ALKOHOLIZM I NIE TYLKO

ALKOHOLIZM I NIE TYLKO

GDYBY ALKOHOL MÓGŁ SIĘ PRZEDSTAWIĆ I PRZEMÓWIĆ.

Przyznać muszę, że byłem i jestem złodziejem w najgorszym – po ludzku sądząc – wydaniu.
Kradnę rodzinie najlepszych ojców i synów.
Kościołowi najwierniejsze dzieci.
Ojczyźnie najzdolniejszych obywateli.

Szkole i nauce najtęższe umysły.
Rodzinie ludzkiej najpierwsze jednostki.

A jednak cieszę się dotąd wolnością i mianem najlepszego dobroczyńcy ludzkości, przyjaciela człowieka, towarzysza jego radości i smutków. Ja jestem na świecie największym gangsterem i przywódcą mafii, która codziennie uśmierca miliony, zabierając im wszystko. Włamuję się do kieszeni, domów, serc i rodzin. Tylko ja znam klucze do wszystkich zamków, skarbnic i kas.

Mój gang nie boi się szubienicy, bo mam w swoim gronie przedstawicieli wszystkich warstw społecznych, nie wyłączając sprawujących władzę i wymierzających sprawiedliwość.
Jestem panem, monarchą, władcą. Mnie służą rządy, stawiając na czołowym miejscu w czasie bankietów i przyjęć. W mojej obecności decyduje się o losach świata, życiu i śmierci, ubija interesy…

Moje zdanie w każdej sprawie jest ostateczne. Przy mnie ludzie bawią się, tańczą, płaczą, umierają.
Walą się trony jeden po drugim, kurczą imperia, upadają rządy, tylko moje imperium nie kurczy się i nie upada, choć niesie zagładę.

Niszczę wszystko i wszystkich.
Piękne dzieci, wspaniałą młodzież przemieniam w zbrodniarzy. Zapełniam nimi szpitale i zakłady poprawcze.
Bogatych zamieniam w nędzarzy.
Zdrowych w chorych.
Mądrych w głupich.
Kołyski w trumny.
Miasta w cmentarze…

Któż mnie nie doświadczył? Któż mnie nie zna?
I to dziecko mego przyjaciela pijaka. I ta poniewierana żona. Znają mnie dobrze kapłani, załamując ręce nad owocami wieloletniej pracy. Znają mnie izby wytrzeźwień, sądy, więzienia, ale też i szkoły, dyskoteki.
Teraz nie muszę się już chyba dłużej przedstawiać?
Mam nadzieję, że i wy nie zrazicie się do mnie i tylko u mnie szukać będziecie mocy, szczęścia, tak jak szukają miliony.

Czy was zabraknie w mojej armii, z którą od lat zdobywam piekło?!
Łukasz Chrzanowski

MODLITWA DO ŚW. JANA CHRZCICIELA – PATRONA TRZEŹWOŚCI
**********************
Święty Janie Chrzcicielu, który abstynencję praktykowałeś przez cale swoje życie, pomóż, abyśmy w naszej Ojczyźnie dożyli czasów, w których alkohol przestanie być symbolem nieszczęść, zmartwień i tragedii. Chroń nas przed grzechem upijania się.
Bądź natchnieniem i pomocą dla wszystkich, którzy wyrzekają się napojów alkoholowych dla dobra swoich najbliższych i Narodu. Patronie trzeźwości, wzbudź w sercach moich rodaków pragnienie życia bez alkoholu, abyśmy poprzez ich abstynencję osiągnęli trzeźwość całego Narodu. Amen.
„Dobro jest w Nas”

 

Chciałam dzisiaj opowiedzieć historię. Pochodzę z rodziny,gdzie tata był alkoholikiem. Tata nie był szczególnie religijny,ale mama i dziadkowie z którymi mieszkaliśmy wpoili nam wiarę w Boga. Z dzieciństwa pamiętam głównie wrzaski rodziców i strach o to,w jakim stanie tata wróci do domu. Szczególnie wryła mi się w pamięć jedna awantura,kiedy miałam 9 lat. Awantura zaczęła się o godzinie 18 a skończyła o godzinie 3 w nocy. Przez cały ten czas stałam między rodzicami i błagałam ich żeby nic sobie nawzajem nie zrobili. Pamiętam z tego scenę kiedy mama wzięła do ręki ręcznik kuchenny i bardzo mocno go skręciła. Powiedziała wtedy,że jedno z nich wyjdzie żywe z kuchni- albo tata albo ona. Odesłałam młodsza siostrę do pokoju żeby nie musiała tego słuchać a sama byłam między nimi ,żeby nie skoczyli sobie do gardeł. Pochodzę ze wsi, najgorsze kłótnie między rodzicami były zawsze w czasie żniw. Wtedy było pewne, że tata się napije. Moja mama jest osobą silnie współuzależnioną. Tata przestał pić po pobycie w więzieniu – moja mama oskarżyła go o przemoc domową i chciała ograniczyć mu prawa rodzicielskie. Co by o nim nie mówić – wiem że nas zawsze kochał na swój sposób i nigdy na nas ręki nie podniósł. Mama chciała żebyśmy przed sądem zeznawały przeciw tacie,ale zeznalysmy z siostrą tak jak było naprawdę – opisałyśmy też zachowanie mamy które bardzo przyczyniło się do alkoholizmu taty. Dzis wiem,że alkoholizm to choroba,że współuzależnienie to także choroba która trzeba leczyć. Ani tata ani mama nigdy nie chcieli się poddać leczeniu. Kiedy tata przestał pić miałam 18-19 lat. Jednak to,co działo się w domu wcześniej rzutowało na całe moje dorosłe życie. Moja siostra stała się perfekcjonistką,wręcz pedantką w każdej sferze życia.. wszystko zaplanowane co do minuty. Jeden chłopak który po 8 latach znajomości został jej mężem. Ukończone studia , później ślub, wspólne mieszkanie. Dwójka dzieci, tak jak powinno być. U mnie było gorzej. Przez czas studiów szukałam potwierdzenia własnej wartości u kilku chłopaków. Imprezowałam, piłam.obydwie z siostrą studiowałysmy resocjalizację. Tam dowiedziałam się o mechanizmach uzależnień, o tym jak to wszystko się kształtuje. Kiedy byłam w moim przedostatnim związku,za chłopakiem wyjechałam aż na drugi koniec Polski. Zaniedbałam wtedy Boga,choć zawsze był On bardzo ważny w moim życiu. Mój chłopak był ateistą,do tego dość wrogo nastawionym do katolików. Pewnego wieczoru,kiedy wiedziałam już ,że między nami się nie ułoży,poszłam do kościoła. Było już ciemno,szłam sama ulicą. Słyszałam kroki kogoś, kto za mną idzie ,ale nikogo tam nie było. Wiecie kto to był,prawda? Zły starał się mnie wystraszyć żebym tylko zawróciła z drogi do kosciola. Ale ja szłam coraz szybciej. Wpadłam do Kościoła że łzami w oczach, modliłam się najszczerzej jak potrafiłam,całym sercem. Na początku strach wzbierał,ale z każdą chwilą malał. Wyszłam stamtąd zupełnie spokojna. Kilka dni po tym zdarzeniu odwiedził nas ksiądz -kolega mojego ówczesnego chłopaka. Mieszkaliśmy nadal w jednym mieszkaniu ale nie byliśmy już razem. Poprosiłam go o spowiedź. Wylałam morze łez. Ksiądz Grzegorz powiedział mi wtedy -jestes dobrze ukształtowana, tylko zabrakło Boga w Twoim życiu. Od tego czasu staram się zmienić moje życie. Znalazłam wspaniała opiekunkę duchową. Poznałam mojego męża i urodziłam naszego synka,którego Mąż kocha chyba najbardziej na świecie. Mój Mąż pochodzi z bardzo katolickiej rodziny. Niestety jakieś 4 lata temu przestał się spowiadać,zrobił się agresywny wobec kościoła,od tego czasu modliłam się o jego nawrócenie. Wspaniały człowiek,który z czasem też popadł w alkoholizm. Ja przy nim też nie wylewałam za kołnierz. Ponad miesiąc temu zawiozłam go na SOR z powodu wymiotów i gorączki. Pękły mu żylaki przełyku,ratowali mu życie. Kilkukrotnie przetaczali mu krew. Stwierdzono marskość wątroby, spowodowaną zapaleniem wątroby typu A,które przeszedł 15 lat temu,alkohol dołożył swoje. Poszłam do kaplicy szpitalnej i padłam na twarz przed Bogiem . Błagałam go o to,żeby nie zabierał mi męża. Prosiłam siostry zakonne o modlitwę o jego uzdrowienie. Kolejne msze zamawiałam u nas w parafii. Modliło się za niego mnóstwo osób. Ja modliłam się modlitwą uniżenia i nowennami, właściwie cały czas byłam na modlitwie,także wtedy kiedy byłam przy jego łóżku. Teściowa zaczęła mówić pompejankę. Wyniki zaczęły się poprawiać. Mąż teraz jest w kolejnym szpitalu na badaniach które mają wykluczyć raka trzustki. Wcześniej,kiedy zauważyłam objawy jego uzależnienia ,modliłam się o jego nawrócenie, nawet kosztem choroby. Ja wiem,że to jest ten moment. Że Bóg daje mu szansę na zmianę życia. Moja teściowa i ja obiecałysmy Matce Bożej pielgrzymkę dziękczynną za uzdrowienie Męża. 6 lat temu uzależnienie dotknęło moja szwagierkę, siostrę męża. Wpadła w depresję po śmierci taty(teść zmarl w 2013 roku) i jej męża- rok później.Brała psychotropy i popijała alkoholem. Na własnych plecach -doslownie – niosłam ją do lekarza. On powiedział, że ona umrze,to jest kwestia dni. A dziewczyna nie tylko wyzdrowiała,ale urodziła zdrową dziewczynkę i ponownie wyszła za mąż za wspaniałego człowieka. I tutaj także zadziałała pompejanka, która odmawiałam z teściową. Matka Boża cały czas czuwa nad naszą rodziną. Wierzę, że z moim mężem będzie podobnie.ze wyzdrowieje i dojdzie do siebie. Ze się zmieni i nawróci. Chcę Wam przekazać w tym świadectwie, że Bóg czas specjalnie zsyła na nas takie sytuacje bo On wie, że tylko to doprowadzi nas do Niego. Ze się opamiętamy i nawrócimy. Mój mąż zaczął się modlić a nie robił tego od kilku.latTo dla mnie najpiękniejsza jego przemiana.kilka lat temu oddałam się w niewolę Matce Bożej i od tego czasu szczególnie czuję Jej opiekę, choć cały czas zdarza mi się upadać. Przez cały ten czas,od początku trwania choroby męża dziękuję Bogu za to co nas spotyka. Wielbię go w tym strachu,w niepewności i ufam Mu bezgranicznie. Ta sytuacja w której Bóg nas postawił -wbrew wszystkiemu – dała mi pokoj w sercu.Bóg nas naprawia przez takie wydarzenia. Mówię Wam to jako osoba ,która sama jest DDA i która ma męża alkoholika. Bóg może wszystko,trzeba tylko Mu zaufać
Hania Antoniewska

