Świadectwo – Arek Nakonieczny

Świadectwo – Arek Nakonieczny

Świadectwo

Dotyk Miłości…
Mam na imię Arek mam 41 lat. Wychowywany byłem w wierze Katolickiej, rodzice często zabierali mnie do kościoła jak byłem młodym chłopcem, praktycznie każdą Mszę św. przesypiałem w ławce. Do kościoła zawsze miałem pod górkę, przebywanie w kościele było dla mnie zawsze stratą czasu. Wiedziałem tylko teoretycznie, że Bóg istnieje, lecz nigdy go nie spotkałem. Rodzice bardzo mnie kochali i chcieli jak najlepiej mnie wychować. Byłem osobą bardzo zamkniętą w sobie, miałem swój mały świat, w którym można powiedzieć sam sobie żyłem, i sam jego scenariusz układałem. Chciałem żyć po swojemu i decydować o swoim życiu. Bardzo szybko pojawił się bezsens życia i pierwsze próby samobójcze w 1988r. mając 9 lat , głównie było to przedawkowania leków, które powtarzały się przynajmniej raz w roku. Oczywiście rodzice o tym nie wiedzieli, że próbuję odebrać sobie życie i za każdym razem lądowałem w szpitalu z silnym zatruciem, które nikt nie potrafił dokładnie zdiagnozować. W wieku 12-14 lat pojawił się w moim życiu alkohol, w którym znalazłem ukojenie na swoje problemy i życie. Był to jedyny lek, który potrafił złagodzić wszystkie objawy mojego stanu w jakim wtedy byłem. Zaczęły się imprezy i co weekend alkohol. Takie życie mi pasowało i wtedy tak chciałem żyć. Po bardzo krótkim czasie alkohol był dla mnie najważniejszy w życiu i nie było dnia, w którym bym nie był pod jego wpływem, nie potrafiłem bez niego żyć, bawić się, dodawał odwagi, pewności, śmiałości, dodawał mi skrzydeł. Nie wiedziałem wtedy, że już jestem osobą uzależnioną. Dla alkoholu mogłem zrobić wszystko. W pewnym momencie zawładnął moim życiem całkowicie, był moim najlepszym przyjacielem, bez którego nie mogłem żyć, a który mnie zdradził i rzucił w końcu o ziemię i zmieszał z błotem, upokorzył mnie maksymalnie jak tylko mógł, teraz za tą przyjaźń musiałem słono płacić. Moja kondycja fizyczna i psychiczna już była w bardzo opłakanym stanie. Liczne próby samobójcze, problemy z policją, z prawem, rozpadło się moje pierwsze małżeństwo i straciłem kontakt na jakiś czas z synem, który miał wtedy 2 latka. Moje życie stało się piekłem. W końcu zdecydowałem się sam sobie pomóc i zgłosiłem się  do szpitala na zamkniętą terapię odwykową. Takich terapii zamkniętych zaliczyłem 3. Dwukrotnie zamknięty byłem w szpitalu psychiatrycznym, lecz nic to nie pomogło, piłem jeszcze gorzej i bardziej destrukcyjnie. Stawałem się coraz bardziej bezwzględnym i potwornym człowiekiem, nikt dla mnie się nie liczył oprócz alkoholu. Niejednokrotnie byłem już w stanie agonalnym. Nie wierzyłem w jakąkolwiek pomoc . Widziałem tylko jedną swoją wizję, jaką jest zapicie się na śmierć, kolejna próba samobójcza, albo zwariuję albo kogoś zabije i wyląduje w zakładzie karnym. Niszczyłem swoje życie, moich najbliższych i wszystkich, którzy spotykali się ze mną, również straciłem znajomych, z którymi się spotykałem, zostałem tylko ja i alkohol. Żyłem sobie tak około 20 lat. W międzyczasie spotkałem na swojej drodze wspaniałą kobietę, która po 10 latach życia ze mną w piekle, mimo wszystko została moją żoną. Bardzo wierzyła we mnie i wiedziała, że w środku jestem dobrym człowiekiem, tylko zagubionym, bardzo mocno we mnie wierzyła, jej miłość do mnie była niezrozumiała dla mnie po tym wszystkim co ze mną przeszła. Wreszcie 10.08.2014r. będąc po ciągu picia stwierdziłem, że pomodlę się, była to ostatnia moja deska ratunku, byłem wtedy na skraju wyczerpania psychicznego, nie dawałem już sobie rady. Stwierdziłem, że jeśli Bóg mi teraz nie pomoże to już nie wierzę w nic, tylko Bóg mi został, wszystkie środki po ludzku już wykorzystałem, pokładałem tylko nadzieję w Bogu. Jak dotąd to tylko prosiłem Boga aby pozwolił mi się zapić, umrzeć, aby mnie już zabrał bo już nie jestem w stanie tak dalej żyć. Natomiast Pan Jezus miał całkiem inny plan wobec mnie. Pierwszy raz w życiu zacząłem się modlić z otwartym sercem. Zacząłem prosić Pana Jezusa żeby mnie zabrał, żeby pozwolił mi umrzeć albo zrobił coś ze mną bo już dalej nie mogę tak żyć. W pewnym momencie spojrzałem na Krzyż i zacząłem płakać, nie mogłem powstrzymać płaczu, zacząłem czuć, że coś się ze mną dzieje, czułem ogromną miłość Pana Jezusa i świadomość tego, że oddał za mnie życie, dokładnie za mnie, za takiego grzesznika, który przez całe swoje życie żył bez Boga. Nie mogłem ogarnąć tego rozumem, że Jezus umarł za mnie, za takiego złego człowieka, że mnie mimo wszystko kocha bezgranicznie i przebacza wszystko, że wyciąga do mnie rękę i mnie podnosi. Ogarnął mnie niesamowity pokój i miłość, wszystko zniknęło, cała rozpacz, lęk, strach, myśli destrukcyjne. Na początku myślałem, że zwariowałem, nie miałem z kim o ty porozmawiać. Stwierdziłem, że pójdę do księdza i opowiem całą historię. I tak zrobiłem. Ksiądz proboszcz parafii p.w. Miłosierdzia Bożego wytłumaczył mi co się ze mną dzieje, że właśnie spłynęła na mnie Łaska Boża, że Bóg mnie dotknął, że mnie nawraca i uzdrawia bywa tak, że ludzie bardzo dziwnie się czują w tym momencie i myślą, że zwariowali, taki stan może trwać około 6 miesięcy. Tak dokładnie było ze mną, żyłem w Niebie przez 6 miesięcy. Potem Bóg sprowadził mnie na ziemię i powiedział, że teraz On będzie mnie prowadził przez życie, jeśli tylko Mu pozwolę. Bóg wyrwał mnie z piekła alkoholu. Jestem trzeźwy już 6 lat. W dniu 10.08.2014r. moje serce z kamienia zostało wyrwane a Jezus wstawił w to miejsce serce z ciała, żywe i miłujące Go bezgranicznie. Działanie Boga w moim życiu nie zakończyło się na tym wszystkim co otrzymałem w 08.2014r. W 09.2014r. dowiedziałem się, że moja żona jest w ciąży, to był kolejny cud. Po jakimś czasie Jezus skierował mnie na kurs Nowe życie, na którym pokazał mój grzech i jak bardzo Go raniłem swoim życiem. Bardzo Bóg chciał żebym poznał także Maryję, bo przez Jej serce mogę być coraz bliżej Jezusa. Na mszy św. Ksiądz Daniel polecał codziennie odmawiać różaniec, a mianowicie Nowennę Pompejańską , wiedziałem wtedy, że konkretnie mówi do mnie. Tylko był problem, że ja nie wiedziałem nawet wtedy jak w ogóle odmawia się różaniec, a co dopiero Nowennę Pompejańską. Minął jakiś czas i stwierdziłem, że muszę się modlić tą Nowenną. Było to wyzwanie bo 3 różańce dziennie to było minimum prze 54 dni, a ja nigdy w życiu nawet dziesiątki nie odmówiłem, wiedziałem  tylko jak różaniec wygląda. Dałem radę, modliłem się w intencji mojej żony aby ciąża przebiegała bez problemów i żeby nasz synek urodził się zdrowy, (już wtedy wiedzieliśmy, że będziemy mieli synka). Podczas odmawiania Nowenny zły duch bardzo walczył o mnie, podsuwał różne myśli, abym tylko się nie modlił. Wiedziałem, że nie jestem sam, że trzymając różaniec w ręku trzymam moją Mamę Maryję za rękę i Ona mnie nie puści. Nie poddałem się złemu duchowi bo byłem pod cudowną opieką i skończyłem nowennę. Podczas Nowenny za każdym razem podczas odmawiania Tajemnicy Bolesnej bardzo przeżywałem ją duchowo, czułem ciepło i ciarki praktycznie na całym ciele, w ten sposób Maryja i Jezus po raz kolejny pokazywali mi co Chrystus zrobił dla mnie i jak bardzo mnie kocha. Kolejny cud wydarzył się w moim życiu. Pan Jezus uratował życie naszego nienarodzonego jeszcze wtedy synka. Synek miał się urodzić 20.06.2015r. urodził się 01.06.2015r. Mojej żonie wyszły troszeczkę złe wyniki badań, ale wyniki nie kwalifikowały się do tego, że trzeba się kłaść na oddział, mimo wszystko dzięki naszej znajomej, która pracowała w szpitalu w Lublinie stwierdziliśmy, że pojedziemy do szpitala, dostaliśmy się na oddział 31.05.2015r. była to niedziela. Stwierdziliśmy, że poleży żona około 3 dni i wróci do domu. Jednak tak się nie stało. 01.06.2015r. rano na obchodzie podczas badania mojej żony nie były wyczuwalne ruchy dziecka i nie było wyczuwalne tętno. Okazało się, że synek miał szyjkę owiniętą pępowiną i lekarz od razu zlecił jak najszybciej cesarskie cięcie. 01.06.2015r o godzinie 8.17 na świat przyszedł silny i zdrowy nasz synek. Chwała Panu!!!! Dziś ma już 5 lat. W moim życiu zły duch nie przestawał walczyć o mnie, wiedział, że już nie ma szans aby mnie zniewolić po raz kolejny alkoholem to złapał mnie w sidła myśli samobójczych. Wykorzystał moją ogromną tęsknotę za Bogiem, która w pewnym momencie wkradła się do mojej duszy. Była to tęsknota doświadczenia tego samego stanu co w momencie mojego nawrócenia. Bardzo pragnąłem wtulić się w ramiona Jezusa. Myśli samobójcze bardzo mnie często dopadały i nie mogłem sobie z nimi poradzić.W dniu 13.02.2016r. Pan dotknął mnie kolejny raz na spotkaniu modlitewnym w Częstochowie u o. Daniela. Podczas modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne otrzymałem Łaskę spoczynku w Duchu Świętym. Spojrzałem w stronę o. Daniela gdy robił w moim kierunku znak Krzyża i w tym momencie upadłem. Później się dowiedziałem od mojej mamy, która w tym czasie ze mną była, że po słowach o. Daniela, że w tym momencie zostaje uzdrowiona osoba od ducha samobójstwa, właśnie po tych słowach upadłem. Od tego dnia nie mam myśli samobójczych. Jestem szczęśliwy i wolny…. Chwała Panu za to wszystko co czyni w moim życiu!!!! Od momentu spotkania Boga na swojej drodze zostałem obdarzony wieloma łaskami, których nie sposób wymienić. Od 6 lat jestem wolnym i szczęśliwym człowiekiem. Oddałem całkowicie swoje życie Panu Jezusowi, nie potrafię i nie chcę już bez Niego żyć. Nie ma dnia w moim życiu abym nie wielbił Pana Jezusa, abym nie rozmawiał z Nim. Dziś wiem po co i dla kogo żyję. Mam wspaniałą rodzinę, cudowną żonę, wspaniałych synów, kochających rodziców i coraz więcej przyjaciół, którzy towarzyszą mi w drodze do zbawienia. Inaczej patrzę na życie i ludzi. O cokolwiek dziś proszę Pana Jezusa to otrzymuję jeśli jest to zgodne z Jego wolą. I zawsze jest tak, że dostaję więcej niż prosiłem. W moim życiu są dwa miejsca, w których czuję się kochany i bezpieczny, jest to Kościół oraz dom, moja rodzina. Jestem innym człowiekiem dziś, należę do parafialnej wspólnoty modlitewnej, jestem wolontariuszem w hospicjum i staram się żyć tak, abym nie bał się śmierci, bo dzisiaj jest moje a jutro może w ogóle nie nadejść… Wiele sfer w moim życiu Jezus uzdrowił, których nie opisałem i wciąż mnie dotyka i prowadzi, czuję Jego obecność w moim życiu. Moja nędza i małość jest niczym w porównaniu do miłości Boga, sam z siebie nic nie mogę, nie jestem w stanie nic uczynić bez Boga. Chwała Panu za wszystko co uczynił w moim życiu i nadal czyni. Dziś wiem, że gdybym nie doświadczył w swoim życiu takiego Krzyża możliwe, że bym nie poznał Jezusa i przeogromnej miłości Jego. Więc każdy Krzyż, każde cierpienie, które teraz w swoi życiu niosę, dźwigam na Chwałę Jezusa, który niósł ponad 2000 lat temu całe brzemię świata z wielką miłością i pokorą i umarł za mnie i za ciebie abyśmy mogli żyć. Pragnę naśladować Chrystusa i kroczyć do końca swoich dni jego śladami, a w szczególności Jego drogą Krzyżową. Chwała Panu za Krzyż bo w Nim jest miłość i życie… Chwała Maryi za opiekę, łaski i za Syna Którego nam dała… AMEN!!!

,,Panie niczym sobie nie zasłużyłem na dobra, które mam… Dziękuję Ci… Wskaż mi, jak dzielić się nimi… Swoje serce chcę rozdać wszystkim, ale niech to będzie serce pełne Twojej miłości… Panie pozwól mi być wolnym od pieniędzy, gdy będę je miał… Pomóż mi nie kalkulować, lecz ufać… Panie bez Twojej łaski moje serce nie ustrzeże się grzechu… Dziękuję za radość, którą mi dajesz, gdy dzielę się z innymi… To po ludzku jest dla mnie bardzo ważne… Spraw Panie, by moją motywacją do dawania była zawsze szczera miłość do Ciebie i ludzi… Panie oczyszczaj moje pragnienia, abym zawsze pragnął tylko Ciebie i tego, czego Ty chcesz… Pomóż mi, bym nie był ślepy na potrzeby innych… Dziękuję Ci za każdą łaskę przełamania i dania z siebie czegoś dla innych… Przepraszam za każdą zmarnowaną okazję do czynu miłosierdzia… Daj mi Panie odwagę do wykonywania takich czynów… Oddal ode mnie Panie wszystkie szufladkowania ludzi, którym mógłbym pomóc… Uwolnij mnie od pokus posiadania… Niech mnie pociąga to co małe i skromne, a wielkie w Twoich oczach… Kocham Cię Boże za to, że mogę zwracać się do Ciebie i mówić to wszystko… Dziękuję za tę łaskę… Pamiętasz Panie, że czułem kiedyś tyle łask i tyle radości… Było mi za lekko… Poczułem, że mnie wołasz… Teraz jest mi ciężej, ale cały czas czuję Twoje błogosławieństwo i niezgłębioną radość z tego, co robię… Dziękuję!… Cały czas czuję się szczęściarzem… Na ile dzielę się tym szczęściem?… Ile dzielę się sobą, a ile Tobą?… Chyba zbyt mało mówię o tym, że moje szczęście pochodzi od Ciebie… Życie to ciągłe przełamywanie siebie… Dziękuję, że tu jestem… Dziękuję za to, że: oczyszczasz moje serce…, umacniasz moją wiarę…, stawiasz przede mną tych ludzi, którzy dzielą się Tobą… Panie Ty najlepiej znasz moje serce… Panie bądź moją jedyną pociechą… Panie ukierunkuj moje kaprysy i zachcianki na Ciebie… Panie boję się tej prośby, ale pomóż mi być ubogim na sposób światowy, a bogatym na sposób duchowy… Wierzę, że Ty zatroszczysz się o mnie i poprowadzisz do prawdziwej wolności… Panie, wierzę, że moje serce jest Twoim domem… Niestety wiem, że czasami zostawiam Ci tam za mało miejsca… Wiem, że wchodzisz tam z odkurzaczem (czasami bez pytania). Dziękuję Ci za to Panie, drzwi mojego serca zawsze stoją przed Tobą otworem!”
NIECH SIĘ DZIEJE WOLA TWOJA A NIE MOJA PANIE… !!!
AMEN!!!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *