marcin pisze: ↑2024-04-30, 12:03
A w tym wszystkim jest cos na co nie zwraca sie uwagi.
Roztrzasa sie mistycyzm, nauke, widzenia, rozne zapisane zdania mysli, czyny i dzialania, a pomija sie sedno, jakby ono bylo najmniej wazne. Wiare.
Jezus martwil sie " czy zastanie Wiare jak przyjdzie".
Bez Wiary zadna teologia, poprawnosc i wyklepanie na pamiec Pism nic nie da.
Nie wiem co się pomija. Nie jestem mistykiem. Z tej nikłej wiedzy, która posiadam, wydaje mi się, że wynika, iż najważniejsza jest wewnętrzna głęboka relacja z Ojcem przez Chrystusa w Duchu ukierunkowana na zjednoczenie miłości w Trójcy Przenajświętszej. A prościej chodzi o miłość. Bóg poprzez swą Miłość, naucza miłości, którą dajemy innym. Miarą są owoce.
Co do teologii, poprawności (czytam to jako oczyszczanie z grzechu) oraz Pism. Teologia i mistyka kiedyś, ponoć, stanowiły jedność. Gdzieś czytałem, że w prawosławiu te dwie "nauki" nadal są ze sobą bardzo zbieżne. Poprawność, przestrzeganie przykazań, czyli oczyszczenie z grzechów jest jednym z elementów głębokiej duchowości, ascetyzmu, a zatem i mistyki. Co prawda będąc w bliskiej (zjednoczeniowej) relacji z Bogiem, wypełniasz przykazania nijako z "drugiej strony" - w sensie: jeżeli kochasz miłością bożą, nie możesz zgrzeszyć. Pismo jest Słowem. Jeżeli doświadczasz żywego Chrystusa czy są Ci potrzebne Pisma.
Jednakże jest jeszcze szatan osobowy, ciało i świat. Zły do końca będzie próbował na wszystkie sposoby.
Jednakże jest jeszcze pycha, którą zawsze trzeba temperować.
Wydaje mi się, i tak wierzę, że każdy kto zbliża się do Boga nie jest w stanie zostawić Słowa, Kościoła, Eucharystii, pracy nad unikaniem grzechu, modlitwy. Wydaje mi się to po prostu zwiedzeniem.
Czy jednak sama teologia wystarczy? Czy wystarczy samo studiowanie pism? Czy wystarczy sama bezgrzeszność?
Trudno wydawać mi takie opinie, ale wydaje mi się, że nie.
Może moje doświadczenie i "wizja" wiary jest błędna, ale dla mnie jej celem nie jest wiedza teologiczna, znajomość Biblii, unikanie grzechu, a nawet bycie częścią wspólnoty Kościoła, czy przystępowanie do komunii świętej, jeżeli nie ma w tym wewnętrznej relacji z Bogiem, budowaniem jedności, przygotowaniem się do wiecznej miłości w Królestwie Niebieskim.
Nie mogę jednak oceniać, teologa, biblisty, babci z różańcem, gościa z odnowy, bo nie wiem (i nigdy się nie dowiem) co jest pomiędzy nim, a Bogiem.
Także z mojej strony modlitwa jako droga do Boga przez Chrystusa Żywego w Duchu.
Oczywiście nie wiem czy nie błądzę.
Tak jednak to postrzegam i tego doświadczam.
Dodano po 10 minutach :
marcin pisze: ↑2024-04-30, 12:03
I nie chodzi tu o wiare jako wierzenia i przynaleznosc do Kosciola, tylko o "Wiare jak ziarnko gorczycy".
Ta Wiare to nawet trudno opisac, a nawet w Pismach nie jest wyraznie opisana, choc sa opisane zdarzenia w ktorych widac o jaka Wiare chodzi. Chocby to spojzenie z Wiara na miedzianego weza dzieki ktorej ukaszenie wezy nie bylo smiertelne.
Dla mnie wiara to pierwotnie świadoma decyzja, wybór drogi, zaufanie, puszczenie się poręczy, psychiczny akt rozumu, troszkę ryzykowny, czasem mniej, czasem bardziej, nieco ogałacający. Ja przynajmniej tak tego doświadczałem. W pewien sposób było to dla mnie działanie przeciw sobie samemu, przeciw rozumowi.
Pamiętajmy jednak, że wiara to również, obok nadziei i miłości, cnota teologalna, czyli dane, wlane, którymi wypełnia nas sam Bóg. A zatem wiara wzrasta wraz z oczyszczeniem i zbliżeniem się do Ojca przez Chrystusa w Duchu.
A zatem przenoszenie gór dosłowne, nie metaforyczne, czaka Cię dopiero w zjednoczeniu z Bogiem przez uczestnictwo. To jednak bardzo daleka droga.