Przyszedł czas opowiedzieć o moim świadectwie. Przyszedłem na swiat jako jeden z trzech braci, żyliśmy dość skromnie, ale byliśmy razem bardzo blisko i to pomagało nam zawsze przechodzić przez trudne chwile. Mama zawsze starała się robić wszystko by zapewnić nam godne życie, a potem by pomoc zdobyć nam wykształcenie. Pomimo tego, ze od kiedy pamiętam tata miał problemy z alkoholem i odciskalo to na nas ogromne piętno, udało nam się wyjść na ludzi. Jako dziecko chodziłem do kościoła, przygotowywałem się do komunii, ale przyszedl czas w którym telewizja zamiast Boga zaczeła proponować PowerRengers i inne rozrywki, z perspektywy czasu próżne i bezwartosciowe. Z kazdym dniem odsuwalem się od kościoła. Kościół nie był modny i nie dawał nic, czego wtedy się tak zawziecie i naiwnie poszukiwalo. Lata mijały, pojawialy się problemy. Od kolegów ze szkoły wpadł na płycie pierwszy film porno. Proszę mi uwierzyć, nawet dorosły nie powinien tego oglądać a co dopiero mówić nastolatek. Niestety szatan wcale nie jest usmiechnietym diabiełkiem, robiacym sobie psikusy… On od początku naszego życia chwyta za doskonale dobrane narzedzia by zniszczyć wszystko co w nas czyste i niewinne. Gdyby to powiązać, to tu też zaczyna się upadek w masturbacje. Bliskość, rozmowa, wrażliwość, empatia i co najwazniejsze miłość, zostają zastąpione „fizycznym spełnieniem swoich potrzeb” co po wielu latach okazuje się ogromną czarną dziurą, która zaczyna zajmowac coraz wiekszy obszar w suknie rozrywanej już duszy. Człowiek stara się sklejać te wszystkie strzepki ” zeby to choć jakoś wyglądało”. Zaczynają się stany depresyjne, brak wiary w siebie. Pomimo, ze byłem wysoki i dość przystojny, miałem problemy z nawiązaniem trwalych relacji z kobietami. Pamietam jak pewnego dnia mama poprosila mnie o odmalowanie kapliczki, ktora znajduje się blisko domu rodziców, a od niedawna także domu mojego i mojej rodziny. Miałem wtedy na to czas i zająłem się nią żeby wyglądała dobrze przez kilka następnych lat. Niebawem poznalem kogoś kto wywrócił moje zycie do gory nogami. Motyle w brzuchu, ciągła chęć kontaktu, długie rozmowy a po pewnym czasie coś więcej. Ona Kogoś miala, ale zostawila go dla mnie a po dwóch miesiącach zwrot i człowiek zostaje sam z fikcją, którą uznał za prawdziwe szczęście. Byl moment, w którym jadąc motocyklem zamykałem oczy, ale mój anioł stróż czuwał nade mną choc byłem wtedy o krok od największej głupoty, jaką mogłem popełnić w życiu.Podnioslem się po dwoch latach i chyba kilogramie marychy, ktora wtedy wydawała się byc moim lekiem. Po pewnym czasie poznałem kobietę i matkę mojego dziecka i od dwóch lat moją żonę. Pracowałem wtedy przy samochodach ciężarowych a mój kręgosłup codziennie miał dość, nie pomagaly już masaże ani środki przeciwbólowe. Tamtego wieczoru czułem się tak kiepsko jak jeszcze nigdy. Mialem problemy z oddychaniem, serce zwalniało i gubilo rytm. Pracowalem wtedy na czarno i nie miałem ubezpieczenia… W pewnym momencie przechodząc do łazienki upadlem i poczułem bezmoc i strach przed tym co się zbliżało. Mimo, że nie słyszałem głosów z nieba, jestem pewnien ze gdyby ktoś nie wymodlił za mnie łaski życia i poprawy skończyłbym w miejscu na które zaslugiwałem. Później przytrafił mi się najwiekszy cud. Urodził się Mikołaj. Mialem nową prace, male dziecko, zaczętą budowę i starą chalupkę po cioci, ktorą też trzeba było przygotować zanim nie wejdziemy do siebie. Udawało sie choć bywało strasznie ciężko. Praca, budowa, kolki, lekarze, nerwy. Miałem w koncu chwilę dla siebie i zapalilem… Choc mialem 3 miesięczne dziecko. Po jakims czasie synek sie obudzil i wziąlem go na ręce. Mialem dziwne przeczucie, że dzieje sie coś złego. Zaksztusil się i przestal oddychać. W panice pobiegłem do żony i mimo że trwalo to dosłownie chwilkę, było to dla mnie straszne. Upadlem jako ojciec i jako czlowiek. Zone i dziecko zawiozlem do teściów by nacieszyli sie wnukiem a ja leżałem płacząc i modląc się do Ducha Świętego. Mialem wtedy cały słoik marychy, wartość znacząca a dla uzaleznionego to tak jak dla alkoholika wylać wszystka wódkę w zlew. Cos w głowie mówio ” nie rob tego” oddaj to komuś „przeciez twoi znajomi się ucieszą z takiego prezentu” daj sobie przerwę” „chociaż to sprzedaj i weź kasę” ale wiedzialem w środku serca, że muszę to zrobić. I wrzuciłem całą zawartość do pieca. Od tamtego czasu staram się być bliżej Boga, chodzę do kościoła mimo, ze też upadam i jest trudno. Walczę. Od roku mieszkamy w naszym nawym domu, bez grosza kredytu. Budowałem to z rodziną, to sam nie mając ani pieniędzy, ani wiedzy, ani umiejętności. Bozia z kapliczki, którą kiedyś zabralem bo budka była wymieniana na nową, do dziś jest pod naszyn dachem.
Mateusz Sz.

Mądry tekst znaleziony w necie. Do przemyślenia…

„Jestem alkoholikiem. To znaczy nie istnieje dla mnie ani wino, ani piwo, ani wódka. Nie chciałem żyć. Nie mogłem znieść siebie takim, jakim jestem, ani świata takiego, jaki jest. Tego świata, który ma ciągle słowa nauka i rozum na ustach, a nigdy słowa czułość.
Jestem chory – nie niechluj, nie odpychający człowiek. Chory – rozumiecie ? Wy, którzy na mnie z ukosa patrzycie, osądzacie mnie, odwracacie głowę na ulicy, ostentacyjnie pociągacie nosem, gdy wam mówię dzień dobry, wy, co mnie lekceważycie, gdy wikłają się moje słowa, a ręce drżą.
Alkoholizm to choroba, nie wada. Cierpienie, nie przyjemność. To jest niewola, nie zabawa. Człowiek staje się alkoholikiem nie przez przypadek, lecz z konieczności. Może biologicznej, ale na pewno – psychologicznej. U kresu wytrzymałości nerwowej, u kresu odwagi – oddałem się Bogu.
Słowo Bóg może razić alkoholika. Ale gdy wstrzemięźliwość się rozwija, gdy spokój wewnętrzny nastaje, gdy pojawia się umiłowanie wolności, trzeźwiejący alkoholik nie odczuwa przykrości, nazywając tę niepospolitą Przyjaźń po imieniu. Co wiecie o Bogu wy, z dobrym samopoczuciem, skoro Bóg was z niczego nie wyratował ? My, którzy straciliśmy wszystko, posłużyliśmy się Bogiem – na wszelki wypadek… Bóg nie jest tym, za co się Go na ogół uważa. Bóg nie jest tam, gdzie się Go szuka. Bóg nie ma usposobienia, jakie Mu przypisujemy. Bóg nie jest w chmurach. Magdalena wzięła Go za ogrodnika, apostołowie za zjawę, a Piotr za eksperta w sztuce łowienia ryb, zaś ja nieszczęsny szukałem Go w dogmatach, podczas gdy On, spokojny i przyjazny, znajdował się w rzeczywistości wśród chorych.

Nigdy nie mówiłem o Bogu na spotkaniach Anonimowych Alkoholików. Nie było potrzeby. On tam był.

Autorem „Modlitwy o pogodę ducha”  jest Reinhold Niebuhr, żyjący w latach 1892-1971 amerykański teolog i socjolog religii. Często stworzenie tej modlitwy przypisywane jest Markowi Aureliuszowi, jednak większość źródeł jako autora wskazuje właśnie Reinholda Niebuhra. Słowa modlitwy stały się szerzej znane po tym, jak zostały przyjęte przez Anonimowych Alkoholików.

W czym ona może nam pomóc? M.in. zachęca nas do tego, aby starać się z nadzieją i optymizmem podchodzić do codziennych wyzwań oraz mieć determinację do pokonywania swoich słabości. Są jednak w życiu też takie wydarzenia, na które nie mamy wpływu – nie martwmy się więc nimi za dużo, wiedząc, że są one niezależne od nas.

Modlitwa o pogodę ducha

Boże, użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić
i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

Żyjąc w teraźniejszości,
ciesząc się bieżącą chwilą,
przyjmując przeciwności jako drogę do pokoju,
biorąc ten grzeszny świat takim, jaki jest – jak to czynił Jezus,
a nie takim, jaki chciałbym mieć.

Ufając, że On uczyni wszystko dobrym, jeżeli poddam się jego woli
i że mogę być szczęśliwy, w pewnym stopniu już w tym życiu,
a w pełni razem z Nim w wieczności.
Amen
Aleteia

Wódka wygrywała ze wszystkim co kochałem.
Kawałek mojej historii.

Piłem w nadmiarze od 24 roku życia. Wiadomo, z początku żeby było śmiesznie, żeby pobudzić wenę lub fantazję. Choć gdzieś pod skórą czułem, że zaczyna być bardzo źle, to cały czas przekonywałem innych, a przede wszystkim siebie, że wszystko jest pod kontrolą. Działo się źle i coraz gorzej. Nie było pieniędzy na rachunki, czy na węgiel, ale na flaszkę codziennie musiało być.

Opisywanie sytuacji z mojego ówczesnego życia nie ma sensu, było to życie książkowego, zakłamanego tchórza – alkoholika. Ogólnie grałem wtedy rolę panującego nad wszystkim faceta. Przełom w mniemaniu o sobie samym nastąpił w 2001 roku.
U mojej 4,5 rocznej wówczas córeczki zdiagnozowano guza mózgu. W jej maleńkiej główce był nowotwór wielkości połowy pomarańczy. Rokowania były tak złe, że były właściwie wyrokiem. Przy operacji usunięcia guza, ingerencja w mózg była tak głęboka, że szanse na wybudzenie były znikome, a jeśli nawet to przy takich uszkodzeniach na mentalną normalność szans nie było żadnych.

Świat się zawalił. Tylko moja Żona stawała na wysokości zadania choć serce jej pękło, ja uciekałem od wszystkiego i zapijalem się do odcięcia. Nagle olśniło mnie;

Przecież JEST BÓG
(pogotowie ratunkowe)

Z pełną determinacją, z wiarą w Boga, ale przede wszystkim w siebie i swoje bohaterstwo pojechałem do kościoła Bazyliki, położyłem się krzyżem przed ołtarzem i zatraciwszy się w czasie błagałem Boga, Jezusa, Maryję i wszystkich świętych o życie i powrót do zdrowia mojej córeczki. Mojej miłości, mojego oczka w głowie.

Pamiętam jak dziś, obiecałem wtedy Bogu wszystko co tylko przyszło mi do głowy. Obiecałem, że będę człowiekiem o nieposzlakowanej opinii, będę pomagać innym, a przede wszystkim już do końca życia nie tknę alkoholu.
Przyrzekałem to z wiarą całego mojego serca, ale za kilka dni odkręcajac butelkę z wódką prosiłem o wybaczenie bo jestem tylko człowiekiem. Po chwili leżałem na podłodze i płakałem, zdając sobie sprawę z tego co zrobiłem.
Uznałem wtedy że przehandlowalem życie córki za butelkę wódki. Miałem wtedy poważne myśli samobójcze i potrafiłbym to zrobić, ale nie napić się nie potrafiłem. Żona była cały czas z córeczką w szpitalu a do mnie, w zimnym domu tuliła się dwójka starszych maluchów, więc wyszło tak, że żyję.
Miałem do siebie żal i wstręt.
Nie wiem, czy Bóg wysłuchał wtedy mnie, czy mojej żony, ale córka wyrosła na piękną i mądrą dziewczynę.
Ja natomiast zawstydzony swoim postępowaniem, straciłem resztki szacunku i wiary w siebie. Uznałem wygraną alkoholu i szmaciłem się pijąc destrukcyjnie jeszcze 15 lat. Straciłem wtedy wiarę, że potrafię kiedykolwiek przestać pić i kiedyś młodo zdechnę pod płotem jak pies. Pogodziłem się z tym, że mam dożywotni przymus picia.
Dziś nie piję 4,5 roku, tyle samo ile lat miała wtedy córka gdy zaczęła się jej choroba.
Choć moi bliscy wybaczyli mi moją przeszłość, choć sam sobie wybaczyłem dzięki pomocy innych ludzi, to pamiętam jak było.
Pamiętam jak groźny i bezwzględny jest alkohol. Pamiętam, że byłem gotów umrzeć a nie byłem gotów przestać pić. Pamiętam również wszystko co wtedy obiecałem Bogu i z całego serca, najlepiej jak potrafię staram się dziś wypełniać wszystko co wtedy przyrzekałem.
To nie historia z morałem, to poprostu kawałek mojego życia.
Zawsze jest nadzieja…
Adam, Alkoholik z Leicester

DROGA KRZYŻOWA ALKOHOLIKA

Stacja I: Jezus zostaje skazany na śmierć.

To nie musiał być wyrok, bo znam takich co start mieli podobny, a jednak wyszli na ludzi. Czym skorupka za młodu nasiąknie… moja nasiąkała zapachem wódy, strachem i czerwonymi pręgami na całym ciele po kablu.

Stacja II: Jezus bierze krzyż na ramiona.

Chciałem uciec przed siebie, chciałem się zabić, ale nie mogłem tego zrobić, bo moja mama była aniołem. Anioły podobno są zjawiskowe piękne, a ona miała podkrążone od płaczu, czasem podbite oczy, trzęsące się dłonie i najłagodniejszy głos na świecie. Była piękna..

Stacja III: Jezus pierwszy raz upada pod krzyżem

Wróciłem ze szkoły, a pod domem stała karetka. Z walącym sercem modliłem się żeby po niego… Żeby on dostał zawału, albo po prostu zachlał się na śmierć. Nienawidziłem go. To nie on. Anioł z podbitym okiem odszedł, nie mam wątpliwości, że prosto do nieba. Mój świat rozsypał się na milion kawałków…

Stacja IV: Pan Jezus spotyka swoją Matkę.

Chodziłem na cmentarz codziennie. Ryczałem i darłem się na przemian „zabierz mnie do siebie!” Wracając słyszałem zawodzące straszliwym fałszem kobiety pod kapliczką. Majowe… Spojrzałem na łuszczącą się farbą, starą figurę, to niedorzeczne, ale czułem, że gapi się na mnie.

Stacja V: Szymon z Cyreny pomaga dźwigać krzyż Jezusowi.

Wróciłem ze szkoły, a on razem z kumplami od flaszki leżeli w pokoju. Śmierdziało moczem i potem. W lodówce światło. Pierwszy raz ukradłem w sklepie drożdżówkę. Nigdy nie będę jak mój stary. Nigdy…

Ktoś zapukał do drzwi. Nikogo nie było. Na wycieraczce leżał zawinięty w papier drożdżowy placek z kruszonka. Poczułem, że ślina napływa mi do ust, a jeśli niebo miałoby mieć zapach, to może mieć właśnie taki.

Stacja VI: Weronika ociera twarz Jezusowi.

W szkole rozmawiała ze mną miła Pani kurator. Spodziewałem się, że będzie wrzeszczeć za bójkę i włam do szkolnego sklepiku, ale ona chyba dokładnie wiedziała co się dzieje, patrząc na moje zniszczone i pomięte jak wyciągnięte psu z gardła ciuchy.

Stacja VII: Jezus po raz drugi upada pod krzyżem.

Pierwszy raz upiłem się kilka tygodni później, w wieku 11 lat. Rzygałem jak kot. Spałem w piwnicy, bo bałem się wrócić. Zataczający się na prawo i lewo nie uciekłbym daleko przed moim oprawcą, który chlał a później lał mnie na oślep bez powodu.

Stacja VIII: Jezus spotyka płaczące niewiasty.

Mam 18 lat. Od dwóch miesięcy śpię na ulicy. Na dobre chleję od trzech lat. W tym błędnym kole naiwnie dopatruję się odkażania ropiejących ran duszy. Przerwałem szkołe. Kilka miesięcy siedziałem w poprawczku za kradzież. Nie wrócę tam. Nie wrócę. Siedziałem oparty o otwarte na oścież drzwi kościoła. Ładnie ubrani ludzie wchodzili uklęknąć przed Bozią. Wnerwiali mnie katole ze swoim ułożonym życiem. Nachyliła się nade mną kobieta, miała oczy mojej mamy. Włożyła do leżącej na ziemi śmierdzącej czapki kilka monet. Włożyła, nie rzuciła jak rzuca się psu. Chwyciła mnie za rękę, a ja znieruchomiałem, miała łzy w oczach a ja poczułem się kochany.

Stacja IX: Jezus upada po raz trzeci pod ciężarem krzyża.

Leżę na ławce w parku we własnych wymiocinach. W oczach przechodniów widzę politowanie. Miałem pracę na budowie jako pomocnik, ale wiadomo tam często za kołnierz się nie wylewa. Zachlałem… Nigdy nie będę jak mój stary. Nigdy…

Jestem dokładnie taki sam.

Stacja X: Jezus zostaje obnażony z szat.

Chyba mam halucynacje… Pochyla się nade mną jakaś kobieta. Mama..? Nie, to ta dobra dusza spod kościoła. Prosi żebym wstał i poszedł z nią. Ludzie się gapią kiedy ona, taka zadbana kobieta w średnim wieku prowadzi ledwo stojącego na nogach lumpa śmierdzącego wszystkim co może wydalić organizm. Ku mojemu zaskoczeniu prowadzi mnie do swojego domu. Pomaga mi pozbyć się cuchnacych sz(m)at, które pakuję w worek na śmieci. Napełnia wannę wodą. Leżę w niej chyba godzinę, średnio co kwadrans nieśmiało pytając czy mogę dopuścić jeszcze trochę gorącej.

Stacja XI: Jezus zostaje przybity do krzyża.

Kobieta ma na imię Maria. Przynosi mi ubrania, ktore pasują idealnie. Ma ich całą szafę po swoim zmarłym tragicznie synu. Jemy wspólnie kolację. A ja czysty, ogolony, przy stole. Jak człowiek. Rozbeczalem się jak gówniarz, zdając sobie sprawę, że przez te kilka lat sam ukrzyżowałem swoją godność i człowieczeństwo.

Stacja XII: Jezus umiera na krzyżu.

Maria przygotowała dla mnie pokój po swoim synu, ale postawiła warunek, muszę iść na terapię. Poznaję czym jest delirium alkoholowe. Czuję jakbym umierał, ale wiem, że muszę umrzeć, żeby żyć.

Stacja XIII: Jezus zostaje zdjęty z krzyża.

Wracam po odwyku. Maria przygotowała na obiad schabowe na pół talerza i modrą kapustę.
Jakie to niesamowite uczucie, być dla kogoś ważnym.

Podjąłem pracę w markecie. Wykładam towar na półki. Z pierwszej wypłaty kupiłem dwa bukiety kwiatów. Dla Marii i dla mamy. Dowiedziałem się, że ojciec umarł. Chciałem zachlać. Nie myślałem, że poczuję stratę. Wszedłem do kościoła, chociaż nigdy nie było mi z nim po drodze. Uznałem, że nie chcę Boga-sadysty, który patrzy na anioła z podbitym okiem. W kościele była figura Maryi, podobna do tej od majowego. Ona też się na mnie gapiła.

Stacja XIV: Jezus zostaje złożony do grobu.

W konfesjonale siedział franciszkanim koło pięćdziesiątki. Wyglądał inaczej niż mój stary, miał łagodne oblicze ojca. Pomyślałem że jako chłopiec chciałbym mieć takiego tatę. Uklęknąłem przy kratkach, gdzie zostawiłem starego człowieka, złożyłem go do grobu. Jako pokutę dostałem dziesiątkę różańca w intencji ojca. Nie miałem różańca, liczyłem na palcach, uświadamiając sobie, że wciąż pamiętam słowa wyryte we mnie przez anioła. Czułem gniew i bunt. Znowu to spojrzenie figury. Nagle przypomniały mi się słowa mamy o dziadku ze strony ojca. Był alkoholikiem. Łzy kapały na ławkę a ja poczułem dla mojego ojca po prostu współczucie. Nie dał mi tego, czego sam nie dostał. Mężczyźni są słabi psychicznie, to prawda choć wcale nie święta. To nie musi być wyrok, bo wyszedłem na ludzi…

Trafiłam ze swoimi problemami do grupy samopomocowej Al-Anon – dla osób żyjących z ludźmi uzależnionymi od alkoholu. Podjęłam tam pracę nad sobą, swymi reakcjami oraz nad swoim życiem duchowym.

Dopiero po wielu latach zrozumiałam, że ja sama jestem bezsilna wobec innej osoby, wobec alkoholizmu swego męża, że mogę wpływać tylko na samą siebie i na dzieci – przez swój dobry przykład.
Od tamtej pory zaczęłam się modlić o Boże Miłosierdzie dla swojego męża, a dla siebie o to, abym umiała wypełniać Bożą wolę w stosunku do mnie.
Przyszedł czerwiec 2005 r. Wówczas to żenił się nasz najstarszy syn. Od dnia wesela mój mąż pił ciągiem przez miesiąc, potem wylądował w szpitalu psychiatrycznym, po delirium tremens [tzw. biała gorączka, czyli zaburzenia psychiczne nałogowych alkoholików, połączone zazwyczaj z podnieceniem ruchowym, halucynacjami, niepokojem, niekiedy z atakami szału – przyp. red.].
Ja bardzo się modliłam za niego. Po wyjściu ze szpitala mąż sam zdecydował się na leczenie zamknięte w ośrodku odwykowym.
Od tamtej pory jest trzeźwy i chodzi na spotkania grupy AA. Dzięki temu nasze relacje zmieniają się na coraz lepsze. Myślę, że zawdzięczamy to Bożemu Miłosierdziu, dlatego też w tym miejscu pragnę gorąco podziękować Jezusowi za wszystko, co uczynił dla mnie i mojej rodziny. Jezu, ufam Tobie!

Źródło: Miłujcie się

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica !
Chciałem dać krótkie świadectwo na Chwałę Boga !!!!
Ponad dwa lata temu za sprawą nowenny Pompejańskiej którą odmówiła jeszcze wtedy moja dziewczyna w intencji nawrócenia grzeszników w tym Jej i mnie.
(Zaczeła je odmawiać pierwsze w innych intencjach a ostania była właśnie w tej,sama nie wie do końca jak to się stało że zaczęła się modlić na różańcu)
Żyliśmy w grzechach.
Ja byłem w bagnie po szyje,w życiu się nie czepiłem tylko hazardu.
Robiłem najgorsze rzeczy będąc na to wszystko ślepy.
Po raz pierwszy po ponad 20 latach poszedłem do spowiedzi generalnej wraz z dziewczyną.Dominikanin u którego się spowiadałem,na koniec powiedział mi, że jestem jak syn marnotrawny.
Ale jeszcze słowa które zapadły mi najbardziej w sercu.
Paweł (bo tak mi na imię): bądź przy Panu Bogu a zobaczysz jakie piękne rzeczy będą się dziać.
Tak to pamietam choć było dużo emocji i łez. Spowiedz trwała koło dwóch godzin.
O tym powyżej można by dużo pisać ale świadectwo chciałem dać o jednej z wielu sytuacji,tych pieknych o których powiedział Dominikanin.
Jakiś czas po spowiedzi będąc przy hali gdzie mieści się dużo sklepów spożywczych zaczepił mnie starszy Pan,widać że był ubogi,spytał czy kupię jemu chleb. Nie zastanawiając się powiedziałem że tak, jeszcze wtedy dzieczyna moja, z którą już w czystości żyłem czekała cały czas w samochodzie na mnie widząc tą sytuacje.
Kupiłem Chleb ale pomyślałem Dokupię trochę kiełbasy do Chleba i wodę aby miał starszy Pan czym popić bo szkoda mi się go zrobiło.
Wszystko do tego momentu było normalne.
Gdy dałem jemu te zakupy do ręki, spojrzał na mnie,podziękował słownie ale to jak spojrzał na mnie było nie z tego świata, jego uśmiech,spojrzenie,wsiadłem do samochodu i gdy machał do mnie na pożegnanie i dziewczyny czas wtedy dla mnie zwolnił a ja dopiero zrozumiałem że to było spojrzenie Pana Jezusa. Błysk w oku tak że z dziewczyną się wtedy popłakaliśmy z tego co pamiętam. Dominikanin miał rację, piękne rzeczy się działy i dzieją będąc przy Bogu.
Otrzymanych łask nie jestem w stanie zliczyć.
Nie wyobrażam sobie już życia bez Sakramentów Świętych, bez częstej Eucharystii bez spowiedzi.
Byłem na dnie wraz z dziewczyną.
Dzisiaj jest moją żoną.

Jestem szczęśliwym człowiekiem juz teraz i mam największy skarb w sercu Boga na pierwszym miejscu i naszą kochaną Mamę Maryję która wstawiła się u Syna za mną i żoną w Nowennie Pompejańskiej.
Paweł

Alkoholikiem zostałem dopiero, kiedy przestałem pić.
Kawałek mojej Historii.

Pamiętam, że kiedy piłem, kiedy traciłem kontrolę nad wszystkim w moim życiu, uważałem że wszystko jest pod kontrolą. Przecież mogę przestać pić w każdej chwili, mam pracę, piję za swoje i piję bo lubię wcale nie muszę pić jeśli nie chcę. W sumie to nawet nigdy nie chciałem pić ale zawsze znalazł się ktoś, kto ponosił za to odpowiedzialność. Żona mnie nie rozumiała, w pracy ktoś mnie zdenerwował, bo musiałem załatwić sprawę i oprzeć temat o bufet. Ogólnie w domu jak piłem to ze zmęczenia. Taki byłem zmęczony że musiałem strzelić lufę żeby stanąć na nogi. Wędkowanie, naprawa roweru czy koszenie trawnika zawsze zaczynało się od kilku łyków wódki ( oczywiście z gwinta) a potem dobijałem się paradując oficjalnie z jednym piwem. W jakimkolwiek stanie żona by mnie nie zastała to zawsze było to pierwsze piwo, no góra drugie. Kiedy ktoś powiedział mi że straciłem firmę, lub dość wysokie stanowiska bo chlałem, to byłem gotów ciężko się obrazić. Degradacji moich dyrektorskich funkcji winien był właściciel firmy a za bankructwo mojej firmy odpowiedzialny był polski rząd, jakikolwiek by on nie był ZUS, urząd skarbowy, choroba córki a nawet Jeronimo Martins- właściciel Biedronek i wszyscy święci.

Kiedy zmarnowałem, straciłem już wszystko co było możliwe łącznie z domem w którym wychowywały się moje dzieci, wylądowałem w Angli z różową pożyczoną walizką.
Nowy kraj, nowe życie mówiłem. Upadlałem się tu pijąc destrukcyjnie jeszcze trzy lata. Oczywiście winna była temu rozłąka, tęsknota, warunki pracy i królowa Angielska – no bo przecież nie ja. Ja niewinny byłem.
Ulitował się Bóg nad moim zagubieniem i postawił na mojej drodze ludzi z AA. Jak wielkiego uczucia ulgi doznałem kiedy po przepracowaniu pierwszego kroku przyznałem że jestem Alkoholikiem. Już nie muszę kłamać, wymyślać, udawać – JESTEM ALKOHOLIKIEM !
To była dla mnie duża radość i uczucie ulgi.
JESTEM ALKOHOLIKIEM i teraz wiem co mam dalej robić. Przecież zawsze wiedziałem (choć nigdy bym się do tego nie przyznał) że coś jest nie tak ze mną – myślałem że jestem zwykłym skurwielem nic nie wartym gnojem. Z ulgą i pokorą przyjąłem wiadomość że jestem chory na alkoholizm. Z niczego mnie to nie zwalnia, wręcz przeciwnie podnoszę sobie poprzeczkę moralną, etyczną. Dzięki Bogu dowiedziałem się od innych alkoholików co ze mną jest.
Teraz po odkłamaniu siebie, po uczciwym postawieniu mojego życia w prawdzie mogę przyznać – tak, faktycznie przepiłem swoją firmę. Ale jak to możliwe przepić tyle kasy?
Koszt butelki jest najmniejszym kosztem picia. Kosztem jest to co się zaniedba, nie dopilnuje, brak inwencji, złe prowadzenie rozrzutność.
Cieszę się że jestem Alkoholikiem, cieszę się że wreszcie jestem nikim szczególnym i wreszcie jestem szczęśliwym człowiekiem.
Dziękuję że mogłem Ci to powiedzieć

Adam, Alkoholik z Leicester

Jak możemy mądrze reagować, kiedy mamy w domu osobę uzależnioną? Wyjaśnia ks. Marek Drzewiecki…

Zostałam wychowana na osobę dumną i pewną siebie, z takim zapleczem mogłam zdobywać świat. Tyle było przede mną otwartych dróg. Jednak nie zdobyłam jakiejś konkretnej krainy geograficznej, ale wędrując w głąb siebie napotkałam śmiertelnego wroga i stoczyłam z nim bój. Myślałam, że na zgliszczach, jakie mnie ogarnęły, powstanie coś trwałego, jednak to był dopiero początek drogi i uzyskując od Boga wolność, przekonałam się, jak daleko potrafię zajść w swojej nędzy i jak wiele znieść niedoli. Niedawno podczas modlitwy usłyszałam: „jesteś dobra”. To zupełnie coś innego, niż mówi mi świat. Pisząc tę książkę, chciałabym właśnie ukazać, jaka siła może być w człowieku wykluczonym. Książka jest swego rodzaju pamiętnikiem, spowiedzią, również prośbą o wybaczenie i dającą nadzieję ufnością, że nie ma przypadku, że wszystko jest po coś. Tytuł książki: Buty nieco zdarte. W połowie książki oddaję Ci, Czytelniku, głos i poddaję się Twojej ocenie. Czy warto nagim stać pośród świata?

Powstała strona z tematyką jaką nie zdążyło mi się widzieć w Internecie. Widziałam książki osób chorych na schizofrenie, czy też chorych psychicznie, widziałam świadectwa trzeźwiejących alkoholików, jednak jedno z drugim połączone nie widziałam w Internecie.

https://www.pasimba.pl/

Pasimba Lot

Książkę można nabyć pod tym linkiem.

https://www.pasimba.pl/product-page/buty-nieco-zdarte

Wszystko możesz – nic nie musisz?
Możesz zdrowieć z choroby uzależnienia, możesz pójść na terapię, możesz iść na mityng, możesz dać się zaszyć, porozmawiać z trzeźwiejącym kolegą, możesz zrobić dla siebie i innych więcej dobrego niż przez całe pijane życie.MUSISZ – tylko chcieć

Adam, Alkoholik z Leicester

Paweł alkoholik cz. 1 Jak przestać pić alkohol?

Paweł alkoholik cz. 2 Jak wyjść z alkoholizmu?

One thought on “ALKOHOLIZM I NIE TYLKO

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *