M-c sierpień.
1 sierpień 2018
Idąc przez Nebraskę, rolniczy stan, spotykam przy drodze farmerów. Czasem wywiązuje się rozmowa. Wczoraj spotkałem starszego mężczyznę, jak się okazało potomka polskich emigrantów z XIX wieku.
Mówił mi że Nabraskę kolonizowali głównie migranci z Niemiec i Skandy awii. Nieliczni Polacy , Rosjanie. Większość jednak to byli Niemcy. Oni narzucili swoje zasady, technologie rolnicze, ludzie ciężkiej pracy.
Zdziwiło mnie jednak że w angielskich słowach tego potomka Polaków nadal czuło się owo znane nam dobrze „Ci Niemcy” . Odciśnięta w nas historia Cedyni, Grunwaldu, „Drang nach Osten”, germanizacji i okupacji – nadal jest żywa. I pewnie długo będzie. Pytanie co z tym zrobimy.
Pomyślałem jednak że Ameryka połączyła bardzo różnych ludzi. Stała się wspólnym domem i nową ojczyzną dla różnych narodowości i religii. Dała im nowy, wspólny kierunek.
Jednak oni wszyscy cały czas dobrze pamiętają skąd pochodzą i gdzie są ich korzenie
2 sierpień 2018
Błogosławić, choćby wbrew sobie…
3 sierpień 2018
Posuwam się mozolnie na wschód przez Wielkie Równiny. Każdego dnia dwadzieścia kilka mil twarzą do wschodzącego słońca.
Pobocze jest szerokie, asfalt gładki, płasko, tylko horyzont cały czas daleko i wszędzie zielona kukurydza.
W Nevadzie ożywiała mnie walka z pustynią, potem wyzwaniem były góry Colorado. Najtrudniej jednak chyba mierzyć się z monotonią kukurydzy….
W miasteczku Cozad czytam tablicę z informacją, że dokładnie tutaj przebiega południk 100. Meridian 100 to pionowa linia dzieląca Stany dokładnie na pół, oddzielając suchy Zachód od wilgotnego Wschodu.
USA to wielkie przestrzenie i odpowiednie do ich skali rozwiązania techniczne.
Np. ruchome deszczownie na polach liczą po kilkanaście przęseł, każde długości boiska piłkarskiego. Ciągniki TIRów są olbrzymie, z dwoma kominami po bokach wyglądają jak stalowe smoki. Pociągi mają nie spotykaną gdzie indziej długość. Raz naliczyłem 240 wagonów i 6 lokomotyw: dwie z przodu, dwie w środku składu i dwie na końcu.
Powszechny w użyciu jest tu uśmiech i wielki luz. Gdy wszedłem wczoraj do punktu Western Union żeby odebrać zasilenie jakie przesłał mi znajomy z New Jersey, zauważyłem że dziewczyna w okienku ma prawą rękę w gipsie.
Najpierw była tradycyjna amerykańska wymiana pozdrowień:
– Jak się masz dzisiaj ?
– W porządku, a ty?
– U mnie Ok, dzięki.
Zagaduję, że pewnie ciężko jej jedną ręką pisać na klawiaturze i liczyć banknoty.
Dziewczyna odpowiada ze śmiechem:
– Na szczęście jestem „tough cookie”.
To określenie dosłownie oznacza „twarde ciasteczko” ale trzeba to rozumieć jako „mocny, odporny charakter”.
Gdy po nocy pod namiotem w kukurydzy wchodzę w najbliższym miasteczku do baru żeby wydać 8 dolarów na „American breakfast” – w środku siedzą przy stolikach lokalni farmerzy. Każdy wygląda jak „tough cookie”, choć ich opalone twarze nasuwają skojarzenie z „red necks” (dosłownie „czerwone szyje”).
„Red necks” znaczy tyle co u nas „karki”, ale ci tutaj, choć widać że twardziele, uśmiechają się z zaciekawieniem na mój widok.
Od razu widać że jestem tu obcy więc muszę wyjaśnić skąd i po co idę.
Słuchają uważnie. Gdy mówię, że w rolniczym Utah spotkałem życzliwych ludzi, słyszę w odpowiedzi:
– Mormoni mają po sto żon, nic dziwnego że są zadowoleni.
Wybucha zgodny śmiech.
Korzystam z okazji i zadaję pytanie co sądzą o prezydencie Trumpie.
Od razu dostaję poważne spojrzenia .
– Prezydent Trump jest ok. To nie świętoszek ale uczciwie pracuje. Realizuje to co obiecał. I ma odwagę walczyć z największym kłamstwem naszych czasów.
Przy stolikach kiwają głowami w geście poparcia.
Choć jestem bardzo ciekaw, głupio mi pytać co jest tym „największym kłamstwem naszych czasów” . Jestem chyba jedyna osobą w barze, która tego nie wie.
Kelnerka przynosi mi karteczkę i prosi żebym zostawił swój wpis na ścianie. Wokół dwóch wielkich map widzę masę kolorowych karteczek. Jedna to mapa USA, druga przedstawia cały świat i ma podpis: „Goście z okolic stawu”. Ten „staw” to chyba Atlantyk.
Piszę kilka słów i przyczepiam moją zieloną karteczkę na wysokości Florydy, obok setek innych.
Gdy wychodzę żegnają mnie serdeczne uśmiechy:
– Happy trails! (Dobrych szlaków!)
I znowu zanurzenie twarzą na wschód w zielony bezkres kukurydzy …
5 sierpień 2018
Kukurydza ma zielony kolor. Przecież to oczywiste. A jednak codzienna droga przez niekończące się pola Nebraski prowadzi mnie jakby w głąb, otwierając przede mną nowy wymiar zieleni.
25 mil to 40 kilometrow codziennych zielonych rekolekcji. Małe rolnicze osady rozrzucone co 4-5 godzin drogi dają chwilę odpoczynku w cieniu. Zawsze szukam wtedy koscioła i zwykle jest – nieduży, często z białego sidingu: Matki Bożej Dobrej Rady, Matki Bozej Różańcowej, Niepokalanego Poczęcia. Rozkładam się w cieniu pod drzewami i patrzę jak zieleń liści przyjemnie kontrastuje z czystą bielą ścian świątyni.
Potem znów wtaczam się wózkiem na grafitową wstęgę asfaltu, która przecina bezkresne morze zieleni.
W pewnej chwili dostrzegam na jezdni pęk kluczy. Jestem już kilka mil od miasteczka. Komuś musiały wypaść Jest wśród nich pilot do samochodu.
Klucze. Ktoś musiał bardzo się zmartwić nie mogąc ich znaleźć… Klucz do domu, klucz do biura, klucz do bankowej skrytki…
Klucz…
Wśród kolorów tęczy zieleń występuje dokladnie w środku. Ma pozycję centralną. Wlaśnie tym polożeniem astronomowie tłumaczą brak zieleni w widmie kosmosu. Zieleń to ponoć jedyna barwa, której nie widać przez teleskopy. Gakaktyki oddalające się od ziemi emitują fale dłuższe – światło czerwone. Te zaś, które się do nas zbliżają – świecą na niebiesko. Środek spektrum natomiast zamiast zieleni pokazuje wzmocnienie w postaci światła białego. Zieleni w kosmosie brak. Jest jej za to pełno w Nebrasce.
Zielony to symbol życia, którego dotąd poza ziemią nie odkryto, ale w ikonografii to także znak Ducha Świętego.
Duch zawsze pokazuje prawdę, prowadzi drogą środka – unikając pozycji skrajnych.
Zieleń na ikonach to także kolor szat męczenników, a więc tych, którzy przez cierpienie i śmierć weszli w czyste światło, do radości życia wiecznego.
Myślę o śmierci, która nie jest strasznym końcem tylko kluczem do prawdziwego życia.
7 sierpień 2018
OJCZE NASZ …
Bardzo szybko w moim życiu, jeszcze jako dwudziestokilkulatek, dokonałem dwóch odkryć: że łatwo i szybko można zarobić duże pieniądze i że równie szybko można przyzwyczaić się do życia polegającego na kolekcjonowaniu emocji, na kupowaniu emocji za pieniądze.
Potem, już jako pracownik korporacji i trener technik wpływu, będąc samemu nadal daleko od wiary i Kościoła, odkryłem, że istnieje kategoria ludzi, którzy nie poddają się łatwo manipulacjom technik sprzedażowych.
Jak się okazało byli to ludzie wierzący.
Każda manipulacja skierowana jest na źródło lęku. Na tym polegają właśnie agresywne techniki sprzedaży: uderzyć skutecznie w to miejsce komunikatem, który ma dać ulgę, poczucie wartości, prestiżu, przynależności etc – tak uzyskuje się decyzję zakupową klienta. To w dużym uproszczeniu cała tajemnica biznesu i polityki rozumianych jako sprzedawanie towarów i idei.
Stosując techniki wpływu i ucząc ich stosowania byłem niczym cyganka. która po prostu umie „czytać” człowieka po to, żeby trafić w jego słaby punkt i uzyskać pieniądze.
Cyganka także bazuje na ludzkim lęku. A wiadomo, że najsilniejszym lękiem jest lęk przed śmiercią.
Od kilku dni słońce chowa się za chmurami, jest nieco chłodniej, więc lepiej się idzie, ale jest za to bardzo duszno i cały czas w powietrzu czuć zbliżającą się burzę. Jacek, przyjaciel z Colorado, przysłał mi zdjęcia dachów całkowicie pogruchotanych kilka dni temu przez potężne kule gradu.
Wczorajszej nocy przeżyłem pod namiotem tak gwałtowną burzę, że tylko modliłem się żeby piorun nie uderzył w namiot. Ulewa nie dała spać do rana i potem suszenie namiotu znacznie opóźniło wyjście. Nie ochroniłem dobrze wózka przed deszczem i woda dostała się do środka. Za to pamiętałem, żeby zabezpieczyć sobie zawczasu trochę suchego drewna na poranną kawę.
Jest niedziela. Idąc niewyspany mijam pięknie utrzymane pola golfowe z idealną trawą. Na poboczu w trawie świeci czystą bielą piłeczka do golfa. Podnoszę na pamiątkę. W elektrycznych wózkach bezszelestnie przemieszczają się starsi panowie w eleganckich pulowerach i w śmiesznych białych czapeczkach. To chyba zwieńczenie udanego życia i najwyższy szczebel społecznej drabiny: bogata emerytura na polu golfowym.
Niedzielna msza w kościele św. Jakuba w Kaerney. Nigdy nie wiem jak na mnie zareaguje amerykański ksiądz. Zwykle reakcja jest ok ale czasem zdarza się chłodne przyjęcie. Po prostu dla niektórych moja droga jest zbyt dziwaczna i niezrozumiała. Ci szybko coś mi dają na droge i chcą żebym zniknął. Nie mam o to żalu. Wiem że człowiek idący z wózkiem przez USA wygląda dziwnie z poziomu uporządkowanego, stabilnego życia. Ten widok może burzyć spokój.
Jednak tym razem ksiądz jest wyjątkowo gościnny. Przedstawia mnie wiernym słowami:
– Europa ma piękną tradycję pielgrzymowania do Grobu św. Jakuba w Santiago de Compostela. Wiele pielgrzymkowych szlaków prowadzi przez Stary Kontynent. Dziś ta tradycja dosłownie przyszła do nas w osobie Romana z Polski, który pielgrzymuje pieszo z San Francisco do Nowego Jorku. Wspólnie z kolegą, który wędruje z Kanady do Majątku, rysują stopami znak krzyża na Ameryce. Moflą się za nas. Za nasz kraj. Pamiętajmy o nich w modlitwie.
Po mszy przyjmuję od wspólnoty dużo wyrazów życzliwości, zbieram intencje i ofiary.
Gdy zostajemy sami z księdzem, proszę go o błogosławieństwo na drogę. Zaskakuje mnie bo prosi żebym najpierw to ja pomodlił się nad nim. Po chwili milczenia przychodzi mi do głowy żeby odmówić modlitwę „Our Father”, ktorej zdążyłem się już nauczyć po angielsku na pamięć idąc trzeci miesiąc przez Stany.
Powietrze cały dzień jest duszne i wilgotne. Pod wieczór, gdy nogi czują już zmęczenie, pojawiają się ciężkie burzowe chmury. Muszę szukać schronienia na noc. Czuję niepokój. Burza pod namiotem w odkrytym terenie to żadna przyjemność.
Szczęśliwie mapa pokazuje samotny motel 5 mil w bok od mojej drogi. Wyjmuję różaniec i przyspieszam kroku.
Gdy docieram na miejsce, ołowiane niebo przecina błyskawica i w ziemię wielkimi kroplami uderza ulewa.
8 sierpień 2018
Długa piesza pielgrzymka uczy że doskonałość tu nie pasuje. „Idealne” pomysły i rozwiązania rozwiewają się zwykle jak kurz spod butow. Trzeba zrezygnować z kontrolowania wydarzeń, z doskonałego planu, ze swoich oczekiwań.
Plan ogranicza się tutaj do kilku punktów: zdążyć uciec przed burzą, chronić się przed odwodnieniem, wyspać się i rano przyjąć kalorie żeby mieć siłę do marszu. Mieć zapas wody. I najważniejsze : być skupionym na celu. Dlaczego tu jestem. I dla kogo. Dziennie minimum 20 mil. Trzeba dojść. Trzeba ukończyć pielgrzymkę. Dlatego różaniec. Ta modlitwa jest jak łańcuch na skalnej ścianie. Wyciąga z trudności i prowadzi w górę. Daje skupienie na tym co najważniejsze.
Doskonałość do której tęsknię jest tuż za linią horyzontu.
Radio Deon Chicago
Pielgrzym Miłosierdzia Roman Zięba z Polski już jutro dołaczy do 31. Pieszej Pielgrzymki Maryjnej z Chicago do Merillville w stanie Indiana.
Pokonał już ponad 2500 km bez pieniedzy, bez dachu nad głowa, bez wsparcia, bez zabezpieczeń ale z wielkim zaufaniem do Boga. Z tym zaufaniem dotarł z San Francisko w stanie California do Omaha w stanie Nebraska. Idzie teraz do Nowego Jorku.
Drugi z Pielgrzymów Miłosierdzia Wojciech Jakowiec idzie z północy z Kanady do Meksyku do Matki Bożej Guadelupe. Swoimi stopami pielgrzymi czynia znak krzyza na amerykańskim kontynencie modlac sie za Stany Zjednoczone. Spotkali sie w Denver w Colorado i idą dalej.
11 sierpień 2018
Z Kościoła św. Michała w Chicago wyruszyło ok. 5 tysięcy pielgrzymów. Połowa to rozśpiewana młodzież urodzona już tutaj. Jutro dojdziemy do Sanktuarium Matki Boskiej Częstochowskiej w Merrilville w stanie Indiana.
Duch radości , wolności , uwielbienia Boga.
Idziemy pod hasłem „Pod płaszczem Maryi”
Tu jest Polska!
12 sierpień 2018
Wielkie kolejki do spowiedzi. Służby medyczne mają dużo pracy. A jednak wszędzie uśmiech i nastrój rafisnej modlitwy.
Tutaj w USA polski fenomen pielgrzymowania do Maryi jest szczególnie widoczny …
PEREGRINOS REALIZAN CAMINATA DESDE CANADÁ HASTA LA BASÍLICA, PASAN POR PIEDRAS NEGRAS
Peregrino de la Misericordia de Dios, originario de Polonia, pasó caminando por Piedras Negras, para trazar su ruta y llegar a la basílica de Guadalupe, en la ciudad de México, y así cumplir con la ruta de la paz que inicio desde el pasado viernes 4 de mayo, en Polonia, cruzo Canadá, Estados Unidos y México.
Gepostet von Las Noticias Televisa Piedras Negras am Dienstag, 28. August 2018
Przyjechałem około 5.30 do lathrop, bo powiedziano mi, że w kościele naszej pani z gwadelupy odbędzie się msza w języku angielskim o 6.00, święty patron naszej pielgrzymka, na pewno na mnie czeka, pomyślałem… Ale później było rozczarowanie. Kościół był zamknięty i nie było oznak życia. Jedna pani wyjaśniła mi, że nie będzie mszy tego dnia, bo ksiądz był na wakacjach. W związku z tym ani mszy, ani widoków na miejsce do wieczora. Byłam trochę smutna, wyciągnąłem swój notes i usiadłem na pomniku naszego seńora, który pojawił się w San Juan Diego. Nagle, chudy meksykanin com, świetny samochód. Zapytał mnie, kim jestem. Więc wyjaśniłem to krótko. Rigoberto był głęboko poruszony tym, co słuchałem. Powiedział, że dotarłem do właściwego miejsca. Mimo, że nie było mszy w tym dniu, odbędzie się spotkanie społeczności międzynarodowej Ameryki Łacińskiej „. ” za dwie godziny odbędzie się spotkanie modlitwy w kościele. Możesz nam opowiedzieć o swojej wyprawie. Będziemy również modlić się za waszą bezpieczną pielgrzymkę w intencji Ameryki „. rigoberto zabrał mój wózek do vana i zabrał mnie do Holiday Inn, gdzie pokój prawdopodobnie kosztował 200. dolarów, on zapłacił za to. ” potrzebujesz odpoczynku…” wziąłem prysznic i zmieniłem ubrania na świeże. Po godzinie, rigoberto odebrał mnie i wróciliśmy do kościoła wkrótce. Był już pełen ludzi z Meksyku, salwadoru, gwatemali, kostaryki i innych krajów Ameryki Łacińskiej. To, co się stało, dosłownie odebrało mi mowę. Widziałem wielki obraz Jezusa Chrystusa na ołtarzu, obok naszej pani z gwadelupy. Nigdy nie doświadczyłem takiej modlitwy w całym moim życiu. Taniec, śpiewanie i wykorzystywanie radości wraz z gitarą ” mariachi.” wszyscy tańczyliśmy i śpiewali. Więc poproszono mnie o rozmowę. Młody Brandon, pastor, który chciał zostać księdzem, grał po angielsku w języku hiszpańskim. Mówiłem o w Across America, społeczność polskich pielgrzymów, którzy szli po drugiej stronie Polski w tym samym czasie i na temat amerykańskiej inicjatywy „Rosario z wybrzeża do wybrzeża”. część z nich już czytała o mojej pielgrzymka w agencji wiadomości Katolicka katolicka. Czujemy, jak Duch Święty pracował między nami. Kiedy skończyłem, wszyscy zaczęli krzyczeć ” niech żyje Chrystus!” wtedy wszyscy ludzie w kościele prosiły przeze mnie, poprosili matkę Boga, aby chronił mnie w mojej podróży. Potem było modlitwa chwały… widziałem Indian, pierwotnych mieszkańców tego kontynentu, z podniosłem ramiona i usłyszałem szczere płacz, łzy oczyszczenia… po wyjściu z kościoła zostałem zaproszony na pyszne meksykańskie jedzenie . Mężczyźni i kobiety się się do mnie i mnie mnie, acurrucaban i wsadzili mi do ręki rolki banknotów.
Niech żyje Chrystus!
Niech żyje święty spirito!
Niech żyje papież francesco!
Niech żyje Santa Maria z gwadelupy!