykorzystywanej w niej metodologii.
Najbardziej rzeczowym jest "Metodologia teologii", Tomasza Węcławskiego.
Jak to zacytował Węcławski (a raczej Polak), "„Tylko biskup zasługuje na miano teologa w pełnym znaczeniu tego słowa”, więc ani Polaka, ani pozostałe źródła nawet nie za bardzo jest sens czytać, bo nie są to wypowiedzi teologów w pełnym znaczeniu tego słowa.
Tak, to leciutka drwina. Po prostu powiązanie teologii z Objawieniem i jej - przynajmniej częściowy - rozbrat z rozsądkiem i duża swoboda w interpretacji tekstów pozwala łatwo wykorzystywać treść w sposób, w jaki komuś odpowiada.
Teologii najbliżej jest do nauk socjalnych, przy czym z uwagi na tym że bazuje na "Objawieniu" zamiast na zdobywaniu danych i prób ich interpretacji poprzez tworzenie tez naukowych, jest daleko w tyle za psychologią.
Nieliczne "naukowe" części, jak choćby teologia historyczna - należałoby po prostu zaliczyć do historii, którą teolodzy chętnie wykorzystują podczas stawiania swych tez. Moją opinią jest, że na siłę wydziela się teologię historyczną z historii, czy też teologię filozoficzną z filozofii, tylko by móc wykrzyknąć "W tej całej teologii jest choć trochę logiki!". To co jest nazywane "korzystaniem pomocniczo ze zdobyczy wielu nauk empirycznych" nie uprawnia do nazywania całości teologii nauką.
Astrologia też kiedyś była naukowa, póki nie wyodrębniono z niej astronomii, a resztki astrologii poprawnie, ze względu na stosowaną metodologię, przesunięto do pseudonauki. Brakuje takiego przesunięcia w przypadku teologii, wyodrębniając z niej resztki naukowego podejścia tam, gdzie jeszcze istnieje.